Przejdź do treści

„W atmosferze akceptacji można zadać różne pytania o swoją seksualność”. O tym, z czym przychodzimy do gabinetu seksuologa, mówi psychoterapeuta i seksuolog Daniel Cysarz

Daniel Cysarz /fot. archiwum prywatne
Daniel Cysarz /fot. archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Od kilku tygodni nie masz ochoty na seks? A może próbujesz na nowo poukładać swoje życie seksulane po urodzeniu dziecka? Twój partner ma problemy z erekcją? Nie jesteście sami. Seks potrafi mieć różne odcienie, czasem daje satysfakcję, innym razem schodzi na dalszy plan lub jest źródłem zmartwień. Dr Daniel Cysarz, psychoterapeuta i seksuolog kliniczny zdradza, z jakimi tematami, wyzwaniami, problemami przychodzą do niego pary. Zobacz, z czym inni mierzą się w swoich sypialniach, co jest powszechne, ludzkie, normalne. 

 

Małgorzata Germak: Sam fakt, że będziemy rozmawiać o tym, z czym zgłaszają się pary do seksuologa, wydaje się pokrzepiający, bo świadczy o tym, że ludzie w ogóle korzystają z profesjonalnej pomocy w zakresie życia intymnego. Jaka jest tendencja na przestrzeni ostatnich lat – częściej niż kiedyś idziemy po pomoc do gabinetu seksuologa?

dr Daniel Cysarz: Mam poczucie, że coraz bardziej otwieramy się na pomoc w tym zakresie. Pracuję zarówno z klientami indywidualnymi, jak i z parami. Obserwuję częściej niż kiedyś, że ludzie będący w związku, kiedy doświadczają różnych trudności i nie są w stanie o nich porozmawiać albo wprowadzić na tyle dobrych zmian, żeby dały efekt, szukają pomocy u seksuologa. Jest dużo par potrzebujących pomocy, więc z roku na rok ta liczba rośnie.

Skąd mamy wiedzieć, że potrzebujemy pomocy? Czy jest jakiś moment, sygnał, który powinien nas skłonić do pójścia do gabinetu seksuologa?

Specjalista może pomóc, kiedy próbowaliśmy już różnych rozwiązań, a mamy poczucie, że seksu w naszym związku jest coraz mniej, jedna ze stron albo obydwoje partnerzy go unikają, albo jest to bolesne doświadczenie pozostawiające w nas trudne emocje. Jeśli próbujemy wprowadzać zmiany, rozmawiać w parze, ale bez efektu, to zdecydowanie jest to moment, kiedy warto sięgnąć po pomoc. Chociaż najpierw zachęcam, aby ludzie sami, w ramach swojego związku, poszukali rozwiązań i skomunikowali się ze sobą. To zawsze powinien być pierwszy krok. Dopiero kiedy to się nie udaje, to kolejnym ruchem może być konsultacja z ekspertem. Nie bójmy się! To nie musi od razu oznaczać terapii. Czasem potrzeba tylko jednego czy dwóch spotkań, żeby coś sobie uświadomić, nazwać, o czymś ważnym porozmawiać. Innym razem wystarczy trochę psychoedukacji na jakiś temat.

Ale bywa i tak, że potrzebna jest terapia?

Trudności w obszarze seksualnym są bardzo różne. Jeśli nie mają związku ze stanami chorobowymi czy innymi trwałymi czynnikami, to ich charakter jest psychogenny, czyli powiązany z naszą psychiką. Taka sytuacja wymaga procesu psychoterapii. Nie jest on krótki, bo nie da się zmienić sposobu funkcjonowania i myślenia człowieka w ciągu miesiąca czy nawet kilku miesięcy. Taka osoba musi wykonać szerszą pracę dotyczącą chociażby swoich przekonań.

