Przejdź do treści

Ma 21 lat, tytuł miss i doświadczenie śmierci klinicznej. Aleksandra Wielogórska zawdzięcza życie przypadkowym przechodniom

Aleksandra Wielogórska - Hello Zdrowie
Aleksandra Wielogórska /fot. archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?

Aleksandra Wielogórska, Miss Grand International Poland 2024, właśnie wyszła ze szpitala w Goteborgu z S-ICD, czyli kardiowerterem-defibrylatorem. O tym, że ma poważne problemy kardiologiczne, dowiedziała się cztery tygodnie temu, po tym jak zemdlała na chodniku w środku miasta.

 

Aleksandra Zalewska-Stankiewicz: 1 kwietnia tego roku twoje serce na chwilę przestało bić. Co konkretnie się stało?

Aleksandra Wielogórska: Przebywałam wtedy w Szwecji, w Goteborgu, gdzie studiuję biznes i ekonomię. Zaczynało się popołudnie, a ja byłam w drodze na sesję zdjęciową, w której miałam wziąć udział. Wcześniej odwiedziłam fryzjera i makijażystę, czułam się świetnie. Jeszcze o godzinie 16:25 rozmawiałam przez telefon z moją mamą, która nie zauważyła w moim głosie niczego niepokojącego. A pięć minut po naszej rozmowie, czyli dokładnie o 16:30, udzielano mi już pomocy medycznej.

A co wydarzyło się przez tych kilka minut?

Z relacji świadków wynika, że kiedy szłam chodnikiem, po prostu upadłam. Pierwszą próbę ratowania mnie podjęli dwaj przechodzący mężczyźni. Bardzo pomogła mi też pewna kobieta, która wychodząc z pracy, zobaczyła, że nieprzytomna leżę na chodniku. To ona wykonała mi masaż serca – okazało się, że 15 lat temu pracowała w szpitalu. Któryś z przechodniów błyskawicznie zdobył defibrylator, prawdopodobnie przyniósł go z pobliskiej knajpki. Wprawdzie ratującej mnie kobiecie nie udało się przywrócić akcji serca, natomiast skutecznie zrobili to ratownicy w karetce, która pojawiła się błyskawicznie. Zostałam przewieziona do szpitala w Goteborgu.

Kiedy wróciła ci świadomość?

Okoliczności zdarzenia znam tylko z relacji świadków, sama ich nie pamiętam. Moja świadomość wróciła dopiero cztery dni później. W szpitalu lekarze wprowadzili mnie w stan śpiączki farmakologicznej, nie byli pewni, ile czasu upłynęło od zatrzymania serca i czy to nie spowodowało zmian w mózgu. Gdy się obudziłam, był przy mnie mój tata, który na co dzień mieszka w Polsce.

Zapytałam pana doktora, jakie pacjent ma szanse na przeżycie, jeśli do zatrzymania akcji serca dochodzi poza szpitalem. Odpowiedział mi, że w Szwecji takie zdarzenie kończy się szczęśliwie dla około 20-25 procent pacjentów. W innych krajach wyniki zazwyczaj nie przekraczają 5 procent

W jaki sposób bliscy dowiedzieli się, że przebywasz w szpitalu?

Gdy trafiłam do szpitala, lekarze nie wiedzieli, kim jestem. W międzyczasie mój chłopak próbował się do mnie dodzwonić. Zaniepokoiło go, że nie odebrałam kilku połączeń. Jednak w telefonie miałam włączoną lokalizację – wynikało z niej, że jestem w szpitalu. Pełen obaw przyjechał na miejsce i w rejestracji opisał, jak wyglądam. Dzięki temu, że Jacob znał kod do mojego telefonu, udało się do niego zalogować i ustalić mój personal number, czyli taki szwedzki PESEL. To ułatwiło kontakt z moimi bliskimi – od razu w systemie „pokazały się” telefony moich rodziców. Doktor dyżurująca zadzwoniła do mojej mamy i do mojego taty, który już 2 kwietnia przyleciał do Szwecji. Mama pojawiła się kilka dni później.

Jak się czułaś po przebudzeniu?

Gdy dowiedziałam się, że moje serce się zatrzymało, byłam przerażona. Nigdy wcześniej nie miałam problemów kardiologicznych, poza tym mam dopiero 21 lat. Czułam też ból – w trakcie reanimacji doszło do złamania żebra, został też naruszony mostek. Mimo bólu i szoku, od razu zdałam sobie sprawę, że jestem niesamowitą szczęściarą. Mogłam przecież stracić przytomność, będąc sama w domu. Stało się to jednak na ulicy, gdzie pomocy udzieliły mi nieznane osoby. Dziękuję im za to z całego serca. Zapytałam pana doktora, jakie pacjent ma szanse na przeżycie, jeśli do zatrzymania akcji serca dochodzi poza szpitalem. Odpowiedział mi, że w Szwecji takie zdarzenie kończy się szczęśliwie dla około 20-25 procent pacjentów. W innych krajach wyniki zazwyczaj nie przekraczają 5 procent.

Dr Anna Słowikowska - Hello Zdrowie

Jak brzmiała diagnoza?

