Przejdź do treści

Ewa Pągowska o polskiej psychiatrii: Ta dziedzina medycyny sobie „nagrabiła”. Długo była bezradna wobec cierpienia człowieka

Ewa Pągowska
Ewa Pągowska, autorka książki „Psychiatrzy. Sekrety polskich gabinetów” / Archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

„Przez ponad połowę ubiegłego wieku dysponowała tylko dwoma lekami – jeden podawano 'tym smutnym’, a drugi 'tym, którzy mówią od rzeczy’” – pisze we wstępie do książki „Psychiatrzy. Sekrety polskich gabinetów” Ewa Pągowska. Jej rozmówcy – piętnastu wybitnych polskich psychiatrów – wyjaśniają, jak zmieniła się ta dziedzina medycyny na przestrzeni lat.  I komu może dziś skuteczniej pomóc, a gdzie wciąż jest bezradna.

 

Dorota Zabrodzka: Czy rozmawiając z lekarzami, miała pani wrażenie, że w ostatnich latach wiele zmieniło się w psychiatrii?

Ewa Pągowska: Myślę, że tych zmian nawet w ostatnich kilkunastu latach jest naprawdę sporo, przede wszystkim wciąż pojawiają się nowe metody leczenia, wiele z nich dotyczy m.in. depresji. Nie mówiąc już o zmianach w stosunku do lat 50., kiedy pojawiły się pierwsze leki antydepresyjne czy nawet do 80., kiedy na rynek wszedł słynny prozac. Niedawno na polski rynek wszedł lek antydepresyjny kolejnej generacji z substancją czynną o nazwie esketamina. Jego mechanizm działania jest zupełnie inny. Lek ten podaje się donosowo, a nastrój pacjenta poprawia się już w kilka minut po aplikacji.

Czyli farmakoterapia nadal odgrywa główną rolę?

Odgrywa dużą rolę, ale są jeszcze inne metody leczenia, niezwykle ważna jest też, jak mówi o czym tym w książce prof. Jacek Wciórka, rozmowa. Przyznaje, że pierwszym krokiem po zdiagnozowaniu pacjenta jest przepisanie leku, ale dodaje, że na tym nie powinno się kończyć. „Psychiatra musi być gotowy na dialog” – mówi. „Musi umieć odnieść się do oczekiwań pacjentów. Zadbać o to, by osoba, która już przełamała swoje bariery i zgłosiła się po pomoc, przy tej pomocy została”.

Profesor zwraca też uwagę na zmianę nazewnictwa. W 2022 roku wyrażenie „choroba psychiczna” występujące w klasyfikacji ICD ma zostać zastąpione terminem „zaburzenie psychiczne”.

Najlepsze wrażenie zrobił na mnie szpital w Kobierzynie pod Krakowem. (...) Został założony w 1917 roku i był miejscem niezwykłym, z zupełnie innym podejściem do pacjentów niż to wtedy było normą. Odbywały się tam bale, kuligi, działał teatr. Dziś prowadzi się tam np. hortiterapię, czyli terapię polegającą na przebywaniu w ogrodzie i zajmowaniu się roślinami, odbywają się warsztaty malarskie

Podobnych zmian wprowadzono więcej i psychiatrzy, m.in. właśnie prof. Wciórka, liczą na kolejne, np. są przeciwni używaniu terminu „schizofrenia”. Czemu to ma służyć?

Zmiana tej nazwy na inną niewątpliwie zmniejszyłaby stygmatyzację chorych. To słowo ma wyjątkowo negatywną konotację. Nowy termin mógłby zmienić postrzeganie osób cierpiących na schizofrenię.

Co jeszcze zmieniło się w psychiatrii?

Podejście do leczenia w szpitalach psychiatrycznych. Dziś pacjenci nie przebywają miesiącami na oddziałach, rozwija się za to tzw. psychiatria środowiskowa. W niej chodzi o to, by wtedy, kiedy tylko jest to możliwe, leczyć pacjenta w jego środowisku, a nie w szpitalu, bo gdy z niego wraca po długim czasie, odczuwa wielki stres.

A same szpitale – czy wyglądają inaczej niż kiedyś?

Byłam w kilku i najlepsze wrażenie zrobił na mnie szpital w Kobierzynie pod Krakowem. To bardzo ciekawe miejsce, trochę przypominające z zewnątrz ośrodek wypoczynkowy, z pawilonami szpitalnymi rozrzuconymi w ogromnym parku. Ten szpital został założony w 1917 roku i był miejscem niezwykłym, z zupełnie innym podejściem do pacjentów niż to wtedy było normą. Odbywały się tam bale, kuligi, działał teatr. Dziś prowadzi się tam np. hortiterapię, czyli terapię polegającą na przybywaniu w ogrodzie i zajmowaniu się roślinami, odbywają się warsztaty malarskie. Z powodu pandemii nie byłam jednak na oddziałach, więc nie mam pojęcia jak one wyglądają. Odwiedziłam też w szpitale psychiatryczne w Łodzi i w Tworkach. No i cóż… to są dość smutne jednak miejsca. Chociaż nie czułam w nich takiego lęku, jaki poczułam, przychodząc 10 lat temu na wywiad do Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie.

Daniel Dziewit

Co z gabinetami psychiatrów? Tam też nie ma się czego bać?

Są to zwyczajne, przyjazne pokoje, miejsca przypominające raczej biuro niż gabinet lekarski.

Czy ta „zwyczajność” współczesnej psychiatrii wystarczy, żeby zmieniło się postrzeganie tej specjalizacji lekarskiej i żeby zmniejszył się lęk przed psychiatrami”?

Lęk chyba rzeczywiście się zmniejszył. Z czasów dzieciństwa i młodości pamiętam tylko jedną osobę, która przyznała się do pobytu w szpitalu psychiatrycznym, a wręcz mówiła o tym z dumą – była to sąsiadka mojej babci. Teraz słyszę często, że ktoś ma za sobą kontakt z tym specjalistą. Zresztą wystarczy spojrzeć na raporty o problemach z dostępem do psychiatrów – ustawiają się do nich kolejki. Myślę, że wiele dobrego zrobiły kampanie społeczne na temat depresji.

Moim zdaniem psychiatrię odczarowuje też pani książka, choć tej tytuł „Sekrety polskich gabinetów” może brzmieć trochę groźnie, podobnie jak tytuły rozdziałów: „Depresja” , „Lęk”. Temu ostatniemu, traktowanemu dotąd jako jeden z objawów rozmaitych innych zaburzeń, poświęciła pani w swojej książce osobny rozdział.

Tak, bo jak powiedział mój rozmówca, dr Sławomir Murawiec, lęk jest czasem tak silny, że wysuwa się na pierwszy plan. Dawniej nazwano by takie zaburzenie nerwicą, ale to kolejne słowo, które odeszło do lamusa. Jak dowiodły badania przeprowadzone w 2010 roku w trzydziestu krajach europejskich, zaburzenia lękowe są najczęściej występującymi zaburzeniami psychicznymi. Wśród nich coraz powszechniejsza jest fobia społeczne, czyli lęk przed ludźmi i ich oceną.

Majaczenie seniorów, kiedy wydaje się, że starszy człowiek ma np. psychozę – nie wie, gdzie jest i nie rozpoznaje ludzi - może mieć takie przyczyny, jak np. odwodnienie. Interniści nie zawsze to rozpoznają. Tymczasem w tym przypadku wystarczy szklanka wody, żeby wszystko wróciło do normy

Czy pani rozmówcy uważają, że istnieją granice pomocy psychiatrycznej, czy przyznają się czasem do bezradności?

Takim przypadkiem, w którym właściwie cała psychiatria jest bezradna jest zaburzenie osobowości, które potocznie nazywamy psychopatią, a fachowo osobowość antyspołeczną. Mówiła o nim Ewa Niezgoda. Psychopaci mogą bardzo dobrze funkcjonować w społeczeństwie i nie popełniać czynów zabronionych, być czarujący i odnosić sukcesy, dlatego zwykle trudno rozpoznać to zaburzenie. Ale jednocześnie są oni bardzo bezwzględni w osiąganiu swoich celów, nie odczuwają wyrzutów sumienia. Jeśli pojawia się u nich lęk, to przed tym, że ktoś ich nakryje, że poniosą konsekwencje swojego zachowania. Nie czują się źle ze swoim zaburzeniem, więc nie można ich leczyć.

W pop kulturze widać ostatnio swego rodzaju fascynację psychopatami. Stali się pozytywnymi bohaterami seriali, ukazały się nawet takie książki jak „Odkryj w sobie psychopatę i osiągnij sukces” czy „Mądrość psychopatów”. To, jak twierdzi Ewa Niezgoda, pokazuje trochę kondycję naszego społeczeństwa. Warto się zastanowić, co takiego się stało, że chcemy czerpać od psychopatów…

Może problem z leczeniem niektórych zaburzeń tkwi także w tym, że prawdziwą przyczynę choroby trudno jest rozpoznać?

Pewnie tak. Czasami osoby cierpiące z powodu jakiegoś problemu nie podejrzewają nawet, że ma on źródło w ich psychice. Tak jest chociażby w przypadku depresji maskowanej, o której mówi prof. Gałecki. Depresja, w której nie ma smutku – to naprawdę zaskakujące. Zastępują go objawy somatyczne, jak np. ból głowy, zaburzenia widzenia lub słuchu, ból mięśni, problemy kardiologiczne. Lekarze różnych specjalności nie mogą nic wykryć, a pacjent czuje się fatalnie. Pomaga mu jednak lek antydepresyjny. O odwrotnej sytuacji – kiedy to objawy kojarzą się z chorobą psychiczną, a ich podłoże jest somatyczne – piszę w rozdziale poświęconym psychogeriatrii. Dr Jakub Kaźmierski wyjaśnia, że majaczenie seniorów, kiedy wydaje się, że starszy człowiek ma np. psychozę – nie wie, gdzie jest i nie rozpoznaje ludzi – może mieć takie przyczyny jak, np. odwodnienie.

Interniści nie zawsze to rozpoznają. Tymczasem w tym przypadku wystarczy szklanka wody, żeby wszystko wróciło do normy.

Wróćmy zatem do tych przypadków, w których łatwiej postawić rozpoznanie i łatwiej pomóc. Z jakimi problemami pacjenci zgłaszają się najczęściej?

Nie znalazłam statystyk dotyczących wizyt w gabinetach prywatnych. Natomiast jeśli chodzi o wizyty w ramach NFZ, to jak pokazuje ostatni raport GUS, ambulatoryjnie w poradniach dla osób z zaburzeniami psychicznymi i uzależnionych najczęściej leczyły się osoby uzależnione od substancji psychoaktywnych. W tej dziedzinie zresztą, np. w terapii alkoholików, też wiele się zmieniło, o czym mówi prof. Jerzy Samochowiec. Dziś uważa się, że możliwy jest powrót do picia kontrolowanego.

Komu udaje się pomóc znacznie lepiej niż dawniej?

Najwięcej dzieje się w depresji. Pojawiła się np. bardzo ciekawa teoria, zgodnie z którą może przyczynić się do tego zaburzenia stan zapalny. Są nowe leki, jak wspomniany już preparat z esketaminą. Jest coraz większe zainteresowanie stymulacją przezczaszkową.

Depresja, w której nie ma smutku – to naprawdę zaskakujące. Zastępują go objawy somatyczne, jak np. ból głowy, zaburzenia widzenia lub słuchu, ból mięśni, problemy kardiologiczne. Lekarze różnych specjalności nie mogą nic wykryć, a pacjent czuje się fatalnie. Pomaga mu jednak lek antydepresyjny

No i renesans elektrowstrząsów! To chyba moje największe zaskoczenie podczas lektury! Dotąd kojarzyły mi się z salą tortur, nie zdawałam sobie sprawy z tego, że teraz dzieje się to pod narkozą i pacjent nie odczuwa nieprzyjemnych dolegliwości.

To, że są wykonywane, zaskakiwało wszystkich, którym o tym mówiłam, nawet lekarzy innych specjalności. Tę terapię stosuje się w dwudziestu ośrodkach w Polsce, ale wiedza o tym bynajmniej nie jest powszechna. Choć nikt specjalnie tego, że elektrowstrząsy są stosowane nie ukrywa. Pacjenci, którzy poddają się temu zabiegowi, a jest on stosowany np. w depresji lekoopornej, zwykle mają już dużą wiedzę na temat różnych metod leczenia, że propozycja lekarza nie jest dla nich zaskoczeniem.

Książkę kończy rozmowa z lek. med. Joanną Krzyżanowską-Zbucką na temat pandemii i jej konsekwencji dla naszej psychiki. Czy dziś, gdy sytuacja epidemiologiczna z dnia na dzień się pogarsza, nie umieściłaby Pani tego rozdziału na początku książki?

Nie, dziś też umieściłabym go na końcu. Żeby zrozumieć to, co dzieje się z nami w pandemii, warto przeczytać poprzednie rozdziały, np. o lęku. Na pewno zadałabym więcej pytań, bo i my, i pani doktor, z którą rozmawiałam, więcej dziś wiemy o konsekwencjach tej krytycznej sytuacji.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.