Zdrada jest informacją, że różnych rzeczy w tej parze brakowało. Seksuolog może pomóc to odkryć, zrozumieć, i – jeśli jest chęć i wola obojga partnerów – zaproponować plan naprawczy

Powiedział pan, że pierwszym krokiem, kiedy para mierzy się z jakimiś problemami w życiu seksualnym, jest rozmowa. Co sprawia nam największe trudności w komunikacji w sferze intymnej?

Po prostu nie potrafimy o tym rozmawiać – o seksie, o naszych potrzebach, problemach. Zwykle bierze się to z naszych domów rodzinnych, bo tam dostajemy model tworzenia pary i tego, o czym się mówi, a o czym nie. Często w domu rodzinnym nie rozmawiamy o seksie, seksualności, o naszych narządach i ich funkcjach. Są to tematy tabu. Dlatego w konsekwencji w życiu dorosłym mamy trudność, żeby skomunikować się z naszym partnerem. Odczuwamy wstyd, niepokój, obawiamy się oceny. Za każdym razem tym rozmowom mogą towarzyszyć trudne emocje, które sprawiają, że wybieramy milczenie, zamiast otwartej komunikacji.

Czy w takich intymnych rozmowach w parze miewamy też kłopoty z nazywaniem danych części ciała?

O tak. Często pary używają synonimów albo swoich nazw. Taki indywidualnie wypracowany język miłosny będzie ich wspierał, pod warunkiem, że mają porozumienie w tym zakresie. To znaczy, że oboje wiedzą, jaka nazwa co konkretnie oznacza. Kłopot pojawia się wtedy, kiedy używanie danych określeń wprowadza partnera czy partnerkę w błąd. Przykładowo, mówimy: „tam na dole”, „kura”, „bułeczka”, zamiast „wagina”. Użycie takich nazw potocznych zwykle nie daje precyzyjnej informacji partnerowi, czego dokładnie od niego potrzebujemy, jakiego rodzaju pieszczot. Synonimy w ramach flirtu i gry miłosnej mogą się sprawdzić, ale przy konkretnej, potrzebnej dla partnera podpowiedzi już niekoniecznie będą się sprawdzały.

Czy u pana w gabinecie pary też mają kłopot z nazywaniem miejsc lub czynności intymnych?

Oczywiście. U seksuologa do tego wszystkiego dochodzi obecność osoby trzeciej, nieznajomej, przy której trzeba porozmawiać o czymś bardzo intymnym, o czym nie rozmawiamy nawet z partnerem. Pary różnie sobie z tym radzą, czasem nie nazywają w ogóle narządów, czasem używają wulgaryzmów, a czasem dużo się śmieją, co redukuje napięcie.

Kto najczęściej przychodzi do seksuologa?

Nie ma tendencji. Do gabinetu przychodzą zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Ci pierwsi często są wysyłani przez swoje żony, partnerki z różnymi tematami. Słyszą od nich: „idź, porozmawiaj, napraw się”. No więc przychodzi taki mężczyzna i mówi: „żona mi kazała”. Zapytany o to, kto ma w takim razie problem, ma wątpliwość – czy to żona, czy on potrzebuje pomocy w jakimś zakresie.

Do gabinetu seksuologa przychodzą również pary. Jeśli chodzi o wiek, to najczęściej jest to przedział między 25. a 45. rokiem życia. Wtedy nie dość, że są bardzo zainteresowani seksem, to wywierają na sobie różne presje, że ich seks powinien być jakiś, że koniecznie trzeba go uprawiać, bo inni też to robią. Porównują się do innych, martwią, czy wystarczająco często chodzą do łóżka. Tego typu presje sprawiają, że w życiu seksualnym par pojawiają się problemy.

Czy ze względu na zmieniające się pożądanie między dwojgiem ludzi są takie wyzwania, z którymi prędzej czy później przyjdzie się każdej parze zmierzyć?

Wyzwania w związku często dotyczą cyklu rozwoju pary. Opisywany przez psychologów czas wielkiego zakochania, podobny do uzależnienia, a przez niektórych porównywany wręcz do choroby psychicznej, trwa zwykle do 2 lat. To wtedy na rezonansie magnetycznym widać, jak świecą te obszary mózgu, które zwykle odpowiadają za uzależnienia. Relacja w parze, również w aspekcie seksualnym, jest wtedy wspomagana chemią. Partnerzy też mocno idealizują siebie. Kolejne lata to czas stabilizacji chemii, zaczynamy realniej patrzeć na partnera, dostrzegać jego wady i zalety. Teoria mówi, że między 4. a 7. rokiem związku pojawia się pierwszy kryzys, w którym pary stykają się z rzeczywistością. Jeśli przejdą go pomyślnie, też w zakresie seksu, to kolejne lata powinny być spokojne.

Pierwsze lata relacji są bardzo istotne – to fundament, od którego wiele zależy w dalszej relacji dwojga ludzi. Jeśli od początku towarzyszyło nam poczucie, że wybraliśmy siebie, jesteśmy dla siebie, kochamy się, szanujemy, to mamy dobre podstawy do stabilnego, fajnego związku. Znaczenie ma też, czy relacja zaczęła się, kiedy każde z partnerów było wolną osobą, a może któreś było w relacji, czy zaczęło się od seksu, a może od przyjaźni. Przy potencjalnych różnych kryzysach, które dotykają każdej pary, fundament i jego stabilność są kluczowe. Często odwołujemy się do tego w terapii.

Czy brak seksu w parze zawsze oznacza, że jest jakiś kłopot?

Nie. Są pary, które tego seksu nie chcą albo nie potrzebują dużo, czasem wcale. I umawiają się wspólnie na to lub wręcz wybierają się z takiego klucza. Kiedy tak się dobiorą i to funkcjonuje – nic nikomu do tego. Zdarza się jednak, że seks jest ważną opowieścią o tym, że czegoś brakuje w danym związku. Wtedy diagnosta wchodzi w rolę detektywa i próbuje się zorientować razem z parą, jakie czynniki wpływają na to, że seksu nie ma albo jest rzadki czy bolesny.

Bycie w relacji, w której się oddalamy, spędzamy ze sobą mało czasu, nie mamy już wspólnych tematów, więc nie ciekawimy się nawzajem, nie inspirujemy albo wręcz jesteśmy w cichych konfliktach, sprawia, że druga osoba przestaje być dla nas atrakcyjna

Jakie czynniki mogą determinować brak seksu?

Mnóstwo. Od takich, które zdarzają się w toku funkcjonowania pary, np. zdrada, strata dziecka czy poronienie, niemożność zajścia w ciążę, żałoby, po różne stany psychiczne u partnerów, depresję. Seksualność może być też blokowana nie na poziome racjonalnym, tylko emocjonalnym, jako wyraz buntu albo autonomii, na przykład: „skoro partner w różnych aspektach mnie kontroluje, to w seksie ja będę zarządzać”. Kiedy w parze brakuje zbliżeń fizycznych, najpierw należy wykluczyć wszystkie powody związane ze stanem zdrowia i stanami chorobowymi, przyjmowaniem leków, używkami, stylem życia, wiekiem. Dopiero potem wchodzimy w temat relacyjny, psychospołeczny i w funkcjonowanie psychiczne osób.

Czy to normalne, że czasem nie mamy ochoty na seks? I jak to zakomunikować partnerowi, żeby go nie urazić?

To ryzykowna teza, że gdy jeden partner nie ma ochoty na seks, to drugi będzie urażony. Zakładałaby ona pewną zależność, w której jedna osoba jest odpowiedzialna za emocje i zaspokojenie drugiej.

