Przejdź do treści

„Jak się żyje w szpitalu psychiatrycznym, na oddziale zamkniętym? Trochę jak w małej wiosce, gdzie wszyscy się znają i wiele ich łączy” – mówi Krystyna Piątkowska

Krystyna Piątkowska / fot. archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Najczęstszym objawem agresji w szpitalach jest autoagresja, czyli ta skierowana w swoją stronę, a nie w stronę innych osób. Nierzadko pacjenci są dla siebie nawzajem ogromnym wsparciem. Rozumieją się, bo mają za sobą podobne przejścia. W trakcie pobytów poznawałam wielu wspaniałych ludzi i zawiązałam wieloletnie przyjaźnie – o życiu w szpitalu psychiatrycznym opowiada Krystyna Piątkowska.

 

Klaudia Kierzkowska: W szpitalu psychiatrycznym była pani trzykrotnie. Co takiego się wydarzyło, że pani tam trafiła?

Krystyna Piątkowska: Za każdym razem przyczyną był stan zagrażający życiu. Miałam myśli samobójcze i problemy z samookaleczeniem, które wynikały z depresji. Z tego powodu, najczęściej wskutek skierowania od lekarza psychiatry, trafiałam do szpitala psychiatrycznego.

Kiedy po raz pierwszy zauważyła pani, że dzieje się coś niepokojącego? Że nie jest tak, jak powinno być.

Dość wcześnie trafiłam pod skrzydła psychoterapeutki i psychiatry, bo już w wieku 16 lat. Jednak problemy ze zdrowiem psychicznym pojawiły się u mnie dużo wcześniej. Już w wieku wczesnoszkolnym miałam objawy zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych. Niestety, w tamtejszych czasach wiedza na temat zaburzeń psychicznych nie była tak powszechna. Rodzice nie skierowali mnie do specjalisty. Przypuszczali, że wszystko jest kwestią wieku. Faktycznie, z czasem objawy się zmniejszyły. Jednak do dzisiaj tamte lata wspominam jako bardzo trudne doświadczenie.

Od kiedy pamiętam, byłam bardzo wrażliwym dzieckiem. I to właśnie ja sama, kiedy miałam 14 lat, zauważyłam u siebie problemy o podłożu depresyjnym. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje, objawy były głównie somatyczne — nieustanne bóle głowy, permanentne przemęczenie. Potrafiłam przesypiać większość doby. Rodzice zaczęli się niepokoić, zaczęły się konsultacje u lekarza rodzinnego i szereg możliwych badań głowy. Nikt nawet przez chwilę nie pomyślał, że moje problemy mogą wynikać z zaburzeń psychicznych. Dopiero w liceum, gdy pojawiły się myśli samobójcze, udałam się do psychologa szkolnego, który skierował mnie na psychoterapię.

Na TikToku pokazuje pani, jak wygląda życie w szpitalu psychiatrycznym, tak od środka. Co skłoniło panią do tego pomysłu?

Kiedy przebywałam w szpitalu psychiatrycznym, pokazywałam codzienność na oddziale i opowiadałam, jak wygląda pobyt. Wyszło to dość naturalnie. Zanim trafiłam do szpitala, opowiadałam o swoim zdrowiu psychicznym, problemach, o swojej historii. Obserwowało mnie naprawdę dużo osób. Naturalnym było dla mnie to, że wciąż chciałam z innymi dzielić się moim doświadczeniem. Chciałam pokazać prawdę, opowiedzieć o tym, jak faktycznie wygląda leczenie psychiatryczne na oddziałach zamkniętych.

Zatem, jak żyje” się w szpitalu psychiatrycznym? Nasze wyobrażenia o tym miejscu pokrywają się z rzeczywistością?

Przede wszystkim musimy pamiętać, że każdy oddział rządzi się swoimi prawami. Inaczej funkcjonują oddziały terapeutyczne, a inaczej zwykle oddziały zamknięte. Tak samo ciężko jest porównywać oddziały psychiatryczne dziecięco-młodzieżowe z tymi dla dorosłych. Nie wspominając już o różnicy w szpitalach prywatnych i publicznych. Miałam okazje być w kilku i w każdym z nich doświadczenia były inne. Jednak jedno jest pewne, obrazy z filmów, szczególnie horrorów, zupełnie nie pokrywają się z rzeczywistością.

Jednym z najczęstszych mitów, z którymi się spotykam, jest przeświadczenie, że pacjenci w szpitalach psychiatrycznych są groźni i należy się ich bać. Moje doświadczenie jest całkowicie odmienne. Najczęstszym objawem agresji w szpitalach jest autoagresja, czyli ta skierowana w swoją stronę, a nie w stronę innych osób. Nierzadko pacjenci są dla siebie nawzajem ogromnym wsparciem. Rozumieją się, bo mają za sobą podobne przejścia. W trakcie pobytów poznawałam wielu wspaniałych ludzi i zawiązałam wieloletnie przyjaźnie.

Jak się żyje w szpitalu, na oddziale zamkniętym? Trochę jak w małej wiosce, gdzie wszyscy się znają i wiele ich łączy. Zazwyczaj takie pobyty są naprawdę długie (kilkutygodniowe, kilkumiesięczne), dlatego też wszyscy tam starają się żyć jak najnormalniej. Jemy, rozmawiamy, śpimy, śmiejemy się (co dla niektórych bywa zaskakujące), zawiązują się tam przyjaźnie, a czasem nawet związki. Oczywiście to wszystko jest gdzieś tam w tle, bo priorytetem jest leczenie. W zależności od szpitala i oddziału są różne rodzaje terapii i zajęć, a czasami niestety nie ma ich w ogóle.

Jak wygląda taki zwykły dzień? Organizowane są jakieś zajęcia, spotkania, spacery?

Na oddziałach terapeutycznych grafik zajęć i terapii jest naprawdę napięty. Na oddziale psychiatrycznym dla młodzieży w Konstancinie mieliśmy szereg zajęć, czas był mocno zapełniony. Odbywały się terapie indywidualne, terapie grupowe, dogoterapia, rozmowy z lekarzami, różne zajęcia psychoedukacyjne. Były też organizowane zajęcia lekcyjne, by osoby poniżej 18. roku życia, po powrocie do „normalnego życia” nie miały zaległości.

Z kolei na oddziale dla dorosłych, który nie był oddziałem terapeutycznym w publicznym szpitalu, większość czasu mieliśmy „wolne”. Odbywała się jedynie terapia zajęciowa, rozmowy z psychiatrami i w niektórych przypadkach diagnostyka. Bieg dnia wyznaczały głównie posiłki i czas przyjmowania leków. Sami gospodarowaliśmy sobie czas wolny. Rozmawialiśmy, graliśmy w gry planszowe, czytaliśmy, rysowaliśmy. Jednak wiem, że w każdym szpitalu może to wyglądać zupełnie inaczej.

Nie ma miejsca na small talk, więc znajomości rozwijają się szybko i głęboko. Gdy poznajesz kogoś na oddziale psychiatrycznym to niewiele już masz przed nim do ukrycia

Jaka była pani pierwsza myśl, pierwsze odczucia po przekroczeniu progu szpitala psychiatrycznego?

Po raz pierwszy do szpitala psychiatrycznego trafiłam dwa dni przed 17. urodzinami. Przeżyłam szok, ale taki pozytywny. W swojej głowie miałam obraz szpitali psychiatrycznych ze strasznych filmów i opowiadań. Okazało się, że pacjenci są tam bardzo otwarci. Od razu zostałam oprowadzona po oddziale, osoby podchodziły do mnie, by się przywitać i porozmawiać. Był to nowy oddział, więc był bardzo zadbany i czysty, czego się nie spodziewałam.

Co panią najbardziej rozczarowało, a co miło zaskoczyło?

Pozytywnie zaskoczyły mnie właśnie relacje międzyludzkie i ilość wsparcia, jaką można otrzymać od pacjentów. To było coś, co niezależnie od szpitala i oddziału wywierało na mnie duży wpływ.

Jeśli chodzi o negatywy, to niestety niejednokrotnie rozczarowałam się podejściem personelu do pacjentów. I od razu chcę zaznaczyć, że mimo wszystko poznałam więcej dobrych i wspierających specjalistów, jednak to właśnie te nieprzyjemne doświadczenia mocniej pozostają nam w pamięci. Niejednokrotnie spotkałam się z bagatelizowaniem problemów, niemiłym podejściem do pacjenta i z uprzedzeniami. Domyślam się, z czego to może wynikać. Pielęgniarki i pielęgniarze nierzadko pracują ponad miarę swoich możliwości, a ich zarobki zdecydowanie nie są miarodajne do wysiłku i wiedzy, jaką wkładają w swoją pracę. Właśnie to często odbija się na pacjentach.

Dobrze rozumiem, że nie każdy z szacunkiem i delikatnością odnosi się do chorych? Zdarza się, że pacjent traktowany jest bardziej przedmiotowo?

W szpitalu psychiatrycznym jest tak jak wszędzie – są pracownicy, którzy chcą i potrafią wspierać pacjentów i niestety są też tacy, którzy nie mają w sobie takich zasobów empatii. Jednak miałam szczęście częściej spotykać tę pierwszą grupę. Niewątpliwie bardzo ważną, o ile nie najważniejszą rolę w szpitalach psychiatrycznych odgrywają pielęgniarki i pielęgniarze, bo to oni są z pacjentami całą dobę, oni pierwsi widzą i reagują, kiedy coś się dzieje. To właśnie na nich spoczywa ogromna odpowiedzialność. Jeszcze raz chcę podkreślić, że oczywiście zdarzają się wyjątki. W takich szpitalach pracują też osoby, które mogą sprawić, że stan pacjenta zamiast się poprawiać będzie się pogarszał. Sama niestety miałam takie doświadczenie podczas jednego pobytu. Natomiast zdecydowanie częściej miałam szanse poznać pracowników ochrony zdrowia, którzy byli dla nas nie tylko personelem medycznym, ale też przyjaciółmi i ogromnym wsparciem. Za to będę im wdzięczna do końca życia.

Wspomniała pani o głębszych znajomościach. Rozumiem, że w szpitalu psychiatrycznym, w tym jakże trudnym momencie życia, można znaleźć prawdziwego przyjaciela?

Zdecydowanie tak. Takie znajomości są niesamowite, bo poznajemy się w najtrudniejszych momentach naszego życia i wspólnie przez nie przechodzimy. Trudno w takiej sytuacji nie zbudować głębokiej i szczerej więzi. Miałam ogromne szczęście do ludzi, za każdym razem poznawałam kogoś, kto stawał się dla mnie ważny. W szpitalu nie ma miejsca na „small talk”, więc znajomości rozwijają się szybko i głęboko. Gdy poznajesz kogoś na oddziale psychiatrycznym, to niewiele już masz przed nim do ukrycia.

W szpitalu psychiatrycznym jest tak jak wszędzie – są pracownicy, którzy chcą i potrafią wspierać pacjentów i niestety są też tacy, którzy nie mają w sobie takich zasobów empatii. Jednak miałam szczęście częściej spotykać tę pierwszą grupę

Osoby, z jakimi problemami najczęściej można tam spotkać?

Wszystko zależy od oddziału. Gdy przebywałam na oddziale młodzieżowym, spotkałam najwięcej osób chorujących na depresję, anoreksję i bulimię. Natomiast w szpitalu dla dorosłych najwięcej było osób z chorobą afektywną dwubiegunową, depresją i schizofrenią. To były chyba takie najczęstsze rozpoznania, ale nie jedyne.

Dla wielu osób wizyta u psychiatry jest powodem do wstydu, nie mówiąc już o pobycie w szpitalu psychiatrycznym. Dlaczego ludzie wstydzą się prosić o pomoc? Przecież to walka o samego siebie.

To wciąż trudny i nieoswojony temat. Ciągle wisi nad nim pewne tabu. Do niedawna normalne było mówienie na osoby chore psychicznie „wariaci”, a na szpital psychiatryczny „wariatkowo”. My, ludzie, boimy się tego, czego nie znamy. Dlatego tak ważne jest oswajanie tego tematu. Mówienie głośno o tym, że psychiatra to lekarz, tak samo jako kardiolog czy internista. Mówienie o tym, że jak ze złamaną nogą idziemy do lekarza, tak samo powinniśmy iść do lekarza, gdy czujemy, że pojawiają się u nas problemy ze zdrowiem psychicznym. Mam jednak nadzieję, że razem z moim pokoleniem nadchodzi duża zmiana. Przestajemy postrzegać choroby i zaburzenia psychiczne jako coś, czego należy się wstydzić, czego trzeba się bać. Mam ogromną nadzieję, że ta zmiana będzie postępować i nasz głos będzie słyszany.

 

Krysia Piątkowska – studentka psychologii, instruktorka hipoterapii i aktywistka psychoedukacyjna. Od ponad trzech lat dzieli się swoim doświadczeniem problemów ze zdrowiem psychicznym w ramach działalności w social mediach oraz w trakcie warsztatów dla młodzieży, gdzie opowiada m.in. o doświadczeniu chorowania na depresje i pobytu w szpitalu psychiatrycznym.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: