Przejdź do treści

Centrum Zdrowia Psychicznego – ten program działa, doświadczyłam tego na własnej skórze

Światowy Dzień Zdrowia Psychicznego
Doświadczyłam tego, jak działają Środowiskowe Centra Zdrowia Psychicznego. Było niczym w amerykańskim filmie – tylko że na warszawskich Starych Bielanach. / Pexels
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

O tym, że opieka psychiatryczna w Polsce przeżywa głęboki kryzys, można przeczytać wiele. O plusach trwającej reformy – za mało. W tym roku Ministerstwo Zdrowia będzie podejmowało decyzję, czy wspierać dalej rozwijanie leczenia środowiskowego. To system, w którym pacjent zgłaszający się po pomoc zostaje przyjęty niemal natychmiast. Utopia? Doświadczyłam tego, jak działają środowiskowe Centra Zdrowia Psychicznego. Było niczym w amerykańskim filmie – tylko że na warszawskich Starych Bielanach.

Wystukałam numer znaleziony w sieci. Wizyty lekarskie w środku pandemii odbywały się online, to mi pasowało, dzwoniłam tylko po receptę. Chciałam zapłacić za poradę, odebrać kod dostępu i móc iść do apteki. Nic więcej. Naprawdę myślałam, że kilka proszków załatwi sprawę, postawi mnie do pionu. Kiedy rozmowa zaczęła się przeciągać, padało kolejne trudne pytanie, usiłowałam ją przerwać. Nie byłam gotowa na opowiadanie o swoim stanie. „Proszę się nie rozłączać, rozmawiajmy” – ten spokojny, a przy tym zdecydowany głos i jakaś żywa troska w nim rzeczywiście powstrzymały mnie wtedy przed skończeniem w pół zdania.

Dodzwoniłam się do Środowiskowego Centrum Zdrowia Psychicznego. Obecnie w całym kraju działa 5 takich miejsc między innymi w Wieliczce i Nowym Targu, środowiskową opieką pacjentów obejmuje też 31 Centrów Zdrowia Psychicznego, ze wsparciem dostępnym dla około 10 procent dorosłych Polaków. Uruchomiono je w ramach trzyletniego pilotażu Narodowego Programu Ochrony Zdrowia Psychicznego, który kończy się w roku 2021. W tym roku Ministerstwo Zdrowia podejmie decyzję, co dalej – jeśli program będzie kontynuowany, w roku 2027 takich miejsc ma być 300. Tak żeby swoje Centrum Zdrowia Psychicznego miał każdy powiat. Z pomocą szybką, bezpłatną, blisko domu.

Kod dostępu? „Potrzebuję pomocy!”

Była druga połowa czerwca, za oknem lato, na balkonie rozpaczliwie usychał bluszcz i nagietki, których nie miałam siły podlewać. Nie miałam siły na wiele i na coraz więcej. Pod koniec maja musiałam stawić czoła temu, że mój związek oparty był na kłamstwie. I nie chodzi o zdradę, to byłoby zbyt proste. Cóż, nie pierwsze bolesne doświadczenie życiowe. Z wcześniejszych się otrząsałam, tym razem jednak zaczęłam niebezpiecznie dryfować w kierunku choroby. Najpierw bliscy dostrzegli, że potrzebuję pomocy. Przyjaciółka wyciągała mnie na kawę. Odmówiłam raz, drugi, kolejny. Za każdym razem obiecując, że dziś nie, ale już jutro na pewno się spotkamy. Ona uparcie dzwoniła, ja nie mogłam znaleźć w sobie siły, by wyjść z domu, spotkać innych ludzi. Izolowałam się. W końcu przestałam wychodzić nawet po zakupy, nie miałam potrzeby, zupełnie nie czułam głodu. Czułam za to ból całego ciała, pleców, ucisk w klatce piersiowej. Jakby ktoś mnie pobił. Przestałam też spać.

„Musisz iść do lekarza. Weź kilka dni zwolnienia” – zaniepokojone głosy zbywałam potakiwaniem, w duchu myślałam – przejdzie. Przecież ja nie choruję. No bo kiedy ostatni raz chorowałam, w dwa tysiące piątym? Ale każdego kolejnego dnia robiło się ciężej, mroczniej. Przestałam sprzątać – mieszkanie mam zwykle na błysk. Czytać książki – parę lat wcześniej prowadziłam serwis o książkach, zawsze były wokół mnie. Słuchać radia – a do tej pory każdy poranek zaczynałam od ulubionej audycji. Porzuciłam nawet seriale na Netflixie, jeszcze niedawno wręcz kompulsywnie pożerane. Bezsenność była torturą.

W końcu musiałam przyznać, że dzieje się ze mną coś niepokojącego. Od znajomej wyżebrałam pięć pastylek Xanaxu. Dała mi je po tym, jak przyrzekłam, że umówię się do specjalisty. Proszek działa przeciwlękowo, uspokajająco, przyniósł chwilową ulgę, a słowo się rzekło. Wrzuciłam w wyszukiwarkę trzy hasła: psychiatra, recepta, Bielany – i wybrałam adres najbliższy mojego. Tak trafiłam na Centrum. Zupełny przypadek, szczęśliwy traf. Centra środowiskowe, finansowane z funduszy unijnych, podobnie jak Centra Zdrowia Psychicznego pracujące w ramach pilotażu, działają w myśl idei, by poza leczeniem szpitalnym stworzyć miejsca pomocy blisko domu. Miejsca, w których ta pomoc udzielana jest niemal natychmiastowo. I tak to właśnie w moim przypadku zadziałało. Kod dostępu? Najprostszy. Choć przyznaję, wypowiedzenie go wymagało ode mnie sporo wysiłku. „Potrzebuję pomocy!”.

Sulimir Szumielewicz, koordynator Kryzysowego Telefonu Zaufania

Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek lekarz poświęcił mi tyle czasu

Kobieta, która odebrała i nie pozwoliła się rozłączyć, umówiła mnie na następny dzień do psychologa i od razu wstępnie zarezerwowała bliski termin do psychiatry. Uprzedziłam więc w pracy, że zniknę na godzinkę z Teamsów i niechętnie wystawiłam nos za próg, nie było wyjścia. Do Centrum mam dziesięć minut na piechotę, nie miałam wcześniej pojęcia o jego istnieniu. Zajmuje spory parter w czteropiętrowym budynku z lat 60., z zaskoczeniem zanotowałam wchodząc, że miejsce jest odnowione, jasne i miłe.

Znów myślałam, że coś odhaczę, porozmawiam z psychologiem, dostanę w końcu tę receptę, przykleję sobie mentalny plasterek i będzie dobrze. Wywiad był długi, szczegółowy i dla mnie bolesny (opowiadanie o zranieniach, to nie jest przyjemny proces), zakończony założeniem karty w szpitalu bielańskim, do którego należy Centrum. Wyszłam jeszcze bez recepty, ale dostałam wiele wsparcia i ważnych informacji. Zostanę objęta opieką, mam to szczęście, że mieszkam na Bielanach, bo przyjmują wyłącznie pacjentów z meldunkiem z obszaru dzielnicy. Dostanę terapeutę, będę mogła konsultować się z lekarzami. Pani psycholog potwierdziła od razu wizytę u psychiatry.

To był mój pierwszy w życiu kontakt z lekarzem tej specjalności. Pan doktor się nie spieszył, nie pamiętam, żeby kiedykolwiek lekarz poświęcił mi tyle czasu. On za przezroczystą przyłbicą, ja z twarzą ukrytą pod maseczką, próbująca nieudolnie ukryć za nią również emocje i zawstydzający potok łez. Nareszcie dostałam upragnioną receptę, za zwolnienie podziękowałam. Wciąż myślałam, że dam radę. Zacznę brać leki, a moje bóle i lęki magicznie znikną. Aptekarski sezam wydał upragniony skarb z ładunkiem serotoniny, której tak wyraźnie mojemu organizmowi brakowało. Na sreberku blistra wypisałam permanentnym flamastrem daty kolejnych dni, żeby nie pomylić dawkowania. Odebrałam też pierwszy telefon z Centrum.

– Będę pani wsparciem – tak poznałam panią Anetę Pol, mój głos ratunkowy. To na nią trafiłam, wybierając numer po raz pierwszy. Zapewniła, że mogę odzywać się zawsze, kiedy tylko będę potrzebować jej pomocy, ona zajmie się koordynacją działań. Z początku to ona dzwoniła do mnie, robiła to codziennie. Potem dowiedziałam się, że ma pod stałą opieką kilkadziesiąt osób. Bielańskie Centrum wspiera 1200 pacjentów, takie nas mrowie z jednej przecież tylko dzielnicy.

Początkowo leki nasiliły nieprzyjemne objawy. To się zdarza, pani Aneta uprzedziła mnie o tym. Zasugerowała, że przydałoby mi się zwolnienie, nie chciałam go brać. Tydzień później życie zweryfikowało tę decyzję.

ratownik medyczny trzymający fiolkę z napisem psychologiczne wsparcie

Uruchomiła we mnie proces zdrowienia

Szefowa zarządziła, że wracamy całym zespołem z home office do firmy. W poniedziałek 6 lipca nie dotarłam jednak do pracy. Nie byłam w stanie wyjść z domu. Lęk dosłownie odbierał mi oddech. Mówiłam do siebie w myślach: „spokojnie, daj sobie moment, zamiast o ósmej będziesz w biurze godzinę później”. Ale na dziewiątą też nie dałam rady dotrzeć. Zadzwoniłam do pani Anety.

– Pomocy, chyba muszę wziąć to zwolnienie – w głowie miałam dwa, góra trzy dni wolnego. Psychiatra wystawił zwolnienie na miesiąc! Miesiąc?! Zadzwoniłam do firmy w skrajnym stresie. Kompletnie nie spodziewałam się takiej rozmowy z szefową. Dostałam ogromne wsparcie. Ona pierwsza powiedziała: „Teraz musisz zająć się sobą. Rozumiem to. Daj sobie czas na powrót. Jesteś mi potrzebna silna”. I jeszcze jedno: „Rachela, to nie potrwa miesiąc”.

Odebrałam mail od bezpośredniej przełożonej i ryczałam, czytając: „Najważniejsze, że masz wsparcie i pomoc. Zobaczysz, wyjdziesz z tego, słońce zaświeci i będzie dobrze. Jesteś wartościową babką i nigdy w to nie wątp!”.

Ale ja właśnie zwątpiłam. Pani Aneta zaproponowała spotkanie. Wspaniale, bałam się tylko, że nie dam rady wyjść z domu. Nie ma problemu, jeśli tak się stanie, ona przyjdzie do mnie. Zaproponowała, że może zamiast siedzieć w maseczce w salce Centrum, umówimy się na sesję w parku. Tak robiłyśmy. Wyciągała mnie z domu. Podczas naszego pierwszego spotkania byłam w tak złym stanie, że nie dawałam rady siedzieć prosto na ławce. Pokładałam się na kolanach. Było mi słabo, oddech się rwał. Od pani Anety dostawałam proste wskazówki. Uczyła mnie robić małe kroki i za każdy chwaliła.

Wciąż nie czułam głodu, mocno chudłam. Za jej namową zaczęłam prowadzić w komórce dziennik posiłków, kontrolować co i ile zjadłam. Zachęcała mnie do wychodzenia z domu. Pamiętam, jak w stresie relacjonowałam, że dałam radę zrobić to tylko trzy razy w ciągu tygodnia. Wyszłam wyrzucić śmieci, w nocy, gdy wiedziałam, że raczej nikogo nie spotkam. Przemknęłam do oddalonego o sto metrów paczkomatu. Najdalszy, spektakularny spacer zamknął się w kwadransie, do zieleniaka i z powrotem. Spodziewałam się krytyki, usłyszałam: „Wspaniale. To teraz proszę wyjść co najmniej trzy razy, a może uda się cztery”. Starałam się.

Była świadkiem nie tylko sukcesów, ale i moich potknięć na drodze do zdrowienia. Zdarzyło się tak, że nie byłam w stanie przekroczyć bezpiecznego progu mieszkania, a czekała mnie cotygodniowa wizyta u psychiatry w Centrum. Zadzwoniłam do niej, oddech się rwał, stres przyginał mnie do podłogi. Najpierw zapewniła mnie, że znajdziemy wyjście, lekarz do mnie zadzwoni. Potem poprosiła, żebym wzięła długopis, znalazła kartkę i zaczęła dyktować kilka prostych zdań, które miałam przekazać lekarzowi. „Panie doktorze, leki biorę regularnie, zgodnie z zaleceniami. Nie mogę spać. Miewam silne bóle brzucha…” – pisałam powoli, ucisk w gardle mijał.

Pani Aneta miała swoje sposoby, by mi ulżyć. Tłumaczyła z pozoru oczywiste, choćby to, jak ważny dla dobrego funkcjonowania jest oddech. Podpowiadała techniki relaksacyjne, dzięki niej odkryłam dla siebie trening Jacobsona, który dziś jest elementem codziennej higieny, niemal jak mycie zębów. Kiedy zadręczałam się, że tak niewiele robię, poleciła prowadzić dziennik i zapisywać wykonywane czynności. Wszystkie. To może i były drobiazgi, ale znów poczułam się sprawcza. Uruchomiła we mnie proces zdrowienia, z jej pomocą przez lipiec i sierpień powoli rozbrajałam swój epizod psychotyczny. Jestem w gronie miliona osób w Polsce, które mają za sobą podobne doświadczenie. Od połowy września biorę udział w terapii grupowej. Rano melduję na oddziale dziennym leczenia nerwic, wychodzę do domu wczesnym popołudniem. Nie powiem, że to łatwa droga, bywa bolesna, ale przynosi zmianę. Wciąż jestem w kontakcie z panią Anetą z Centrum.

Opieka psychiatryczna w Polsce – jaki jest jej stan i jak może to się zmienić po pandemii? 

Centrum Zdrowia Psychicznego – gdy cierpisz, skorzystaj z pomocy

Prezes Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego prof. Jerzy Samochowiec w jednym z udzielonych niedawno wywiadów przyznał:

„Jestem za wsparciem rozwijania leczenia środowiskowego w Centrach Zdrowia Psychicznego, w calu przedłużenia ich pilotażu do końca 2022 roku, by potem stworzyć je w każdym powiecie”.

Katarzyna Szczerbowska, rzeczniczka biura do spraw pilotażu Narodowego Programu Ochrony Zdrowia Psychicznego, kilka dni temu napisała na swoim profilu w mediach społecznościowych:

„Szukam pomysłu na hasło, które ma pomóc sprawić, żeby reforma leczenia psychiatrycznego rozwijała się. Żeby opieka psychiatryczna nie była skoncentrowana na izolacji w szpitalu, ale żeby rozwijało się leczenie środowiskowe – szybkie, blisko domu, podążające formami pomocy za dynamiką kryzysu, przyjazne, włączające w terapię bliskich. Może ktoś podsunie genialną nazwę?”.

Pod postem kilkadziesiąt odpowiedzi, jedna z propozycji: „Bliskość leczy”.

Dla mnie trafiona w dziesiątkę. Dobrze wiem, że tak to właśnie działa.

 

Kto może szukać pomocy w Centrum Zdrowia Psychicznego? Każdy, kto skończył 18 lat i mieszka na terenie, którym się ono opiekuje. Nie trzeba zapowiadać swojego przyjścia ani wcześniej rejestrować, wystarczy sprawdzić, w jakich działa godzinach. W Centrach pracują pielęgniarki psychiatryczne, psychologowie, psychoterapeuci, psychiatrzy. Jeśli przypadek zostanie uznany za pilny, leczenie wystartuje nie później niż 72 godziny od konsultacji.

Więcej informacji o Centrach Zdrowia Psychicznego znajdziesz na stronie centrów: czp.org.pl i na profilu na Facebooku – Pilotaż Centrów Zdrowia Psychicznego

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.