W seksuologii już od wielu lat, szczególnie w pracy z parami, opieramy się na tzw. modelu seksu wystarczająco dobrego, którego autorami są Metz i McCarthy, psychologowie kliniczni. W ramach tego modelu każdy z partnerów jest zobowiązany do tego, aby dobrze rozeznać się w swojej seksualności, w swoich potrzebach, reakcjach ciała po to, aby potrafić drugiej osobie to zakomunikować. Ważne jest, aby wziąć odpowiedzialność za swoje potrzeby w momencie, kiedy partner może nie mieć ochoty na zbliżenie. W ramach tego modelu żaden z partnerów nie jest odpowiedzialny za seksualność i przeżycia drugiego. Może oczywiście o tym rozmawiać, ale druga osoba w związku, nawet słysząc o potrzebie seksu partnera, zanim na nią odpowie, musi sprawdzić, czy sama jest na to gotowa. Kiedy nie jest gotowa, to tego seksu nie uprawia. Mogą razem dyskutować o tym, chodzi jednak o to, żeby się nie przekraczać.

Na początku pary różnie na to reagują. Niektórzy oburzają się, że to egocentryczne i nie po to są razem, żeby nie odpowiadać za siebie. Model seksu wystarczająco dobrego tylko pozornie jest egocentryczny. Tak naprawdę jest on bardzo relacyjny, bo na końcu mówimy dużo o wsłuchaniu się w potrzeby partnera, empatyzowanie z nimi, chęci usłyszenia, co jest dla niego ważne. Jest dużo relacyjności i komunikacji, której najpierw trzeba się nauczyć.

Do gabinetów seksuologów często trafiają osoby, które mają poczucie, że są odpowiedzialne za zaspokojenie potrzeb seksualnych partnera. Kończy się tak, że dana osoba, która nie ma ochoty na seks, i tak się na niego zgadza. Pojawiają się wtedy jako wytłumaczenie stereotypowe hasła: „bo jest sobota”, „bo raz w tygodniu trzeba”, „bo wszyscy uprawiają seks”, „bo on ma swoje potrzeby i nie chcę, żeby mnie zdradził”. W ten sposób dochodzi do nadużyć. Efekt? Ta osoba, która nadużywa siebie, z czasem może z tego seksu coraz częściej rezygnować, nie mieć na niego ochoty albo seks może być dla niej bolesny. Na takim etapie ludzie zwykle zaczynają myśleć o wizycie u seksuologa.

Wracając do pytania – nie zawsze muszę mieć ochotę na seks i to jest normalne?

Tak, brak ochoty na seks jest czymś jak najbardziej normalnym, i u kobiet, i u mężczyzn, w różnego rodzaju konfiguracjach i parach. To coś, o czym na pewno warto rozmawiać, bo można wspólnie znaleźć przyczyny albo lepiej zrozumieć partnera.

Czy różnice w temperamencie seksualnym potrafią narobić problemów w związku?

Nie tyle różnice, co brak zrozumienia i skomunikowania się z tym zakresie. Każdy może mieć trochę inne potrzeby seksualne. Jednak jeśli partnerzy na początku związku nazwą to sobie, mogą zdecydować, czy różnice są zbyt duże i się rozstają, czy postanawiają być ze sobą. Natomiast w sytuacji, kiedy dwie osoby są ze sobą i po jakimś czasie okazje się, że różnią ich potrzeby i temperamenty seksualne, to zawsze pojawia się pytanie o przyczyny. Czasem okazuje się, że ta dysproporcja wcale nie wynika z ogromnego popędu seksualnego u jednej z osób, ale raczej z tego, że chciałaby ona regulować w łóżku swoje emocje. Chciałaby uprawiać seks, kiedy jest smutna, zła, czuje napięcie. Używać seksu, a często przy okazji używać partnera/partnerki, by lepiej się poczuć. A druga osoba może zupełnie nie mieć na to ochoty. I tu wracamy do modelu seksu wystarczająco dobrego. Nie jest naszą misją i odpowiedzialnością rozładowywanie napięcia partnerowi, poprzez uprawianie z nim seksu. Trzeba w takiej sytuacji powiedzieć „nie” i spróbować nazwać to, co się dzieje, np.: „ Widzę, że jesteś wkurzony, chcesz seksem rozładować napięcie, a nie ma we mnie na to zgody. Mogę z tobą o tym pogadać i cię wysłuchać, ale seksu nie chcę w tym momencie z tobą uprawiać”. Jednak takiej dojrzałej i otwartej komunikacji trzeba się nauczyć.

