Przejdź do treści

„Łuszczyca w niczym nas nie ogranicza, możemy spełniać swoje marzenia, realizować się zawodowo, żyć normalnie”

Łuszczyca
"Łuszczyca w niczym nas nie ogranicza". Foto: Chris Jarvis/Unsplash
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Kiedyś nie mówiło się o łuszczycy czy w ogóle chorobach skóry, każdy się z tym ukrywał. Jak więc ludzie mieli się czegokolwiek dowiedzieć, oswoić z widokiem plamek, łusek, zmian? Nasza w tym rola, żeby mówić o tym głośno – mówi Wioletta, od lat zmagająca się z łuszczycą. Wioletta, podobnie jak Alicja, przekonują, że z łuszczycą da się normalnie żyć.

Alicja prowadzi profil na Instagramie – bez filtra, retuszu, wygładzenia; większość zdjęć robi sama. Taką sobie misję obrała. – Chodzi mi o to, żeby nas ludzie poznali takimi, jacy jesteśmy – wyjaśnia.

I dodaje, że nigdy jej się za tę naturalność nie oberwało. Przeciwnie, ludzie piszą z prośbą o poradę, gratulują odwagi, pytają o leczenie albo ot tak, chcą po prostu pogadać o ich wspólnym problemie: łuszczycy.

„Moja fryzjerka wie, że jak tylko coś wyczuje pod palcem, ma nakładać więcej farby”

Alicja Pawlak diagnozę usłyszała prawie ćwierć wieku temu w gabinecie dermatolożki, ale jeszcze zanim przekroczyła jego próg, już wiedziała, czego się spodziewać. Miała 14 lat, uwielbiała zajęcia na basenie, ale po którychś całą jej owłosioną część głowy pokryła „jedna wielka skorupa”. Rodzice nie mieli wątpliwości, w końcu tata Alicji też chorował, zmiany nieraz pokrywały 90 proc. jego ciała.

Leczenie niewiele dawało, do osiemnastki, kiedy decydowali o nim rodzice, Alicja stosowała maści sterydowe, pomagały na chwilę, później było tylko gorzej. Męczyła się tak przez kolejne pięć lat, aż do pierwszej ciąży. Wtedy nastąpiła totalna remisja, byłam całkowicie czyściusieńka, nie musiałam stosować żadnych maści czy kremów – wspomina. Po porodzie choroba wróciła, zaatakowała też ręce i nogi. Kolejna ciąża, kolejna remisja, kolejny nawrót. – Gdy skończyłam córkę karmić piersią, wysypało mnie bardzo mocno, miałam zajęte całe ręce i dłonie, nogi, głowę, uszy. Aż mnie dermatolog chciała położyć na oddział, ale jak, przy dwójce małych dzieci?

Trzeba było szukać innej metody, maści znów dawały niewiele (albo wręcz nic), dermatolog wdrożyła u niej w końcu terapię cyklosporyną. To lek immunosupresyjny o bardzo silnym działaniu, terapia jest krótka i pod ścisłą kontrolą lekarza. – Na mnie działa cudownie, biorę lek przez miesiąc, później schodzę z dawki, bo moja skóra dochodzi do siebie, później odstawiam całkowicie. Od kilku lat mam już spokój.

Jak wieczorami szłam się wykąpać do łazienki i widziałam czerwone plamki na ciele, jak się powiększają, atakują całe piersi, płakałam. Bo czułam, że nie zasługuję na to, żeby być kobietą. Dopiero psychoterapia mi pomogła

Wioletta

Z metod pozamedycznych Alicji pomaga też koloryzacja włosów, choć jednocześnie podkreśla, że to nie jest metoda dla wszystkich chorych. – Pierwszy raz wpadłam na pomysł farbowania po dyskotece. Miałam wtedy 16 lat, ile się wstydu najadłam, jak w światłach ultrafioletowych cała głowa i ramiona świeciły mi się na biało. Dla mnie to była tragedia – opowiada.

Kilka dni później kupiła czarną farbę, nazajutrz jeszcze mama zrobiła jej płukankę płynem sterydowym, Alicja myślała, że jej głowę wypali. – Ale po tygodniu łuski zaczęły mi schodzić. I to dzisiaj tak mam, moja fryzjerka już dobrze wie, że jak tylko coś wyczuje pod palcem, ma nakładać więcej farby – śmieje się.

„Czułam, że nie zasługuję na to, żeby być kobietą”

Wioletta Michałowska miała dziesięć lat, gdy zapadła na ospę. Taki wiek, sporo dzieci wtedy choruje, trochę trzeba się pomęczyć, ale później już jest z głowy. U niej było jednak inaczej, na ciele pozostały jej „takie jakby blizny”, dla pewności mama zabrała ją do dermatologa. – Od razu stwierdził, że to łuszczyca, a czynnikiem wyzwalającym była właśnie ospa. I zapytał mamę, czy ktoś w rodzinie choruje. Mama wtedy pokazała swoje ręce, w oczach miała łzy, a ja nie do końca rozumiałam, co się dzieje, co to oznacza – opowiada Wioletta.

Diagnoza oznaczała leczenie miejscowe sterydami w postaci maści, po kilku miesiącach problem był zażegnany. Co jakiś czas choroba jednak wracała, zwłaszcza po przeziębieniu czy infekcjach, czasem pojawiały się pojedyncze krostki, czasem wysyp obejmował brzuch, piersi, plecy. – Zazwyczaj udawało mi się to ukryć pod koszulką, nosiłam rozpuszczone włosy, żeby schować zmiany za uszami. Wstydziłam się ćwiczyć na wuefie, nie chciałam się przebierać przy koleżankach, nie chciałam ich spojrzeń i pytań: co to jest, czy to nie zaraża?

Wioletta Michałowska

Wioletta Michałowska w trakcie leczenia. Zdj: archiwum prywatne

Kolejny, największy rzut przyszedł w czasie studiów. Wioletta była na drugim roku dietetyki, już wiedziała, że łuszczyca to nie tyle choroba skóry, co autoimmunologiczna, a więc całego organizmu. – Miałam wsparcie rodziny i przyjaciół, a i tak załamałam się do tego stopnia, że nie chciałam nigdzie wychodzić, ciężko było mi samą siebie zaakceptować. Jak wieczorami szłam się wykąpać do łazienki i widziałam czerwone plamki na ciele, jak się powiększają, atakują całe piersi, płakałam. Bo czułam, że nie zasługuję na to, żeby być kobietą. Dopiero psychoterapia mi pomogła.

„Najgorzej było latem”

Alicja od sześciu lat ma też zdiagnozowane łuszczycowe zapalenie stawów, co dotyczy co trzeciego chorego. Mimo to przyznaje, że miała szczęście: gdy łuszczyca zaatakowała, była w podstawówce, zaraz miała iść do szkoły średniej. Dla dzieciaków to trudny czas, ale w jej przypadku jakoś nikt nie miał z jej chorobą problemu. – Nawet jak bym chciała, nie mogłam tego ukryć, wysyp był bardzo widoczny. Powiedziałam wprost, że mam łuszczycę, nikt się ode mnie nie odwrócił, koleżanki i koledzy nawet nie wypytywali za bardzo a co to jest, a dlaczego to masz, oceniali mnie taką, jaka jestem.

– Nie za to, co na głowie, ale w głowie?

– O właśnie! (śmiech).

To dlatego pierwszy rzut choroby przeszła dosyć gładko, gorzej było po ciążach, kiedy łuski wykwitły na innych częściach ciała. – Najgorzej było latem, nie wiedziałam, jak się ubrać, czy wyjść z krótkim rękawkiem, w spodenkach. A wyjazd nad morze i wyjście na plażę to już w ogóle była dla mnie tragedia, w ogóle nie mogłam się z tym oswoić – dodaje.

Również Wioletty psychice choroba dała w kość, choć nie aż tak mocno, jak parę dekad wcześniej jej mamie. – Dopiero z czasem opowiedziała mi, jak bardzo była nieakceptowana wśród rówieśników, wyzywana od trędowatych, zawsze ubrana w długie spodnie i koszulkę z długim rękawem. Wtedy zrozumiałam, dlaczego płakała w gabinecie, gdy ja dostałam diagnozę. Nie chciała, żebym przechodziła przez to samo – opowiada. I dalej: – Od początku do teraz bardzo mnie wspiera, włożyła wiele wysiłku w to, żebym mogła się cieszyć czystą skórą. Nie przeżyłam tyle, co ona, ale teraz są też inne czasy.

Łuszczyca – 10 produktów, które warto jeść, gdy na nią chorujesz

Po rozmowie z mamą Wioletta wpisała z ciekawości #łuszczyca na Instagramie. Wtedy przeżyła drugi szok. – Zobaczyłam, że są osoby, które pokazują tę chorobę, dodają zdjęcia, otwarcie mówią, że łuszczyca nie zaraża. I że akceptują samych siebie. To pomogło mi otworzyć się przed innymi, teraz nie mam żadnego problemu, żeby mówić o tym głośno.

„Łuszczyca w niczym nas nie ogranicza”

Coraz więcej jest artykułów na temat łuszczycy, nieretuszowanych zdjęć w mediach społecznościowych, od trzech lat Fundacja Amicus organizuje akcję edukacyjno-profilaktyczną Dzień bez Kamuflażu, osoby z przewlekłymi zapalnymi chorobami skóry mogą wtedy bezpłatnie skorzystać z porad ekspertów: dermatologów, dietetyków, reumatologów, psychologów.

Wioletta i Alicja też się przełamały, prowadzą konta na Instagramie, pokazują łuszczycę bez filtra, retuszu, wygładzania. – Gdy założyłam konto, zaczęli się do mnie odzywać znajomi z młodości, okazało się, że też chorują na łuszczycę. Nawet nie miałam pojęcia, jak wielu osób to dotyczy. Jakbym miała cofnąć się o 10 lat, to widzę, że teraz wiele osób nie wstydzi się, już się tak nie ukrywają – przyznaje Alicja. Wioletta przytakuje. – To ważne, żeby pokazywać, jacy jesteśmy naprawdę. Widzę, że zdjęcia na niektórych profilach są pozowane i retuszowane, a to tylko utrudnia życie chorym na łuszczycę, bo czują się inne, nie tak ładne i gładkie, a przez to: zagubione i jeszcze bardziej nieakceptowane.

Gdy założyłam konto, zaczęli się do mnie odzywać znajomi z młodości, okazało się, że też chorują na łuszczycę. Nawet nie miałam pojęcia, jak wielu osób to dotyczy. Jakbym miała cofnąć się o 10 lat, to widzę, że teraz wiele osób nie wstydzi się, już się tak nie ukrywają

Alicja

Bo świadomość społeczna niby wzrasta, a jednak wciąż zdarza się, że ktoś krzywo spojrzy, skomentuje czy poleci do ratownika, żeby chorego wyprosić z basenu. – Osobiście takiej sytuacji nie miałam, ale wiem, że to się zdarza, ludzie nie raz o tym piszą na forach łuszczycowych – zauważa Wioletta. Alicja potwierdza. – To wynika z niewiedzy, nieraz ktoś wydaje opinię, bo mu się tak wydaje, a nie sięga do rzetelnych źródeł.

To dlatego Wioletta z ciekawości nieraz pyta nowe towarzystwo, czy ktoś słyszał o łuszczycy – z roku na rok podniesionych rąk jest coraz więcej, coraz rzadziej powielany jest też mit, że to choroba zakaźna. – Fajnie, że ta świadomość wzrasta, bo część z nas bardzo cierpi przez odrzucenie ze strony innych – stwierdza dietetyczka.

Dłonie z łuszczycą skóry

Jednocześnie jednak zauważa: – Kiedyś nie mówiło się o łuszczycy czy w ogóle chorobach skóry, każdy się z tym ukrywał. Jak więc ludzie mieli się czegokolwiek dowiedzieć, oswoić z widokiem plamek, łusek, zmian? Nasza w tym rola, żeby mówić o tym głośno.

Zdaniem Alicji poziom wiedzy jest wyższy u młodych, sama widzi to po swojej córce. – Na starszego syna nie przeszło, ale na młodszą córkę już tak. Dokładnie w tym samym wieku, co u mnie, i dokładnie tak samo: tylko na głowie, pod włosami – opowiada Alicja. I przyznaje: – Ja przyjęłam tę diagnozę dużo gorzej niż ona, dlaczego ona? pytałam, bałam się, że jej to zaszkodzi, bo jest aktywnym sportowcem. Ale ona sama nigdy jakoś o to pretensji ani do mnie, ani do losu nie miała.

Może dlatego, że mimo obaw Alicja od początku wpajała jej jedno. – Łuszczyca w niczym nas nie ogranicza, możemy spełniać swoje marzenia, realizować się zawodowo, żyć normalnie. A że mamy wykwity na skórze? Trudno, po prostu trzeba skórę bardziej pielęgnować. Nie ma co oglądać się na opinię innych, bo do czego jest nam niby potrzebna? Nikt za nas życia nie przeżyje, prawda?

„Warto poświęcić kilka minut, żeby mieć skórę dobrze nawilżoną”

W leczeniu łuszczycy ważne jest to, co jemy (i jak), tak podają niemalże wszystkie artykuły na ten temat. I nie chodzi o uniwersalną dietę-cud, tylko podstawowe zasady zdrowego żywienia. Przekonała się o tym Alicja. – Kiedyś stosowałam specjalne diety na łuszczycę, ale nie widziałam żadnej poprawy. Jedyne co, to widzę różnicę, jak nie jem słodyczy. Raz na jakiś czas pozwalam sobie na cukierka czy wafelka, ale jeśli przeholuję, to od razu skóra mnie swędzi i pojawiają się nowe zmiany. I raz w miesiącu robię sobie post, jem głównie kapustę kiszoną, wtedy organizm się oczyszcza i łuszczyca też mi trochę opuszcza.

Wioletta jest dietetyczką, na własnym przykładzie podaje: zwróciła uwagę na odpowiednią podaż kwasów omega-3, a więc tłustych ryb morskich, orzechów i nasion, zwiększyła też udział warzyw i owoców. – Może to nie była jakaś rewolucja u mnie, ale faktycznie bardziej zwróciłam uwagę na to, co jem.

Jako specjalistka od zdrowego żywienia uważa ponadto, że nie można podchodzić do niego w myśl zasady: wszystko albo nic. – Rygorystyczne diety często kończą się zaburzeniami odżywiania, depresją, coraz większym stresem, co nasila zmiany. Moim zdaniem lepiej sprawdza się metoda 80/20, czyli 80 proc. tego, co jemy to zdrowe i pełnowartościowe produkty, a 20 proc. przeznaczamy na mniej zdrowe produkty, jedzone dla przyjemności. Ja sama nie dzielę jedzenia na zdrowe i niezdrowe, tylko to, które mi służy, i to, które lubię. To dieta ma być dopasowana do nas, a nie my do diety.

Rygorystyczne diety często kończą się zaburzeniami odżywiania, depresją, coraz większym stresem, co nasila zmiany. Moim zdaniem lepiej sprawdza się metoda 80/20, czyli 80 proc. tego, co jemy to zdrowe i pełnowartościowe produkty, a 20 proc. przeznaczamy na mniej zdrowe produkty, jedzone dla przyjemności

Wioletta

Wioletta ma jeszcze jedno ostrzeżenie: – Niektórzy chorzy wynajdują w internecie diety-cud na łuszczycę i zaprzestają leczenia farmakologicznego. A skutki tego mogą być bardzo poważne – i niekoniecznie pojawić się od razu, często efekty uboczne występują dopiero po kilku miesiącach katorżniczej diety i całkowitego zaprzestania leczenia. Najczęściej to: efekt jojo, niedożywienie, nieprawidłowości w cykl menstruacyjnym, zaburzenia hormonalne i metaboliczne.

Więcej ograniczeń Alicja i Wioletta nie pamiętają. Chyba żeby doliczyć czas rano i wieczorem na natłuszczanie skóry. – Owszem, to zajmuje kilka cennych minut, zwłaszcza przed wyjściem do pracy. Ale warto poświęcić je, żeby mieć skórę dobrze nawilżoną.

***

Aneta Wawrzyńczak: Łuszczyca to autoimmunologiczna choroba skóry o charakterze nawrotowym.

Prof. dr n. med. Irena Walecka, kierownik Kliniki Dermatologii CMKP w Centralnym Szpitalu Klinicznym MSWiA: Tak, łuszczyca to przewlekła ogólnoustrojowa choroba zapalna dotycząca  nie tylko skóry, w tym skóry owłosionej głowy, ale także paznokci i stawów. Co trzeci pacjent z łuszczycą ma łuszczycowe zapalenie stawów. Zmiany łuszczycowe czasami mylone są z grzybicą, łojotokowym zapaleniem skóry, zmianami alergicznymi czy łupieżem. Ze względu na przewlekły proces zapalny część pacjentów ma szereg chorób współistniejących m. in. układu sercowo-naczyniowego, cukrzycę, zespół metaboliczny, stłuszczenie wątroby, depresję. Dlatego wydaje się, że pacjentami z łuszczycą powinien opiekować się interdyscyplinarny zespół lekarski.

Podkreślmy też wyraźnie: łuszczycą nie można się zarazić.

Absolutnie. Mimo to nasi pacjenci wciąż nierzadko muszą mierzyć się z ostracyzmem społecznym: wzdryganiem się i nieskrywanym obrzydzeniem ludzi, gdy np. płacą w sklepie, a mają zmiany na dłoniach czy paznokciach, wypraszaniem z basenu. Takie zachowania nie pomagają pacjentom oswoić się psychicznie ze swoją chorobą. Zwłaszcza że na łuszczycę duży wpływ ma stres i  negatywne zdarzenia w życiu, które powodują pojawianie się nowych zmian skórnych. Wielu naszych pacjentów ma depresję, myśli samobójcze, a nawet próby samobójcze. Niestety, to też w części wynika ze stygmatyzacji społecznej.

Łuszczyca - medyczne prawdy dotyczące tej jednostki chorobowej.

Czyli błędne koło.

Dlatego wydaje się, że pacjenci, którzy nie radzą sobie z chorobą, szczególnie ci z umiarkowaną i ciężką łuszczycą powinni skorzystać z porady doświadczonego psychologa i/lub psychiatry, który zna obciążenia psychiczne pacjentów z chorobami przewlekłymi i jest w stanie im pomóc, umocnić  w pozytywnym myśleniu, utwierdzić, że nie są gorsi, bo każdy z nas ma jakiś defekt.

Łuszczyca najczęściej pojawia się wśród osób młodych, między 20. a 40. rokiem życia.

To tzw. typ pierwszy, który dotyczy 80 procent przypadków i jest związany z rodzinnym występowaniem. W patogenezie łuszczycy ważna jest genetyka: jeżeli choruje któreś z rodziców, ryzyko dziedziczenia przez dzieci wynosi 15-25 procent, gdy chorują oboje, wzrasta do 60-75 procent, co oczywiście nie oznacza, że dziecko zawsze zachoruje. Łuszczyca to choroba o podłożu epigenetycznym, czyli poza genami mają na nią wpływ inne czynniki środowiskowe.

Bo też i łuszczyca nie pojawia się ot tak, pierwszy rzut choroby powodują z reguły tak zwane wyzwalacze.

Na pewno do nich zalicza się stres, infekcje bakteryjne i wirusowe, palenie tytoniu, picie alkoholu i wszelkie inne używki.

Choroby autoimmunologiczne - wizyta u dietetyka

A dieta?

W łuszczycy zazwyczaj rekomenduje się dietę z niskim indeksem glikemicznym, śródziemnomorską – bogatą w warzywa, owoce, ryby, skorupiaki, ciemne pieczywo. Wynika to także z zagrożenia współwystępowaniem z łuszczycą chorób układu sercowo-naczyniowego, a także z faktu, że wielu pacjentów z łuszczycą ma BMI powyżej 30, a więc otyłość. U naszych pacjentów obserwujemy, że redukcja wagi pociąga za sobą znaczne ograniczenie zmian skórnych. Dlatego każda osoba z nadwagą i  łuszczycą powinna skonsultować się z dietetykiem, żeby dobrać dietę indywidualnie. Medycyna spersonalizowana to jest przyszłość, dotyczy to zarówno leczenia, jak i diety. Nie można człowiekowi kazać jeść tego, czego nie lubi, bo nikt tego w perspektywie czasu nie wytrzyma.

Ale samą dietą łuszczycy się nie leczy, prawda?

 Absolutnie. Czasami przy niewielkich zmianach skórnych dieta w połączeniu z odpowiednim leczeniem miejscowym może pomóc, jednak w postaci ciężkiej i umiarkowanej konieczne jest leczenie ogólnoustrojowe, dobrane indywidualnie do pacjenta. Obecnie mamy dość duże portfolio leków, zarówno klasycznych, jak i biologicznych i każdemu możemy coś zaproponować.

Jak dobiera się najlepsze leczenie?

 Każdy pacjent z łuszczycą powinien być przede wszystkim solidnie przebadany: od podstawowych badań krwi, badań w kierunku wirusów, gruźlicy, po EKG, rentgen klatki piersiowej, usg brzucha. Badania te pozwalają wychwycić ewentualne przeciwwskazania do określonych leków i zaproponować najbardziej optymalną terapię w uzgodnieniu z pacjentem. Należy dowiedzieć się, jaki pacjent ma zawód, jaki tryb życia, czy często wyjeżdża w delegacje, jakie ma warunki mieszkaniowe i rodzinne – to wszystko jest bardzo ważne na etapie planowania terapii. Istotne jest również pytanie o plany prokreacyjne, bo pamiętajmy, że zarówno w przypadku kobiet, jak i mężczyzn wiek 20-40 lat to zazwyczaj okres zakładania rodziny i rodzenia dzieci. Nie może być więc tak, że pacjentce bez ustalenia z nią podaje się leczenie, po którym musi odczekać trzy lata, zanim będzie mogła zajść w ciążę.

Właśnie, ciąża. Jedna z moich rozmówczyń opowiada, że dla niej to był błogosławiony stan, także jeśli chodzi o łuszczycę, wszystkie zmiany ustąpiły.

Rzeczywiście, u 75-80 procent kobiet następuje zdecydowana poprawa. Zdarzają się jednak pacjentki, w przypadku których choroba się zaostrza, a niekiedy w czasie ciąży ujawnia, jak np. liszajec opryszczkowaty, czyli uogólniona łuszczyca krostkowa ciężarnych z bardzo ciężkim przebiegiem, wymagająca hospitalizacji.

A po ciąży?

Tu już bywa bardzo różnie, u niektórych pacjentek remisja utrzymuje się krócej, u innych dłużej. U pacjentek, które przed ciążą stosowały nowoczesne leki biologiczne, efekt ten może trwać nawet kilka lat.

Łuszczycy póki co nie można wyleczyć.

Nie, nie można wyleczyć, ale można zaleczyć, czyli długo utrzymać remisję.

Jak długo?

Dla jednych pacjentów to będzie tydzień, dla innych kilka, a nawet kilkanaście lat. Wiele zależy od przebiegu choroby, odpowiedzi na leki i trybu życia.

Jak procentowo rozkładają się łuszczyce lekkie do ciężkich?

Tych pierwszych, czyli lekkich na szczęście jest znacznie więcej, nawet 80-85 procent. Obecnie na leczeniu biologicznym, które przyjmują pacjenci z postacią ciężką, jest około 1,5 tysiąca osób.

Na co szczególnie trzeba uważać przy łuszczycy?

Należy koniecznie wykluczyć wszystkie ogniska infekcji, a także w miarę możliwości unikać zakażenia np. GDO, bo te powodują rzut choroby. Trzeba więc szczególnie przez cały rok dbać o zęby, w sezonie grypowym omijać potencjalne ogniska zakażeń, starać się unikać stresu, pilnować dobrze dobranej diety, a w przypadku kobiet dodatkowo regularnie badać się u ginekologa.

Co z basenem?

Łuszczyca nie jest przeciwwskazaniem do uprawiania sportów, w tym pływania, jednak u części pacjentów chlorowana woda podrażnia skórę, powoduje świąd i pieczenie, dlatego lepsza jest woda ozonowana. Nawiasem mówiąc dopiero od niedawna pacjenci zgłaszają taki objaw jak ból i swędzenie skóry. Jeszcze dwadzieścia lat temu w żadnej książce nic na ten temat nie było napisane.

8 rzeczy, za które pokocha cię twoja trzustka

Nowy objaw?

Nie, po prostu większa świadomość własnego ciała, większa otwartość w kontakcie lekarz-pacjent. Ze względu na te objawy bardzo ważne jest codzienne smarowanie skóry, najlepiej kremami z lipidami odbudowującymi barierę skórno-naskórkową.

Opalanie?

Słońce samo w sobie działa dobrze na skórę pacjentów z łuszczycą, częściowo hamuje proces zapalny i jest jedną z metod leczenia tzw. helioterpią. Jednak zdecydowanie bardziej skuteczną  metodą leczenia jest fototerapia, która polega na naświetlaniu ciała specjalnymi lampami z promieniowaniem UVB i/lub UVA  lub UVA z psoralenami. Nie każdy pacjent  kwalifikuje się do takiego leczenia, przeciwwskazaniem są nowotwory skóry, liczne znamiona barwnikowe, rogowacenie starcze.

Ale solarium już nie?

Nie rekomendujemy solarium w żadnych stanach chorobowych skóry, jest ono szkodliwe, gdyż przyśpiesza starzenie się skóry i może być przyczyną nowotworów, a do 18 roku życia w ogóle jest zabronione.

Farbowanie włosów?

Nie ma znaczenia. Negatywny wpływ ma natomiast drapanie i drażnienie skóry grzebieniem. Może wtedy pojawić się tzw. objaw Kobnera, czyli odczyn w aktywnej łuszczycy polegający na  występowaniu po upływie 6-12 dni zmian łuszczycowych wzdłuż linii zadrapania naskórka. Biżuteria w zasadzie nie przeszkadza, byleby nie drażniła miejsc dotkniętych zmianami.

A co w przypadku, gdy zajęte są stawy?

Trzeba pamiętać, że łuszczycowe zapalenie stawów nie wybiera i nie ma żadnej korelacji z przebiegiem łuszczycy – można mieć dwie małe zmiany i łuszczycowe zapalenie stawów. Co istotne, choroba ta ma tak zwane okno, co oznacza, że wychwycenie jej w ciągu sześciu miesięcy od wystąpienia pierwszych dyskretnych objawów daje nam możliwość zahamowania tego procesu. Jeżeli powierzchnie stawów są zniszczone, niestety nie mamy na chwilę obecną żadnych leków, które byłby w stanie ten proces odwrócić.

Mówimy o pół roku od wystąpienia pierwszych objawów?

Problem w tym, że często ŁZS nie daje na początku prawie żadnych objawów, stąd u pacjentów z łuszczycą, nawet lekką, PTD rekomenduje konsultacje reumatologiczne raz w roku. Lekarz reumatolog na pewno zbierze dokładny wywiad co do bólów stawów, zapalenia ścięgien czy sztywności porannej.

Ale nie ma łuszczycy skórnej bez ryzyka łuszczycowego zapalenia stawów?

Najczęściej koincydencja zdarzeń jest taka: pacjent ma łuszczycę skóry, a po 7-10 latach u co trzeciego pacjenta dołącza się łuszczycowe zapalenie stawów. Zdarza się, choć rzadko, że obie postacie pojawiają się jednocześnie. U części pacjentów z kolei występuje początkowo tylko łuszczycowe zapalenie stawów i dopiero z czasem dołączają się zmiany skórne, dotyczy to około 15 procent chorych.

Czym grozi nieleczona?

Przebieg łuszczycy jest tak naprawdę nieprzewidywalny. Bywa tak, że cofa się gdy pacjent jest w dobrej kondycji psychicznej – ma fajną pracę, udany związek, jest zadowolony z życia. I na odwrót, w okresach depresji zmiany skórne potrafią mocno się nasilić. To jest więc trochę loteria, ale proszę pamiętać: to jest choroba przewlekła i nawrotowa.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.