Ustalono, że mam jakby podwójne bicie serca, które pojawia się zbyt często. Jednak najpierw lekarze podejrzewali zapalenie mięśnia sercowego, sarkoidozę i zespół Brugadów. Wszystkie te choroby zostały wykluczone. Wykonano mi wiele badań, w tym rezonans elektromagnetyczny, wysiłkowe próby, EKG i echo serca. Rozważany był zabieg ablacji, jednak ostatecznie się do niego nie zakwalifikowałam. Lekarze podejrzewają też chorobę genetyczną, pod uwagę brana jest CPVT oraz Long QT. CPVT, czyli katecholaminergiczny częstoskurcz komorowy to rzadka wrodzona wada serca, która prowadzi do arytmii podczas stresu czy wysiłku. Natomiast wrodzony zespół wydłużonego QT polega na nieprawidłowym wydłużeniu odstępu QT w zapisie EKG – chodzi o to, że serce ma problem z pobudzeniem i powrotem do stanu wyjściowego w określonym czasie. Wyniki badań pojawią się w ciągu dwóch miesięcy i wtedy będzie można postawić oficjalną diagnozę. Jednak niezależnie od tego lekarze podjęli działania, aby zatrzymanie akcji serca się nie powtórzyło.

Jakie to działania?

Wszczepiono mi S-ICD, czyli kardiowerter-defibrylator, małe urządzenie, które pobudzi moje serce do pracy, gdyby znów się zatrzymało. Niestety, takie ryzyko wciąż istnieje. Dodatkowo zaimplementowano mi chip, który zarówno do szpitala, jak i na mój telefon wysyła raporty informujące, jak wygląda praca mojego serca. Cały zabieg przebiegł pomyślnie, choć po przebudzeniu ból jest ogromny, a mój organizm jest bardzo słaby.

Organizm dawał wcześniej niepokojące znaki?

Nie zauważyłam żadnych znaków ostrzegawczych. Nigdy nie miałam żadnych problemów z sercem. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek odczuwała ból w klatce piersiowej. Nie miałam też problemów z oddychaniem. Jeśli chodzi o aktywność fizyczną, miałam jedynie barierę w pokonywaniu długodystansowych biegów. Tłumaczyłam sobie to w ten sposób, że takie biegi nie są dla mnie. Podczas pobytu w szpitalu wykonano mi próbę wysiłkową – okazało się, że przy intensywnym wysiłku pojawia się u mnie wspomniane już podwójne bicie serca.

Gdy dowiedziałam się, że moje serce się zatrzymało, byłam przerażona. Nigdy wcześniej nie miałam problemów kardiologicznych, poza tym mam dopiero 21 lat. Mimo bólu i szoku, od razu zdałam sobie sprawę, że jestem niesamowitą szczęściarą.

Pytałaś lekarzy, czy do zatrzymania akcji serca mogła przyczynić się cukrzyca?

Usłyszałam, że przy moim wyrównanym poziomie glukozy cukrzyca nie mogła być powodem omdlenia ani problemów z sercem. Ja bardzo dbam o zdrowie, zwłaszcza, że od 11. roku życia choruję na cukrzycę typu 1. Regularnie mierzę poziom glukozy, systematycznie odwiedzam lekarza diabetologa.

Jakie zalecenia usłyszałaś od lekarzy po implantacji systemu defibrylującego?

Na pewno będę musiała zwolnić tempo życia. Miałam bardzo intensywny rok. Studia, sesje zdjęciowe, udział w akcjach społecznych – to wszystko pochłania mnóstwo czasu i energii. Stres to nieustanny element naszego życia, w moim przypadku też tak jest. Jestem osobą bardzo wrażliwą i mocno przeżywającą różne wydarzenia. Zawsze bardzo się stresowałam, nawet ucząc się do egzaminu i wyobrażając sobie, jak będzie, gdy on w końcu nadejdzie. Aktualnie przyjmuję tabletki, które blokują hormon adrenaliny – dzięki temu jestem spokojniejsza. Co do zmian, które muszę wprowadzić – nie będę mogła tak często latać samolotem jak dotychczas – do tej pory między Polską a Szwecją kursowałam nawet kilka razy w miesiącu. To dla organizmu duży wysiłek. Pełniąc obowiązki Miss Grand International 2024 też dużo podróżowałam, m.in. do Tajlandii. Powrót do normalności będzie powolny, może potrwać nawet 3 miesiące. Będę mogła spacerować, większy wysiłek nie jest wskazany, czyli na przykład bieg do autobusu odpada. Na szczęście mam ogromne wsparcie w rodzinie, po wyjściu ze szpitala zostanie ze mną tata, który będzie mi pomagał. Nie będę mogła też dźwigać ciężkich przedmiotów. W najbliższych miesiącach muszę też zrezygnować z ekstremalnych sportów.

To duże wyzwanie dla aktywnej osoby. Jakie sporty uprawiałaś?

Przeróżne, w tym profesjonalnie siatkówkę – przez ostatnie dwa lata, na stypendium w Stanach Zjednoczonych. Grałyśmy z dziewczynami codziennie, także w weekendy. Uwielbiam też tańczyć. Na pewno wrócę do tych aktywności, ale na razie daję sobie czas na rekonwalescencję.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.
Podoba Ci
się ten artykuł?