Co robić, kiedy druga połówka jabłka, pasuje do nas wszędzie tylko nie w łóżku, na zdjęciu: smutni kobieta i mężczyzna /fot. Adobe Stock

Wracając do tematu, z czym przychodzą do pana pary – czy kwestie orgazmu i jego braku są często poruszane?

Owszem. I tu warto pamiętać, że nie zawsze trzeba osiągać orgazm i nie ma co się od razu tym martwić. Są osoby, które w ogóle orgazmów nie osiągają, a zapytane o satysfakcję z seksu powiedzą, że ją mają. Orgazm to nie jest jedyny cel, wyznacznik, na który powinniśmy się jakoś szczególnie dociskać. A niestety często to robimy, chociażby bazując na modelu pornograficznym. Zafiksowaliśmy się, że orgazm powinien być, najlepiej jednocześnie, a jeszcze lepiej, żeby orgazmów było kilka. W normalnej, powszechnie rozumianej konfiguracji pary, orgazmy mogą być, ale nie muszą.

Warto zastanowić się, co stoi za naszą chęcią przeżywania orgazmów – czy jest to czysta przyjemność, czy inna motywacja. Zdarza się, że przychodzą pacjentki, które nie mają orgazmów, a chciałby przeżywać je dla partnera, żeby on miał satysfakcję. Mamy naprawdę różne pobudki.

Tymczasem badania pokazują, że w przypadku kobiet pieszczoty, stymulacja i sam seks są realizowane nieefektywnie: nawet 7 na 10 kobiet nie jest w stanie osiągnąć orgazmu w tradycyjnym stosunku w wyniku samej penetracji. Na szczęście wystarczy trochę psychoedukacji mówiącej o tym, że sfer erogennych jest dużo więcej niż okolice wejścia do pochwy, że gra wstępna ma być rozbudowana, a partnerzy powinni się komunikować w zakresie tego, co ktoś lubi, a czego nie. Z taką wiedzą różne formy pieszczot i stymulacja sprawią, że partner będzie rozluźniony i podniecony. Z tak przygotowaną bazą jest duża szansa na osiągnięcie przyjemności seksualnej i orgazmu.

Skoro o edukacji mowa – czy przychodzą do pana pacjenci nie z problemami, ale po wiedzę, np. jak usatysfakcjonować partnerkę/partnera?

Zdarzają się takie osoby, ale ja jako psycholog czy psychoterapeuta nie mam w zwyczaju dawania rad. W ramach konsultacji możemy porozmawiać i użyć narzędzia, jakim jest psychoedukacja, omówić dylematy pacjenta i dostarczyć trochę wiedzy. Nie jest jednak tak, że u seksuologa można dostać kilka tipów w stylu: jak dać jej orgazm w 5 minut. Tak to nie działa.

Czy często przychodzą do pana gabinetu mężczyźni z problemami z erekcją?

Dysfunkcja seksualna pod postacią zaburzenia erekcji często występuje u mężczyzn. Jest szereg czynników, które mogą na to wpływać. Potrafi mieć to charakter pierwotny, wtórny, związany z daną sytuacją czy partnerką – przy jednej możemy mieć trudności z erekcją, przy drugiej już nie, erekcja może od początku zanikać albo dopiero w trakcie stosunku. Trzeba zadać naprawdę dużo pytań, żeby się dobrze rozeznać w przyczynach zaburzeń. Tradycyjnie należy wykluczyć czynniki związane ze stanem zdrowia, przyjmowanymi lekami, wiekiem. Później, jeśli patrzymy na czynniki psychogenne, najczęstszym powodem problemów z erekcją jest zbyt duży poziom stresu i to, że mężczyźni nie zawsze dobrze czytają swoje ciała. Zresztą ich partnerki też miewają z tym problem.

