Przejdź do treści

Świat nieprzystosowany do ADHD

Świat nieprzystosowany do ADHD
I bez ADHD trudno w ławce wysiedzieć każdego dnia kilka razy po 45 minut. Ilustracja: shutterstock
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

W Stanach już pojawiają się głosy, że z leczeniem ADHD przesadzono i na wyrost faszeruje się dzieci lekami. Jednak tam dyskutujący zastanawiają się, czy aby nie leczy się ponad 100 proc. chorych… U nas za to problem jest odwrotny: problem się ignoruje i marzeniem byłoby objęcie terapią i opieką choćby połowy potrzebujących jej dzieciaków. 

Nadal nie brak takich, którzy mówią, że ADHD to wymyślona wymówka. Kiedyś – tak brzmi ten argument – się go nie diagnozowało, nie leczyło i było dobrze, bo dzieciaki potrzebują nie pomocy, tylko dyscypliny. Najlepiej takiej wprowadzanej pasem, no bo czym innym można ją wprowadzać? Tylko że… z każdą chorobą było kiedyś tak, że jej nie diagnozowano i nie leczono. I z niemal każdą było też tak, że opierano się przed uwierzeniem w jej prawdziwą przyczynę. Wiadomo przecież, że zawsze było inaczej, a „zawsze” nigdy się nie myli. Ten opór przełamywano powoli, ale zwykle się udawało.

Teraz podobnie jest z ADHD. Choć akurat w tym wypadku sprawa jest skomplikowana, bo wiele wskazuje na to, że wcale nie chodzi o nowo odkrytą chorobę. Raczej o to, że do współczesnych czasów donieśliśmy geny, które nie są przystosowane do taśmowych szkół, taśmowych fabryk i taśmowych korporacji. I kiedy do nich trafią, to sprawiają kłopoty.

O ADHD wiemy sporo, ale to za mało

ADHD to najbardziej rozpowszechnione dziecięce zaburzenie zachowania i wiemy już o nim całkiem sporo. Po pierwsze to, że jest realnym problemem, z którym boryka się ok. 68 proc. dzieci i trzy razy częściej dotyczy to chłopców niż dziewczynek. Zwykle pojawia się w okolicach siódmego roku życia i przejawia nadmierną impulsywnością, problemami z zachowaniem uwagi oraz nadpobudliwością. Na ogół, ale nie zawsze, symptomy zanikają w czasie dorastania. ADHD jest dziedziczne i przekazywane przez jednego z rodziców, a jego genezy należy szukać w biologii naszych organizmów.

Wciąż jednak nie radzimy sobie z uporządkowaniem tej wiedzy w spójną całość. Kolejne badania przynoszą nowe informacje, a w tym wypadku należy na półkę odłożyć zwyczajowe myślenie, że da się sprawę wytłumaczyć działaniem jednego czynnika. Tutaj jest ich wiele. Powiązano z nim już co najmniej 15 genów (wiele odpowiadających za to, jak radzimy sobie z dopaminą). Opisano także wpływ zaburzenia na kilka obszarów mózgu. I to nie wszystko, bo badania cały czas są prowadzone i spływają kolejne informacje.

ADHD ‒ łowca kontra uczeń

ADHD to nie choroba. Przynajmniej nie w klasycznym rozumieniu tego słowa. Jedna z najpopularniejszych teorii dotyczących genezy zaburzenia to tzw. hipoteza łowca kontra farmer. Jej autorem jest Thom Hartmann – dziennikarz, były psychoterapeuta i ojciec dziecka, u którego zdiagnozowano zespół. Uznał on, że ADHD to pozostałość po czasach, gdy byliśmy łowcami-zbieraczami. Wtedy – argumentował – nadpobudliwość, ciągłe poszukiwanie stymulujących bodźców i umiejętność myślenia o kilku rzeczach naraz były atutami. Przestały nimi być dopiero wtedy, gdy zmieniliśmy tryb życia na osiadły.

Luźny pomysł Hartmanna znalazł potwierdzenie w poważnych badaniach. Okazało się na przykład, że w kulturach nomadycznych geny wiązane z ADHD oraz impulsywnością są bardziej rozpowszechnione. Pokazano także – a zrobił to Ben Campbell z Milwaukee University, który badał kenijski lud Ariaal – że współcześni nomadowie odnoszą z nich korzyści. Tak jak i dzieci zresztą, bo jest wiele sytuacji, w których ciekawość, nadpobudliwość i impulsywność są zaletami, a nie wadami.

Odwiedź specjalistę. Wybierz szkołę

Tyle tylko, że trudno o to w szkole. I bez ADHD trudno w ławce wysiedzieć każdego dnia kilka razy po 45 minut. Z nim jest to w zasadzie niemożliwe. Nadpobudliwość i problemy z koncentracją są przez nauczycieli zwalane na charakter dziecka lub niski poziom inteligencji. A kiedy taka łatka już zostanie przyklejona – to tzw. efekt Pigmaliona ciągnie się za uczniem przez lata.

Dlatego warto reagować i jeżeli tylko mamy podejrzenia, że ADHD może być problemem naszego dziecka, to należy odwiedzić mądrego specjalistę. Są już metody, które dzięki łączeniu farmakoterapii z psychoterapią zapewniają przyzwoitą skuteczność. Ale równie ważne jest to, że znajomość przyczyny problemów pozwala lepiej je zrozumieć i spojrzeć na nie innym okiem. A także zadbać, żeby zrobili to nauczyciele. To ważne, bo skoro problem z ADHD jest taki, że świat jest nieprzystosowany do dzieciaków, to można go trochę przystosować. Tym bardziej że w Polsce wciąż są tysiące takich nieleczonych przypadków.

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.