4 min.
Świat nieprzystosowany do ADHD

I bez ADHD trudno w ławce wysiedzieć każdego dnia kilka razy po 45 minut. Ilustracja: shutterstock
W Stanach już pojawiają się głosy, że z leczeniem ADHD przesadzono i na wyrost faszeruje się dzieci lekami. Jednak tam dyskutujący zastanawiają się, czy aby nie leczy się ponad 100 proc. chorych… U nas za to problem jest odwrotny: problem się ignoruje i marzeniem byłoby objęcie terapią i opieką choćby połowy potrzebujących jej dzieciaków.
Nadal nie brak takich, którzy mówią, że ADHD to wymyślona wymówka. Kiedyś – tak brzmi ten argument – się go nie diagnozowało, nie leczyło i było dobrze, bo dzieciaki potrzebują nie pomocy, tylko dyscypliny. Najlepiej takiej wprowadzanej pasem, no bo czym innym można ją wprowadzać? Tylko że… z każdą chorobą było kiedyś tak, że jej nie diagnozowano i nie leczono. I z niemal każdą było też tak, że opierano się przed uwierzeniem w jej prawdziwą przyczynę. Wiadomo przecież, że zawsze było inaczej, a „zawsze” nigdy się nie myli. Ten opór przełamywano powoli, ale zwykle się udawało.
Teraz podobnie jest z ADHD. Choć akurat w tym wypadku sprawa jest skomplikowana, bo wiele wskazuje na to, że wcale nie chodzi o nowo odkrytą chorobę. Raczej o to, że do współczesnych czasów donieśliśmy geny, które nie są przystosowane do taśmowych szkół, taśmowych fabryk i taśmowych korporacji. I kiedy do nich trafią, to sprawiają kłopoty.
O ADHD wiemy sporo, ale to za mało
ADHD to najbardziej rozpowszechnione dziecięce zaburzenie zachowania i wiemy już o nim całkiem sporo. Po pierwsze to, że jest realnym problemem, z którym boryka się ok. 6‒8 proc. dzieci i trzy razy częściej dotyczy to chłopców niż dziewczynek. Zwykle pojawia się w okolicach siódmego roku życia i przejawia nadmierną impulsywnością, problemami z zachowaniem uwagi oraz nadpobudliwością. Na ogół, ale nie zawsze, symptomy zanikają w czasie dorastania. ADHD jest dziedziczne i przekazywane przez jednego z rodziców, a jego genezy należy szukać w biologii naszych organizmów.
Wciąż jednak nie radzimy sobie z uporządkowaniem tej wiedzy w spójną całość. Kolejne badania przynoszą nowe informacje, a w tym wypadku należy na półkę odłożyć zwyczajowe myślenie, że da się sprawę wytłumaczyć działaniem jednego czynnika. Tutaj jest ich wiele. Powiązano z nim już co najmniej 15 genów (wiele odpowiadających za to, jak radzimy sobie z dopaminą). Opisano także wpływ zaburzenia na kilka obszarów mózgu. I to nie wszystko, bo badania cały czas są prowadzone i spływają kolejne informacje.
ADHD ‒ łowca kontra uczeń
ADHD to nie choroba. Przynajmniej nie w klasycznym rozumieniu tego słowa. Jedna z najpopularniejszych teorii dotyczących genezy zaburzenia to tzw. hipoteza łowca kontra farmer. Jej autorem jest Thom Hartmann – dziennikarz, były psychoterapeuta i ojciec dziecka, u którego zdiagnozowano zespół. Uznał on, że ADHD to pozostałość po czasach, gdy byliśmy łowcami-zbieraczami. Wtedy – argumentował – nadpobudliwość, ciągłe poszukiwanie stymulujących bodźców i umiejętność myślenia o kilku rzeczach naraz były atutami. Przestały nimi być dopiero wtedy, gdy zmieniliśmy tryb życia na osiadły.
Luźny pomysł Hartmanna znalazł potwierdzenie w poważnych badaniach. Okazało się na przykład, że w kulturach nomadycznych geny wiązane z ADHD oraz impulsywnością są bardziej rozpowszechnione. Pokazano także – a zrobił to Ben Campbell z Milwaukee University, który badał kenijski lud Ariaal – że współcześni nomadowie odnoszą z nich korzyści. Tak jak i dzieci zresztą, bo jest wiele sytuacji, w których ciekawość, nadpobudliwość i impulsywność są zaletami, a nie wadami.
Odwiedź specjalistę. Wybierz szkołę
Tyle tylko, że trudno o to w szkole. I bez ADHD trudno w ławce wysiedzieć każdego dnia kilka razy po 45 minut. Z nim jest to w zasadzie niemożliwe. Nadpobudliwość i problemy z koncentracją są przez nauczycieli zwalane na charakter dziecka lub niski poziom inteligencji. A kiedy taka łatka już zostanie przyklejona – to tzw. efekt Pigmaliona ‒ ciągnie się za uczniem przez lata.
Dlatego warto reagować i jeżeli tylko mamy podejrzenia, że ADHD może być problemem naszego dziecka, to należy odwiedzić mądrego specjalistę. Są już metody, które dzięki łączeniu farmakoterapii z psychoterapią zapewniają przyzwoitą skuteczność. Ale równie ważne jest to, że znajomość przyczyny problemów pozwala lepiej je zrozumieć i spojrzeć na nie innym okiem. A także zadbać, żeby zrobili to nauczyciele. To ważne, bo skoro problem z ADHD jest taki, że świat jest nieprzystosowany do dzieciaków, to można go trochę przystosować. Tym bardziej że w Polsce wciąż są tysiące takich nieleczonych przypadków.
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.
Podoba Ci się ten artykuł?
Tak
Nie
Powiązane tematy:
Polecamy

29.05.2023
„20 proc. pacjentek, niejednokrotnie nawet z zaawansowaną endometriozą, nie ma żadnych dolegliwości bólowych” – mówi dr Jan Olek

27.05.2023
Uważano, że kobietom papierosy szkodzą szczególnie, niszcząc nie tyle ich zdrowie, co moralność. Jak kiedyś leczono tytoniem

25.05.2023
„Perspektywa psychoterapeuty nie ogranicza się do spojrzenia na indywidualne cierpienie. Sięga do tego, co się dzieje między światem a człowiekiem” – mówi Bogdan de Barbaro

23.05.2023