Co to znaczy?

Fakt, że mężczyzna jest w stanie osiągnąć erekcję, nie oznacza że jest podniecony. Uproszczając: żeby mężczyzna miał erekcję i miał z tego satysfakcję, powinny być spełnione co najmniej dwa ważne warunki: powinien być podniecony i rozluźniony. Wtedy te psychogenne trudności nie będą występowały. Często jednak mężczyźni przystępują do seksu chcąc hakować system, np. przyjmując leki czy suplementy na erekcję. Wcale nie są podnieceni ani zrelaksowani, raczej zmęczeni i zestresowani, a mimo wszystko chcą osiągnąć erekcję. I owszem, stymulacja samego narządu może powodować, że napływa od niego krew i pojawia się erekcja, ale to nie znaczy, że mężczyzna jest podniecony i że będzie mieć satysfakcję z seksu. W momencie, kiedy pieszczoty ustają i dochodzi do penetracji, która daje mniej bodźców, wzwód zanika. Jeśli jesteśmy zestresowani czy w niepokoju, to organizm nastawia się na ucieczkę lub obronę, a w żadnym z tych przypadków erekcja nie jest nam potrzebna.

Zachęcam, aby ludzie sami, w ramach swojego związku, poszukali rozwiązań i skomunikowali się ze sobą. To zawsze powinien być pierwszy krok. Dopiero kiedy to się nie udaje, to kolejnym ruchem może być konsultacja z ekspertem

Czy przychodzą do pana gabinetu osoby, które mówią, że ich partner/partnerka przestali ich podniecać?

Tak, przychodzą takie osoby. Wtedy pojawia się pytanie, nad czym trzeba pracować. Zwykle się okazuje, że nad relacją, bo oprócz atrakcyjności fizycznej, która jest oczywiście ważna, powinniśmy pracować nad atrakcyjnością interpersonalną. A o tym zapominamy, nie widzimy jej, nie dbamy o nią. To błąd. Bycie w relacji, w której się oddalamy, spędzamy ze sobą mało czasu, nie mamy już wspólnych tematów, więc nie ciekawimy się nawzajem, nie inspirujemy albo wręcz jesteśmy w cichych konfliktach, sprawia, że druga osoba przestaje być dla nas atrakcyjna.

Wspomniał pan o filmach porno i ich wpływie na obraz seksualności. Czy przychodzą do pana takie osoby, które sugerując się filmami pornograficznymi myślą, że coś jest z nimi nie tak, bo np. ich stosunek trwa 3 minuty, a nie pół godziny?

Szczególnie mężczyżni przychodzą z tego typu tematami. Mówią na przykład „wyglądam inaczej niż aktorzy pornograficzni w zakresie wielkości narządów”, „nie mogę tak długo uprawiać seksu jak oni i w takich konfiguracjach”, „nie podniecam się na zawołanie”. Pornografia, szczególnie osobom młodym albo takim, które chcą czerpać z niej wiedzę na temat seksu, może robić krzywdę. W filmach pornograficznych przydałyby się didaskalia albo narrator, który co jakiś czas by podpowiadał, np.: „w realnym życiu mężczyzna nie chodzi cały czas z erekcją” albo „partnerka nie zawsze musi krzyczeć i jęczeć, kiedy przeżywa przyjemność”. Jeśli mamy dystans do pornografii, to może urozmaicić nasze życie seksualne. Jednak jeśli chcemy traktować ją jako rzetelne źródło wiedzy, to zrobi więcej krzywdy niż pożytku.

A z czym przychodzą do seksuologa kobiety?

Różnie. Przychodzą z brakiem ochoty na seks – to chyba najczęstszy problem. Kobieta, która nie ma ochoty na zbliżenia ze swoim partnerem jest pełna obaw, martwi się, że jest aseksualna. Czasem wiążą się z tym tematy braku akceptacji swojego ciała, swojej kobiecości, trudności w odpuszczeniu kontroli, pozwoleniu sobie na spontaniczność w grze miłosnej. Pacjentki przychodzą do gabinetu też, kiedy seks jest dla nich bolesnym doświadczeniem. Tych tematów jest dużo do zaopiekowania.

Czy zdarza się, że przychodzą do pana po pomoc pary, między którymi doszło do zdrady i na nowo próbują odnaleźć się w sferze intymnej ze sobą?

Całkiem sporo. Zdrada zawsze jest ważną informacją o tym, co się dzieje w parze, ale też o osobie, która zdradza. To trudne doświadczenie, które pozostawia rysę na relacji, związku. Uświadamiam pacjentom, że trójkąt, w którym się znaleźli, jest czymś, co czasowo stabilizuje pierwotną relację. Jeśli w tej pierwotnej relacji czegoś brakuje – nie tylko seksu, ale i zrozumienia, kontaktu, akceptacji – i jedna z osób, nie informując drugiej, wychodzi z tej relacji i decyduje się na romans, to czasowo działa stabilizująco dla pierwotnej relacji i sprawia, że ona się nie rozpada. Zdrada jest informacją, że różnych rzeczy w tej parze brakowało. Seksuolog może pomóc to odkryć, zrozumieć, i – jeśli jest chęć i wola obojga partnerów – zaproponować plan naprawczy.

Z czym jeszcze przychodzą do pana pary, co warto oswoić podczas tej rozmowy?

Myślę, że warto wspomnieć o parach zgłaszających się z kryzysem seksualności i brakiem ochoty na seks po staraniu się dziecko oraz po próbach in vitro. Cały proces, często bardzo obciążający psychicznie, odbija się na seksualności pary. Seks staje się przedmiotowy. Starania potrafią dawać różny efekt, czasem wiążą się z poczuciem straty. Towarzyszą temu trudne emocje, które trzeba przepracować.

Jak na życie intymne pary wpływa pojawienie się dziecka?

Ono zmienia dynamikę w związku – z pary robi się konstelacja, w której dziecko czasowo staje się jej centrum. A ci mniej dojrzali partnerzy mają problem z mniejszą uwagą i zainteresowaniem, nie radzą sobie. Dochodzą do tego oczywiste czynniki: dziecko powoduje, że oboje partnerzy są w nowych rolach, przez to często chodzą niewsypani, zmęczeni, nerwowi. To też bywa źródłem frustracji. Kobieta przechodzi czas połogu, co też ma prawo być bardzo trudne. No i kiedy dziecko śpi z rodzicami, to i z seksem bywa różnie. Tu mamy cały worek historii, które trzeba sobie dobrze poukładać, żeby w tej nowej konstelacji się odnaleźć. Pary często przychodzą właśnie po pierwszych miesiącach życia dziecka, żeby na nowo odnaleźć się w intymności i seksualności.

Poza pomocą w rozwiązaniu jakiegoś relacyjnego czy seksualnego problemu, co jeszcze może nam dać wizyta u seksuologa?

To ma szansę być pod kątem poznawczym ciekawym doświadczeniem. Nawet jeśli nie mamy żadnej trudności, to razem z seksuologiem możemy sobie prześledzić swój rozwój psychoseksualny, zobaczyć, czy mamy się czym niepokoić. Możemy poznać lub rozwiać nasze wątpliwości odnośnie kontaktów z partnerami. Również jeśli zastanawiamy się w sferze seksualnej, czy coś jest normalne, to wizyta u seksuologa jest fajną okazją do tego, żeby w życzliwej atmosferze akceptacji móc zadać różne pytania, utwierdzić się w tym, że na koniec dnia jesteśmy normalni.

 


Daniel Cysarz – jest certyfikowanym Seksuologiem Klinicznym i Psychoterapeutą Poznawczo-Behawioralnym, a także Superwizorem Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego. Współtwórca Centrum Seksuologii, Psychoterapii i Psychosomatyki w Sopocie: https://centrumseksuologii.pl

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: