Przejdź do treści

Elżbieta Jakubiec o chorobie afektywnej dwubiegunowej: „Porównuję ją do opowieści o doktorze Jekyllu i panu Hydzie. Mania to Mr Hyde. Człowiek czuje, że może wszystko”

fot. pexels
fot. pexels
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Cyklicznie nawracające stany przygnębienia i nadmiernej aktywności towarzyszyły Elżbiecie od dzieciństwa, jednak diagnozę usłyszała dopiero po trzydziestce. – Choroba afektywna dwubiegunowa to choroba przewlekła, którą leczy się latami. Czasami nawet do końca życia. To choroba, na którą trzeba reagować – mówi.

 

Anna Korytowska: Kiedy zauważyła pani u siebie symptomy choroby dwubiegunowej?

Elżbieta Jakubiec: Do tego, jak choroba afektywna dwubiegunowa zaczęła objawiać się w moim życiu, dotarłam, kiedy otrzymałam diagnozę. Miałam wtedy 30 lat. Zaczęłam dowiadywać się i czytać, na czym polega, o co w niej chodzi i jak działa. Okazało się, że już, kiedy chodziłam do szkoły podstawowej, pojawiały się jej pierwsze symptomy. Choroba miała wówczas przebieg sezonowy.

Co to znaczy?

Jesienią był dół, obniżenie nastroju, towarzyszyły mi smutek i apatia. Wiosną była duża poprawa. Czułam, że mogę przenosić góry, byłam w stanie euforii. Takim wręcz nienaturalnym. Ale wtedy mi to aż tak bardzo nie przeszkadzało, chociaż nie pozostawało obojętnym. Jesienią, kiedy mój nastrój drastycznie się obniżał, ciężko było mi się koncentrować na nauce. W pierwszym semestrze zawsze dostawałam złe oceny. Natomiast potem, w miesiącach wiosennych wszystko nadrabiałam i potrafiłam ogarnąć cały rok przez tydzień. Jakbym została obdarzona jakąś super mocą.

Elżbieta Jakubiec / archiwum prywatne

Elżbieta Jakubiec / archiwum prywatne

Co sprawiło, że zdecydowała się pani pójść do lekarza?

To był zupełny przypadek. Mam trzech synów. Najstarszy z nich był diagnozowany na ADHD. Poszłam z nim do psychiatry dziecięcego. Była wiosna, ja, chociaż nieświadoma, byłam w stanie manii. Szybko mówiłam, bardzo chaotycznie. Epatowałam pewnością siebie. W tym stanie zobaczyła mnie lekarka syna. W pewnym momencie zapytała, czy nie myślałam o tym, że syn mógł po mnie odziedziczyć ADHD. Powiedziałam, że nie. Zaproponowała, żebym i ja się zdiagnozowała. Poszłam więc do psychiatry, a po trzech wizytach lekarz postawił diagnozę – Choroba Afektywna Dwubiegunowa. Wtedy zaczęłam analizować swoje życie.

Co z tej analizy wynikło?

Przede wszystkim to, że już we wczesnych latach dziecięcych pojawiały się u mnie wyże i dołki. Przypomniałam sobie też, że w klasie maturalnej miałam moment silnego stresu. Miałam problemy w związku, mój tata nadużywał wówczas alkoholu, a to tylko potęgowało emocje. Stres doprowadził do tego, że zaczęłam słyszeć głosy w głowie. Takie, które wołały mnie po imieniu. Wtedy po raz pierwszy poszłam do psychiatry. Lekarka stwierdziła, że mam stany maniakalno-depresyjne, ale nie wytłumaczyła mi, na czym polegają. Nie miałam dostępu do internetu, byłam przerażona. Od razu pomyślałam, że jestem maniakiem, szaleńcem. Skojarzyłam to sobie z różnymi filmami o mordercach, które widziałam. Jedyne co to dostałam leki, po których miało być lepiej.

Było?

Przyjmowałam je przez dwa lata. Jak zobaczyłam, że jest lepiej, to odstawiłam. Bez konsultacji. Miałam wtedy 21 lat i wróciłam do życia bez leków. Znowu zaczęły się skoki i spadki. Nie byłam dzieckiem, więc miałam więcej możliwości. Kiedy przychodziła wiosna, fruwałam. Praktycznie nie było mnie w domu, cały czas byłam w ruchu. Pieniądze wydawałam bez zastanowienia, lekką ręką.

Teraz już pani wie, że stan, który pojawiał się wiosną to mania. Co jeszcze jej towarzyszy?

Człowiek ma poczucie, że może wszystko. Ja porównuję chorobę do opowieści o doktorze Jekyllu i panu Hydzie. Mania to jest Mr Hyde. Uwalniają się wtedy w człowieku wszystkie ukryte pragnienia, żądze, marzenia.

Zanikają bariery i granice?

Dokładnie. Mężczyźni w stanie manii częściej idą w agresję, ale nie ma reguły. U kobiet bardzo często pojawia się hiperseksualność. Stają się boginiami seksu. Trochę jak Marilyn Monroe. Ona też miała chorobę afektywną dwubiegunową. Stany depresji ukrywała. Świat widział ją w stanie manii i zachwycał się nią. Bo osoby w stanie manii działają jak magnes, ludzie do nas lgną, a my pozbawiamy się barier. To w stanie manii osoby chore często dopuszczają się zdrad, rzucają pracę, myśląc, że mogą więcej. Podróżują w ciemno, wsiadają w pociąg i jadą gdziekolwiek, bez celu.

Ile u pani trwa stan manii?

U mnie te stany są dosyć długie. Zwykle mania trwa około miesiąca. W moim przypadku potrafiła przełożyć się nawet na pięć miesięcy. Ale ja mam też specyficzny rodzaj manii – hipomanię. To jest trochę łagodniejsza wersja, bo choroba dwubiegunowa ma różne oblicza. Mam to szczęście, że aż tak bardzo nie odrywam się od rzeczywistości, nie tracę pełniej kontroli. A w pełnej manii ludzie miewają różne wizje. Czasami wydaje im się, że są zesłańcami Chrystusa, zbawicielami. Skaczą z dachu, bo wydaje im się, że potrafią latać. To są bardzo głębokie manie i stany, które są bardzo niebezpieczne.

Diagnozę choroby afektywnej dwubiegunowej dostałam w wieku 30 lat. Lekarz dokładnie wyjaśnił mi, na czym polega to zaburzenie. Dał mi materiały, z których mogłam dowiedzieć się więcej. Pozwolił mi oswoić się z chorobą, poznać wroga.

U kobiet bardzo często pojawia się hiperseksualność. Stają się boginiami seksu. Trochę jak Marilyn Monroe. Ona też miała chorobę afektywną dwubiegunową. Stany depresji ukrywała. Osoby w stanie manii działają jak magnes, ludzie do nas lgną, a my pozbawiamy się barier

I zrozumieć?

I zrozumieć to, co działo się ze mną przez lata i to, co będzie się działo później. Czytałam, słuchałam wywiadów, oglądałam przeróżne edukacyjne filmy. To pozwoliło mi oswoić się z chorobą. Zrozumiałam mechanizmy choroby. To nie było łatwe. Przez całe życie wydawało mi się, że jestem super i stąd bierze się mój euforyczny stan. Tymczasem to nie ja, a choroba. Ja, Ela, jestem zwyczajnym człowiekiem.

A kiedy odkryła pani tę Elę bez manii i stanów depresyjnych?

W remisji. Ale przyjęcie do wiadomości, że nie w tych skrajnych zachowaniach jestem sobą, a w tym zwykłym czasie, było szalenie trudne. Osoby z chorobą dwubiegunową bardzo często rezygnują z leków albo zwiększają sobie dawkę antydepresantów, żeby wrócić do manii. Bo za tym się tęskni.

Pani tęskni?

To jest wspaniały stan. Człowiek czuje się tak fantastycznie sam ze sobą, że tęskni. I ja tęsknię. Tylko że ta mania jest fajna przez chwilę, a później, przez długi czas ponosi się jej konsekwencje. Długi, zdrady, kłótnie – z tym wszystkim trzeba później się uporać.

Jak poradziła sobie pani z tym, żeby zaakceptować chorobę i z jej świadomością zacząć funkcjonować?

Nie ukrywam, że długo zajęło mi zrozumienie tego, jak działa. Zaakceptowałam ją w momencie, kiedy zaczęłam o niej mówić. Kilka lat temu, mój znajomy pracujący w telewizji publicznej poprosił mnie, żebym w jakimś programie opowiedziała o chorobie dwubiegunowej. To był miesiąc chorób psychicznych. Bardzo się bałam, bo pochodzę z małego miasta, a choroby psychiczne były i wciąż są stygmatyzowane. Ale się odważyłam. Okazało się, że bardzo dużo osób obejrzało program. Dostałam setki wiadomości, które uświadomiły mi, jak wiele osób zmaga się z zaburzeniami psychicznymi. Stwierdziłam, że jeżeli inni otworzyli się przede mną, opowiadając o swojej chorobie, to może warto oswoić tego demona i pokazać, że można z nim żyć. Dzięki mówieniu, opowiadaniu i tworzeniu grup wsparcia, stopniowo zaczęłam się oswajać.

To była forma autoterapii?

Tak, zdecydowanie.

Autoterapii towarzyszyła terapia?

Tak. Teraz jestem już po procesie terapeutycznym, ale wciąż biorę leki i jestem pod kontrolą lekarza psychiatry. Reagujemy, kiedy widzimy, że coś jest nie tak. Choroba afektywna dwubiegunowa jest trochę jak choroba serca. Przychodzi moment, kiedy trzeba zmienić dawkę po to, żeby móc utrzymać się w remisji. Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że to nie działa tak, że wezmę tabletkę i będę zdrowa. To nie jest grypa. Choroba afektywna dwubiegunowa to choroba przewlekła, którą leczy się latami. Czasami nawet do końca życia. To choroba, na którą trzeba reagować. Trzeba nauczyć się siebie. Najlepiej zrobić to na psychoterapii, z pomocą eksperta. Psychoterapeuta pomoże odkryć, jak reagować na swoje potrzeby, na swoje zachowania, bo my często ich nie widzimy. Jak przychodzi mania, to już nie słuchamy racjonalnych głosów i nie jesteśmy obiektywni.

Przyjęcie do wiadomości, że nie w tych skrajnych zachowaniach jestem sobą, a w tym zwykłym czasie, było szalenie trudne. Osoby z chorobą dwubiegunową bardzo często rezygnują z leków albo zwiększają sobie dawkę antydepresantów, żeby wrócić do manii. Bo za tym się tęskni

Dlatego tak ważne jest, żeby prosić o pomoc i żeby osoby zmagające się z różnymi chorobami, miały poczucie, że to nie jest wstyd. Ma pani poczucie, że o zaburzeniach psychicznych mówi się wystarczająco dużo?

O chorobie dwubiegunowej zdecydowanie za mało. Społeczeństwo nie wie, czym jest mania. To kojarzy się z zafiksowanym, niebezpiecznym psychopatą, który jest zagrożeniem dla społeczeństwa. Zdrowej osobie trudno jest pojąć, czym ta mania może być. W manii wychodzą skryte pragnienia.  Mania pozbawia człowieka hamulców. Mam wrażenie, że to jest trudne do zrozumienia. O ile depresję ludzie są w stanie zrozumieć i oswoili się z nią, tak manię nie do końca.

A jak te stany depresyjne się u pani objawiały?

Spadek, bezsilność. U mnie nie tyle przeszywający smutek, a właśnie ta bezsilność. I brak wiary w siebie. Mówię na ten stan – anulacja własnej osoby. Miałam ochotę wcisnąć anuluj i usunąć się ze świata. Czułam się bezwartościowa, niepotrzebna. Czułam się ciężarem dla wszystkich ludzi i całego świata. Bardzo często miewałam też stany lękowe, które podbijały całą sytuację. Ze względu na malutkiego synka, musiałam zrezygnować z pracy, ale nie ukrywam, że było to dla mnie zbawienie. Bo w stanach depresyjnych graniczące z cudem jest dla mnie zmotywowanie się do pracy.

Teraz jest pani w stanie remisji?

Przez większość czasu jestem w stanie remisji. Bardzo szybko wyłapuję manię. Nauczyłam się dostrzegać jej symptomy i od razu reaguję. Dzwonię do psychiatry i proszę o zmianę leków. Większy kłopot mam z depresją. Bo ona u mnie pojawia się nagle. Spada na mnie znienacka. Rano jestem w pełni sił, żywiołowa, a po południu leżę i nie podnoszę się przez kolejny miesiąc. Mając świadomość, czym jest depresja i znając siebie, udaje mi się ją opanowywać i z nią walczyć. Mam w sobie coś takiego, że się zmuszam.

Leki pomagają, ale i tak musi pani cały czas być uważna na siebie i swoje stany?

Dokładnie tak. Cieszę się, że w procesie terapeutycznym trafiłam na terapię poznawczo-behawioralną, czyli taką, która pozwala na rozebranie emocji na czynniki pierwsze i dojście do ich sedna. Jeżeli w pewnym momencie jestem zła, smutna, albo wesoła, to ja te emocje biorę i się im przyglądam, zastanawiam się, skąd się wzięły. Nauczenie się swoich emocji bardzo pomaga w panowaniu nad nimi. Dzięki temu jestem w stanie utrzymać remisję na długo. Zdarzają się spadki i górki, ale jak potrafię nad nimi zapanować, to łatwiej mi z nimi funkcjonować.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: