Przejdź do treści

Pozostawiano macicę niezaszytą, uważając, że zrośnie się dzięki naturalnym skurczom. Jak kiedyś robiono cesarskie cięcie

ilustracja: Joanna Zduniak Getty Images, Adobe Stock, Wellcome Collection
Podoba Ci
się ten artykuł?

Choć zabieg wyjmowania dziecka z ciała matki wykonywano od starożytności, sama jego nazwa upowszechniła się dopiero w XVII wieku i pochodzi od łacińskiego sectio cesarea oznaczającego „ciąć/pruć”. Przez całe wieki decydowano się na cięcie brzucha tylko w wyjątkowych, dramatycznych okolicznościach. Obecnie w ten sposób rodzi się nawet co drugie dziecko! Oto krótka historia cesarki.

 

„Nienaturalne” przyjście na świat było wdzięcznym motywem w mitologii wielu kultur – w wyniku takiej interwencji miało przyjść na świat wielu bogów i herosów. Np. bóg Dionizos miał zostać wyjęty z ciała swojej zmarłej matki Semele w 6. miesiącu ciąży, a następnie „zaszyty” w nodze swojego ojca Zeusa. Metodą cesarskiego cięcia miał także przyjść na świat Eskulap, późniejszy bóg-lekarz. Jego położnikiem miał być jego ojciec Apollin.

W kolejnych wiekach cięcie cesarskie dotyczyło tylko sytuacji śmierci ciężarnej. W kodeksach rzymskich zakazywano grzebania kobiety zmarłej w czasie porodu bez wyjęcia z niej dziecka. Przepisy te obowiązywały także czasach nowożytnych, a ich celem było także ratowanie duszy dziecka przed potępieniem. Bywało, że zabiegi te wykonywali misjonarze, a w XVIII wieku lekarz, który nie wykonał cięcia na zmarłej ciężarnej, bywał oskarżony o zabójstwo jej dziecka.

U podstaw takich uregulowań prawnych stała nadzieja na uratowanie nowego życia na chwałę Boga. Już w XII wieku akuszerka przyjmująca poród zawsze miała ze sobą święconą wodę, by natychmiast ochrzcić noworodka, szczególnie kiedy jego stan był krytyczny. Było to bardzo ważne, ponieważ przepisy kościelne nakazywały pochowanie nieochrzczonego dziecka w niepoświęconej ziemi. Także Hindusi przestrzegali, by przed poddaniem kremacji zmarłej ciężarnej wyjąć dziecko z jej brzucha, ponieważ prawo zakazywało kremacji dzieci poniżej 2. roku życia.

Pierwszy medyczny opis zabiegu cięcia cesarskiego pochodzi z 1305 roku, jego autorem jest francuski lekarz Bernard de Gordon. W traktacie „Practica sive lilium medicinae” znalazły się nie tylko szczegóły techniczne zabiegu, ale także próba wyjaśnienia funkcjonowania dziecka w łonie zmarłej matki. Nakazywał on m.in. odsłanianie ust zmarłej matki, by do pozostawionego w jej macicy noworodka dochodziło powietrze.

W historii medycyny opisano szeroko zabieg wykonany w 1500 roku w Szwajcarii, który uważa się za pierwszy przypadek wykonania cięcia cesarskiego na żywej kobiecie. Akuszerem był mąż ciężarnej, z zawodu rzeźnik, Jakub Nufer. Zajmujący się ubojem świń mężczyzna znał się na anatomii na tyle dobrze, że przecięcie brzucha i wyjęcie żywego dziecka nie sprawiło mu żadnego kłopotu. Więcej problemu miał mieć ze znalezieniem akuszerki gotowej asystować przy tym zabiegu, a wcześniej ze zdobyciem pozwolenia władz. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło, urodzone drogą cesarskiego cięcia dziecko miało dożyć 77 lat, a jego matka urodzić jeszcze po nim pięcioro innych dzieci.

Przykład udanego cesarskiego cięcia mamy także w polskiej historii. Kiedy 10 lutego 1598 roku zmarła na zatrucie ciążowe pierwsza żona Zygmunta III Wazy Anna, dworski medyk rozciął jej brzuch i wydobył żywego chłopca, który jednak nie przeżył pierwszej godziny.
Pod koniec XVI wieku francuski lekarz François Rousset po raz pierwszy podał wskazania do wykonania zabiegu cesarskiego cięcia na żywej kobiecie: wyjątkową wielkość płodu, ciążę bliźniaczą, wiek matki i wady w budowie jej bioder i miednicy. Mimo tego, jeszcze przez kolejne 200 lat cesarskie cięcia przeprowadzano bardzo rzadko, pozostawiając ten przywilej jedynie królowym i księżnym, oczywiście nie w trosce o nie, ale o pozostawienie żywego dziedzica.

Dopiero w wieku XIX śmiertelność kobiet po zabiegu cesarskiego cięcia zaczęła nieco spadać, wcześniej sięgała nawet 100 proc. Jej główną przyczyną były oczywiście zakażenia wynikające z braku higieny i dezynfekcji, ale także częste zapalenia otrzewnej, które były powikłaniem po pozostawieniu niezaszytej macicy. Uważano, że powinna ona zrosnąć się sama dzięki naturalnym skurczom. Mimowolnymi sprawcami śmierci ciężarnych byli też lekarze wykonujący zabiegi. W tym czasie nie było zalecenia, by myć ręce przed zabiegiem, robiono to już po wszystkim. Nie było też mowy o dezynfekowaniu narzędzi.

W II połowie XIX wieku w szpitalach włoskich zaczęto przeprowadzać rewolucyjne na ten czas operacje, które ograniczały śmiertelność kobiet, ale opierały się na całkowitym usunięciu macicy. Dopiero też z tego czasu pochodzą pierwsze opisy cesarskiego cięcia z wykorzystaniem znieczulenia. Laudanum – mieszankę wina i opium – podał swojej żonie amerykański lekarz Jesse Bennet w 1794 roku. Operacja się powiodła, jednak z czasem zorientowano się, że środek ten jest silnie uzależniający. Otworzyło to jednak drogę do poszukiwania sposobów na zredukowanie bólu, choć pierwszą batalią, jaką trzeba było pokonać, było obalenie poglądu, że podczas porodu powinno boleć, bo jest to pokuta za grzech pierworodny. Dużo dobrego zrobiła w tej kwestii brytyjska królowa Wiktoria, która zażyczyła sobie, by poród jej ósmego dziecka odbył się z wykorzystaniem chloroformu. „To my rodzimy i to my żądamy chloroformu” – miała powiedzieć w imieniu wszystkich kobiet.

Rewolucją w historii cesarskich cięć była także, wykonana po raz pierwszy w 1891 roku metoda cięcia ściany macicy w jej dolnym odcinku, co znacznie zmniejszyło rozległość zabiegu i poprawiło jego bezpieczeństwo. Jako pierwszy wykonał cięcie w ten sposób Ferdynand Kehrer i tym samym trafił do historii ginekologii, bo jego metoda przetrwała do naszych czasów. Na początku XX wieku w wielu szpitalach otwierano już powłoki brzuszne nie wzdłuż, ale na tzw. linii bikini, choć wielu lekarzy jeszcze przez dziesięciolecia stosowało nacięcie wzdłuż tzw. kresy białej, czyli od pępka w dół.

Wraz z postępem medycyny zmieniło się podejście do cesarskiego cięcia, które coraz częściej wykonywano na życzenie. Obecnie na całym świecie trwa dyskusja o nadużywaniu tej metody w sytuacjach, kiedy nie ma do niej wskazań. W Polsce w 2022 roku cesarką rozwiązywano aż 47 proc. wszystkich ciąż w Polsce. To dwa razy więcej niż jeszcze 20 lat temu. WHO rekomenduje, by cesarką rozwiązywać nie więcej niż 15 proc. ciąż.


Korzystałam z książek: Edmunda Waszyńskiego pt. „Historia położnictwa i ginekologii w Polsce” wydanej przez wydawnictwo Cornetis w 2012 roku a także Jurgena Thornwalda pt. „Ginekolodzy” wydawnictwa Marginesy z 2016 roku.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.
Podoba Ci
się ten artykuł?