Przejdź do treści

Poronienie. Co dzieje się w psychice kobiety, która straciła nienarodzone dziecko? Odpowiada psycholog Anna Bajkowska

Anna Bajkowska. Zdj: archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Żałoba zawsze jest bardzo indywidualna, składa się na nią cała paleta różnych emocji, myśli, zachowań, potrzeb, które domagają się zaspokojenia i takich, które zaspokojone być nie mogą – mówi Anna Bajkowska, psycholog w Fundacji Nagle Sami. Co dzieje się w psychice kobiety, która straciła dziecko? Jak kobiety – i mężczyźni – przeżywają żałobę?

 

Aneta Wawrzyńczak: Poronienie to trudny temat, prawda?

Anna Bajkowska, psycholog w Fundacji Nagle Sami, psychoterapeutka Gestalt: Bardzo trudny, a przede wszystkim ciągle jeszcze owiany tabu. Coraz więcej mówi się o doświadczeniu utraty i potrzebach rodziców nią dotkniętych, jednak w świadomości społecznej ten temat dopiero zaczyna szerzej funkcjonować. Zwłaszcza jako przeżycie, które wymaga uwagi i być może specjalistycznego wsparcia nie tylko od strony medycznej, ale też psychologicznej.

Uprzedziła pani moje pytanie: to naprawdę wciąż tabu?

Tak, choć na pewno w mniejszym stopniu niż jeszcze kilka lat temu. Kiedy zaczynałam pracę w Fundacji Nagle Sami, niezwykle rzadko po wsparcie psychologa zgłaszały się kobiety albo pary po stracie dziecka w okresie ciąży. Teraz jest ich znacznie więcej. Widzę więc, że to faktycznie się zmienia, ale wciąż konieczna jest edukacja starszych pokoleń, bo często młode kobiety spotykają się z brakiem zrozumienia wśród rodziców i dziadków. Niekiedy dopiero wtedy, gdy dzielą się swoją stratą, dowiadują się, że w ich najbliższej rodzinie wystąpiło poronienie, o czym nigdy wcześniej nie słyszały.

Będę drążyć: dlaczego to wciąż tabu?

Z co najmniej kilku przyczyn. Po pierwsze: bo jest to utrata osoby, której nie poznaliśmy w fizyczny, namacalny sposób, nie zdążyliśmy wytworzyć z nią kawałka wspólnej historii i wspomnień. Swoje dokłada medycyna, zwłaszcza stosowana terminologia: zarodek, płód, niepowodzenie położnicze. Wszyscy dookoła mówią o zlepku komórek, a rodzice czują, że stracili dziecko. Ponadto kiedyś wiele ciąż kończyło się poronieniem, znacznie większa była też śmiertelność noworodków, więc jeszcze kilkadziesiąt lat temu kobiety miały niejako wdrukowane w świadomość, że bycie w ciąży osiem razy w ciągu życia nie oznacza, iż będą miały ośmioro dzieci. Wówczas nie było też przyzwolenia na opłakanie straty, bo mówiło się, że tak działa natura, Bóg tak chciał, taki jest los i tak dalej.

To akurat chyba dalej pokutuje. Sama kilka razy słyszałam: „jestem w ciąży, ale na razie nie mów nikomu. Wiesz, do trzeciego miesiąca nigdy nic nie wiadomo”.

Często sami lekarze na początkowym etapie ciąży są ostrożni co do dalszych jej losów. Kobiety niejednokrotnie opowiadały mi, że słyszały: „proszę się jeszcze nie przywiązywać”, „na dwoje babka wróżyła”, „zobaczymy, co będzie”. Według statystyk pierwszy trymestr jest najbardziej wrażliwy, z medycznej perspektywy od mniej więcej 13.-14. tygodnia ryzyko związane z utratą znacznie maleje. Opóźnienie ogłaszania swojej ciąży może wynikać też z lęku przed reakcją przełożonych w pracy.

Sama pani zauważyła, że do fundacji zgłasza się coraz więcej kobiet, par, czasami też mężczyzn. Skąd ta zmiana? Pierwsze, co przychodzi mi na myśl, to coming-outy znanych kobiet, które w wywiadach przyznają się do poronienia.

Myślę, że otwartość osób ze świata kultury czy show-biznesu modeluje otwartość wśród ogółu społeczeństwa. W tym przypadku pokazuje, że doświadczenie poronienia jest niestety dość powszechne, a jednocześnie daje kobietom siłę, by nie bały się swoich uczuć i w razie potrzeby sięgały po pomoc. Bardzo istotne jest również to, że personel medyczny na oddziale ginekologicznym, patologii ciąży czy położniczym, spotykając kobiety, które doświadczyły straty, coraz częściej poza wymiarem medycznym zauważa także psychologiczny wymiar utraty dziecka. Lekarze, pielęgniarki i położne widzą ich reakcje, ból, jak mocno to przeżywają. Według niektórych badań, aż cztery na dziesięć kobiet w związku z doświadczeniem poronienia odczuwa symptomy PTSD, czyli stresu pourazowego i/lub łagodnych objawów depresyjnych. To wszystko razem sprawia, że opinia publiczna oswaja się z tematem, powstają kolejne organizacje zajmujące się wsparciem w tym obszarze, coraz więcej psychologów i terapeutów specjalizuje się w pomocy rodzicom po stracie.

Porozmawiajmy najpierw o matkach. Co dzieje się w psychice kobiety, która straciła nienarodzone dziecko?

Przede wszystkim: nie każda kobieta, która doświadczyła poronienia, przeżywa żałobę w „klasyczny” sposób, czyli że towarzyszy jej smutek, złość, poczucie winy. To kwestia bardzo indywidualna, związana chociażby z odpowiedziami na pytania: „co znaczy dla mnie być w ciąży”, „co znaczy czuć się matką”, „co znaczy stracić dziecko”. Niektóre kobiety stwierdzają: tak się zdarza, to sytuacja losowa. Nie przeżywają żałoby w związku z utratą dziecka, zwłaszcza na wczesnym etapie ciąży. I to jest bardzo naturalne i indywidualne.

Poronienie. Badania po poronieniu

Zastanawiam się, czy to, że ciąża była planowana, a nawet bardzo wyczekiwana, nie pogłębia poczucia straty i żalu? A to, że była wpadką, przeciwnie?

Kwestia planowania bądź nie ciąży oczywiście może być jeden z czynników, które sprawiają, że reakcje kobiet i par są bardzo różne. Równie dobrze para może dowiedzieć się o ciąży przypadkowo, ale nie będzie to dla niej żaden problem, przeciwnie – od razu pojawi się radość. Dla jednych od momentu zobaczenia dwóch kresek na teście ciążowym jest to ukochane dziecko, inne nie będą jeszcze tak o nim myśleć. Natomiast z mojego doświadczenia wynika, że jednak większość kobiet doświadcza w jakieś formie żałoby.

Jest jeden główny wzorzec jej przeżywania?

Żałoba zawsze jest bardzo indywidualna, składa się na nią cała paleta różnych emocji, myśli, zachowań, potrzeb, które domagają się zaspokojenia i takich, które zaspokojone być nie mogą. Powszechnie kojarzymy z nią smutek, tęsknotę, łzy. U kobiet z doświadczeniem poronienia bardzo często pojawia się też poczucie winy i gnębiące pytania: „a może to by się nie stało, gdybym brała kwas foliowy wcześniej?”, „gdybym nie podniosła reklamówki z zakupami”, „gdybym nie przeziębiła się na początku ciąży”. Tego typu pytań i wątpliwości jest bardzo dużo i często są kierowane do wnętrza z ostrzem winy na siebie. Proszę zauważyć, że w języku polskim mówi się: poroniłam. Tak jakby kobieta zrobiła to intencjonalnie, świadomie, zależnie od swojej woli. Dlatego ja używam określenia doświadczenie poronienia, bo to nie jest przecież jej wina. I myślę, że to bardzo ważne, by kobieta po stracie o tym usłyszała.

Jakieś uczucie jeszcze jest znamienne dla doświadczenia poronienia?

Często pojawia się też złość. Na personel medyczny za to, jak się zostało potraktowaną. Do partnera, że nie do końca rozumie, z czym boryka się jego partnerka. Ale też na inne bliskie osoby, czasami kobiety z otoczenia, których ciąża okazała się szczęśliwa, donoszona. Często pracuję z klientkami, których przyjaciółka bądź siostra urodziły zdrowe dzieci mniej więcej w tym samym czasie, kiedy one miały planowany poród i są to dla nich bardzo bolesne kwestie. Bo z jednej strony kierują do tej świeżo upieczonej mamy całą masę dobrych myśli, z drugiej – mimowolnie pojawia się u nich naturalna zazdrość, że tamte mogą tulić w ramionach swoje maluchy, a one nie.

Nawracające poronienia rzutują na inne sfery życia...

Najczęściej po pomoc zgłaszają się kobiety po doświadczeniu poronienia, rzadziej pary, najrzadziej: sami mężczyźni. Czy to raczej kwestia biologiczna – tego, że matka jest do porodu bardziej związana z dzieckiem choćby czysto fizycznie, czy też przyczyna jest społeczno-kulturowa. To znaczy: kobieta może rozkleić się, przeżywać, cierpieć, facet ma być twardy, nie płakać, działać zadaniowo?

Jak często mówimy w psychologii: to zależy. Nie zawsze to kobieta bardziej zauważalnie przeżywa utratę, więc krzywdzącym byłoby stwierdzenie, że mężczyzna mniej cierpi. Aczkolwiek faktycznie moje doświadczenie wskazuje, że częściej zgłaszają się same panie, ewentualnie z partnerem. Czasami po to, by opowiedzieć o tym, co przeżywają – i że inaczej przechodzi to ich partner, a one nie są w stanie zrozumieć, co on czuje. Wciąż trudno o przyzwolenie na to, żeby mężczyzna okazywał smutek, płakał, mówił, że jest mu trudno. Popkulturowo już funkcjonują teksty takie jak „chłopaki nie płaczą”, często powtarzane przez mężczyzn, ale też i, niestety, kobiety. Pracując z parami po doświadczeniu utraty, zauważam nieraz, że mężczyźni są bardzo skoncentrowani na swojej partnerce, starają się nią zaopiekować z całych sił, widzą jej ból zarówno psychiczny, jak i fizyczny. Jednocześnie sami też czują się bezradni, bo zakres tego, co mogą zrobić, chociażby z powodów czysto fizycznych czy medycznych, jest ograniczony.

I wynika z tego, że…?

Niejednokrotnie koncentrują się na tym, żeby oderwać myśli kobiety od tego, co się wydarzyło, wywołać uśmiech na jej twarzy, natchnąć nadzieją, że jeszcze wszystko będzie dobrze. Co przez partnerki bywa różnie odbierane: niektóre to sobie cenią, inne mają poczucie, że rozmijają się z partnerem w swoich uczuciach. One nie są jeszcze gotowe na myślenie o przyszłości, nawet na uśmiech.

Przede wszystkim: nie każda kobieta, która doświadczyła poronienia, przeżywa żałobę w „klasyczny” sposób, czyli że towarzyszy jej smutek, złość, poczucie winy. To kwestia bardzo indywidualna

A facet tak się koncentruje na jej ratowaniu, że potrzebuje oddechu. I wychodzi wtedy na piwo z kumplem…

Właśnie po to, żeby powiedzieć głośno: „stary, czuję się totalnie bezradny” albo „jest mi smutno, ale nie chcę tego przy niej okazywać”. A ona widzi tylko maleńki fragment: to, że on wychodzi z kolegą. I może zinterpretować to tak, że mu nie zależy, nie przeżywa, nie cierpi.

I co wtedy?

Odpowiedzią na to jest otwarta rozmowa między partnerami. Tylko pojawia się pytanie, czy jako para już wcześniej mieli umiejętność mówienia wprost o swoich uczuciach. Jeśli nie – trudno im będzie nauczyć się tego w obliczu tak ekstremalnej sytuacji, jaką jest utrata dziecka. I tu wsparciem może być psycholog, który pomoże im spotkać się w tym doświadczeniu, zobaczyć nawzajem swoje potrzeby, usłyszeć partnera, zaciekawić się jego światem. Niejednokrotnie już to wystarczy, żeby para mogła na nowo zbliżyć się do siebie.

para

Przy czym trzeba pamiętać, że dla kobiety poronienie, tak jak sama ciąża, wiąże się z odczuwalnymi zmianami fizycznymi, prawda?

Na pewno nie jest bez znaczenia to, że kobieta pierwsza odczuwa ruchy małego człowieka w sobie,  zauważa najdrobniejsze zmiany w swoim ciele, samopoczuciu, toku myślenia. Jest podekscytowana biologicznie, hormonami, a jednocześnie psychologicznie – już nastraja się na rolę mamy. Dla ojców to doświadczenie z początku ciąży jest znacznie mniej dostępne. Oczywiście mogą czuć więź z dzieckiem, ale także przeżywać ją w zupełnie inny sposób niż kobieta. I tak jak pani mówi, doświadczenie poronienia najmocniej na nich odbija się chociażby fizycznie: już zdążyła im zmienić nieco sylwetka, mają burzę hormonów, w późniejszym etapie czuły ruchy dziecka, a pod koniec nawet pojawiła się laktacja. Dla kobiety dojmująco trudne może być poczucie winy, że do śmierci dziecka doszło w jej ciele.

Słyszałam też o syndromie pustego brzucha i pustych ramion. Oraz o odliczaniu: ile by dziecko miało teraz lat, jak by wyglądało, czym by się interesowało. Albo sprawdzaniu, jak wygląda dziecko w czwartym, szóstym, ósmym miesiącu ciąży.

Widzi pani, jeszcze w pokoleniu mojej mamy nie było możliwości, żeby wpisać hasło w wyszukiwarkę internetową w komputerze i znaleźć zdjęcia dzieci w poszczególnych tygodniach ciąży. Było znacznie mniej badań, niejednokrotnie kobiety przez całą ciążę nie miały zrobionego ani jednego USG, ewentualnie raz, pod koniec. Nie było testów ciążowych, dostępu do rzetelnej wiedzy na temat pierwszych objawów poronienia etc. W związku z tym wiele kobiet nie zdawało sobie w ogóle sprawy, że doszło do poronienia – bo nie wiedziały, że są w ciąży.

Wróćmy jeszcze na chwilę do mężczyzn. Czy to doświadczenie: utraty nieraz jeszcze dla nich wirtualnego dziecka, a jednocześnie konieczności otoczenia opieką partnerki – jakoś się w nich kumuluje?

Znów odpowiem: to zależy. Część z nich patrzy na to jako coś, na co po prostu nie mieli wpływu, więc należałoby przejść nad tym do porządku dziennego. Inni bardzo przeżywają smutek, złość, poczucie bezradności – i pozwalają sobie na wyrażanie tych uczuć. To ważne, bo niewyrażone emocje zamykamy w sercu bądź w ciele, przez co one się właśnie kumulują, a później odzywają w trudnych sytuacjach, niejednokrotnie ze zdwojoną siłą. To mogą być nawet symptomy płynące z ciała: niewiadomego pochodzenia bóle, problemy ze zdrowiem, obniżona odporność. Dlatego tak ważne jest, by mówić, co przeżywamy – i starać się to robić możliwie na bieżąco.

Ze statystyk wynika, że co druga para po poronieniu rozpada się.

To dotyczy także rodziców po każdej stracie dziecka, nie tylko z okresu ciąży, ale też na późniejszym etapie jego życia. Przyczyną może być właśnie brak komunikacji między partnerami, rozmijanie się w potrzebach i oczekiwaniach. A to staje się napędem do narastania konfliktów.

Na zdjęciu smutna i załamana kobieta opierająca się na parapecie okiennym- HelloZdrowie

A jeżeli w rodzinie są inne osoby, na przykład starsze dzieci, które czekały na rodzeństwo? Co im mówić? I czy w ogóle?

Nawet jeżeli taki mały człowiek w wieku 2-3 lat nie do końca rozumie, co się dzieje – bo w związku ze stratą zawsze coś się dzieje, obojętnie jak byśmy nie chcieli tego ukryć – to widzi zmianę w zachowaniu rodziców: mamy nie było kilka dni, a teraz jest smutna, zdenerwowana, ciągle płacze. I dziecko bardzo to przeżywa, pod postacią różnych emocji, od smutku, przez lęk, że dzieje się coś złego, po poczucie, że to jego wina.

Tym bardziej, że dzieci do około szóstego roku życia są egocentryczne: jeżeli widzą, że rodzice się kłócą lub któreś z nich płacze, to uważają, że to przez nie.

Tak, do szóstego-siódmego roku życia mamy tendencję do takiego myślenia, co jest zupełnie naturalne. Ważne jest natomiast, by rodzice mieli świadomość, że tak po prostu jest, bo wtedy mogą z dzieckiem rozmawiać otwarcie i powiedzieć na przykład: „teraz mama jest smutna, bo tęskni za dzidziusiem, którego miała w brzuszku”. Co nie znaczy, że mamy to drugie dziecko obarczać szczegółowymi informacjami na ten temat, czy zaprosić je jako partnera do wspierania rodziców. Ale jako członek rodziny ma prawo wiedzieć, co ważnego dzieje się w jego rodzinie. Choćby dlatego, że spotkałam się z sytuacjami, gdy dorosła osoba w procesie psychoterapii wspominała, że miała mieć brata lub siostrę – o czym dowiedziała się dopiero po wielu latach. Utkwiło w niej natomiast doświadczenie sytuacji, kiedy nagle coś się w rodzinie zmieniło. Ale nikt z nią o tym nie rozmawiał. Także o często towarzyszącym temu poczuciu niewysłowionego i niezaspokojonego braku.

Na pewno nie ma jednej uniwersalnej „instrukcji”, jak zachowywać się wobec rodziców po stracie. Bo tak, jak przeżywanie żałoby jest indywidualne, tak indywidualne są potrzeby pary w tym trudnym okresie

Co z młodszym rodzeństwem, które przychodzi na świat później?

Dzieci często bardzo naturalnie przyjmują taką informację. Rodzice widzą później na przykład, że maluch rysując swoją rodzinę, maluje też braciszka albo siostrzyczkę, których stracił. Dzieciom łatwiej jest zapytać wprost: ile dzidziuś by miał lat, był chłopcem czy dziewczynką, jak wyglądał, gdzie teraz jest? Zdaję sobie sprawę, że dla mamy i taty odpowiadanie na takie pytania może być ogromnie trudne i bolesne. Ale jednocześnie stoję na stanowisku, że dziecko ma prawo zobaczyć nasz ból czy smutek – i że nie zrobimy mu tym krzywdy.

A jak sobie będzie obliczać, kiedy się urodziło, a kiedy nastąpiło poronienie – i wyjdzie mu, że gdyby tamto dziecko nie zmarło, to by go tu nie było? Kiedy można zacząć myśleć o kolejnym dziecku?

Pracowałam z mamami, które na kolejną ciążę zdecydowały się po upływie roku, półtora. I tymi, które uznawały, że są gotowe na kolejną ciążę, gdy tylko dostały od lekarza zielone światło, że medycznie już nie ma przeciwwskazań. Nie ma więc reguły – i nie może być, bo to jest bardzo indywidualne. Natomiast konsultacja z psychologiem czy terapeutą może być pomocna w rozeznaniu się we własnych motywach i potrzebach, przede wszystkim odpowiedzi na pytanie, czy decydując się na starania o kolejne dziecko mam w głowie i sercu miejsce dla kolejnej osoby? Czy, mimo iż przeżywam utratę dziecka, chcę tę nową osobę zaprosić do swojego życia?

kobieta i mężczyzna

Czyli że kolejne dziecko to odrębny człowiek, nie jest „na pocieszenie”, nie jest „zamiast”?

Jako psychologowi zapala mi się wtedy czerwona lampka, że kolejna ciąża to nie jest na tę chwilę dobre rozwiązanie dla nikogo: ani dla dziecka, które się narodzi i nie będzie w stanie sprostać oczekiwaniom rodziców, ani dla rodziców, dla których może to okazać się bardzo trudne. To nie jest optymalna sytuacja dla rozwoju nowego człowieka, który potrzebuje stworzyć siebie jako unikalną i indywidualną istotę, potrzebuje mieć swoją historię, być niezależnym od wcześniejszych doświadczeń, czuć, że jest przez rodzica chciany i oczekiwany.

Patrząc z perspektywy osoby bliskiej – jak reagować, pomóc, co mówić i robić – lub przeciwnie, czego nie? Bardzo często ludzie nie wiedzą, jak się zachować, co powiedzieć. Co kończy się pocieszeniem: „będzie następne”. Niby są to słowa wypowiadane w dobrej intencji, ale dla rodziców są bardzo bolesne.

Na pewno nie ma jednej uniwersalnej „instrukcji”, jak zachowywać się wobec rodziców po stracie. Bo tak, jak przeżywanie żałoby jest indywidualne, tak indywidualne są potrzeby pary w tym trudnym okresie. Myślę, że ważna jest nasza otwartość na towarzyszenie tym osobom w taki sposób, w jaki będą od nas tego potrzebowały. To wymaga od nas na pewno delikatności, dużej uważności, gotowości do słuchania, ale też umiejętności radzenia sobie z własnymi trudnymi emocjami. Zgadzam się z panią, że te zdania: „wszystko będzie dobrze”, „będziecie mieli kolejne dzieci”, mają u samego źródła dobre intencje. Ale z drugiej strony często u ich podstaw leży lęk przed konfrontacją z własnymi trudnymi emocjami.

Czyli co powiedzieć?

O ile oczywiście mamy na to gotowość, na przykład: „jestem dla ciebie”, „co mogę zrobić?”, „czego ode mnie potrzebujesz?”, „chcesz porozmawiać?”. W terapii okazuje się, że bardzo często rodzicom czy kobietom po stracie brakuje możliwości opowiedzenia o tym, co ich spotkało, co się wydarzyło w szpitalu, w jaki sposób dowiedzieli się, że dojdzie lub doszło do poronienia. Zadanie takiego pytania i jednocześnie uszanowanie tego, że być może ta osoba nie chce z nami na ten temat rozmawiać w ogóle albo tylko w danym momencie, jest na pewno bardziej bezpieczne, niż formułowanie „dobrych rad” czy pocieszeń w stylu „wszystko będzie dobrze”. Często główną osią mojej pracy z matkami po doświadczeniu poronienia jest nie sama żałoba, a to, co wydarzyło się wokół nich: jak zostały potraktowane, jakie słowa padały. Najgorsze zdanie, jakie usłyszała jedna z moich klientek, brzmiało: „pierwsze śliwki robaczywki”.

Joanna Frejus, O matko, depresja

O Boże…

Sama pani rozumie, jak trudne jest mierzenie się z takimi zdaniami, które zapadają bardzo mocno w serce i w pamięć. A później wracają w charakterze bardzo traumatycznych wspomnień.

Nie tylko słowa, ale też traktowanie. Nieraz słyszałam historie, kiedy kobieta wiedząc, że będzie musiała urodzić swoje martwe dziecko, trafiała do jednej sali z innymi ciężarnymi – których dzieci żyły.

Na szczęście to zdarza się coraz rzadziej. Ale miałam okazję prowadzić szkolenie dla personelu medycznego, w tym położnych i psychologów pracujących na takich oddziałach, właśnie w obszarze wsparcia kobiet po doświadczeniu utraty. I zauważyłam, że o ile w większych ośrodkach miejskich to już się zmieniło, także dlatego, że szpitale mają większe zaplecze infrastrukturalne, o tyle w mniejszych miejscowościach ciągle jeszcze, niestety, zdarza się to, o czym pani powiedziała. I jest to kolejnym traumatyzującym czynnikiem dla tych kobiet. Dlatego też ważną rolą osób towarzyszących rodzicom po stracie jest wyczulenie na takie niepokojące sygnały, jak: przedłużający się obniżony nastrój, kłopoty ze snem, z apetytem.

Czyli symptomy depresyjne.

Wtedy trzeba tę osobę czy parę, żeby sięgnęła po wsparcie specjalisty.

Od rodziców po poronieniu usłyszałam, że najlepsze, co można powiedzieć: nie wiem, co się mówi w takiej sytuacji, ale pamiętajcie, że po prostu jestem.

Myślę, że to bardzo dobry przykład, bo nie ma słów, które są w stanie znieść ból, cierpienie czy tęsknotę rodzica po utracie dziecka. Możemy tylko pokazać i powiedzieć, że jesteśmy gotowi pomagać i towarzyszyć. Dobrze jest przynajmniej raz na jakiś czas ponawiać tę gotowość, odezwać się, zadzwonić, napisać, bo osoby w żałobie niejednokrotnie nie mają wystarczająco siły, by sięgnąć po wsparcie, a nawet po telefon. To nie powinna być więc jednorazowa deklaracja, delikatnie trzeba tym osobom przypominać, że jesteśmy w gotowości, by im pomóc.

 


Krótka Instrukcja o Poronieniu

Szacuje się, że około 15 proc. stwierdzonych ciąż kończy się poronieniem. Niedoszła mama musi uporać się nie tylko ze swoją stratą, odnaleźć się w zawiłościach medycznych i prawnych związanych z tą sytuacją, ale także zmierzyć się z brakiem zrozumienia i milczeniem wokół tematu, który w naszym kraju wciąż pozostaje silnym tabu. Dlatego redakcja HelloZdrowie.pl wybrała właśnie poronienie jako temat kolejnej z serii Krótkich Instrukcji.

Krótka Instrukcja o Poronieniu zostanie wydana jako darmowy poradnik, ogólnodostępny e-book w formacie PDF. Pierwszym etapem prac nad Instrukcją jest cykl warsztatów z kobietami, które doświadczyły utraty ciąży. Podczas spotkań rozmawiają o swoich przeżyciach, sposobach radzenia sobie z bólem, zastanawiają się nad najważniejszymi dla nich aspektami poronienia. Towarzyszą im położne, lekarze, psychologowie, prawnicy. Zaproszenie do współpracy przy Instrukcji przyjęli m.in. krajowy konsultant ds. ginekologii i położnictwa prof. Krzysztof Czajkowski, dr Marzena Dębska, ginekolog i położnik, dr Jarosław Kaczyński, ginekolog-położnik specjalizujący się w leczeniu niepłodności, dr Anna Kajdy, ordynatorka oddziału położnictwa i laureatka nagrody „Orły Medycyny”, Marlena Haduch, położna i psycholog, Joanna Siewko – doula, trenerka komunikacji, organizatorka Kręgów Kobiet po Stracie, Marzena Pilarz-Herzyk, prawniczka wspierająca kobiety i budująca świadomość ich uprawnień, autorka bloga MamaPrawniczka.pl oraz fundacja Rodzić Po Ludzku.

Publikacja planowana jest na koniec marca.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: