Przejdź do treści

„80 proc. sygnałów płynie z ciała do umysłu, a 20 proc. z umysłu do ciała. Neurocepcja to GPS, którym się kierujemy” – mówi Joanna Zapała

fot. pexels
fot. pexels
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

„Ewolucyjnie jest uzasadnione, że nasz umysł działa jak rzep na zdarzenia negatywne, a jak teflon na te pozytywne. Osoby, które były uważne i bardziej czujne, miały większą szansę na przeżycie. Takie są hipotezy dotyczące naszych przodków. Obecnie nie ma już tych zagrożeń co wcześniej, natomiast nasz mózg został na poziomie jaskiniowca. My żyjemy już w innych czasach, a nasz mózg jeszcze nie, więc reaguje po staremu” – mówi Joanna Zapała, specjalistka psychologii klinicznej, psychoterapeutka, superwizorka psychoonkologii.

 

Monika Szubrycht: Autonomiczny układ nerwowy kojarzy mi się z czymś, na co nie mamy wpływu. Słyszę huk, wzdrygam się, chowam ramiona. Tymczasem według teorii poliwagalnej okazuje się, że mogę zaprzyjaźnić się ze swoim układem nerwowym. Czy to prawda?

Joanna Zapała: Autonomiczny układ nerwowy steruje taką reakcją, jaką pani opisuje. Możemy ją nazwać stereotypową reakcją strachu. Wzdrygnięcie, szybsze bicie serca, zwolnienie i znowu szybsze jego bicie – wszystkie te objawy są naturalną odpowiedzią na nagłą sytuację zagrożenia: rozszerzone źrenice, szybsze tętno, zimny pot czy „gęsia skórka”.
Autonomiczny układ nerwowy (AUN) jest systemem, który działa pod naszym poziomem świadomości. Podtrzymuje nasze funkcje życiowe, reguluje funkcjonowanie narządów wewnętrznych oraz różne procesy zachodzące w naszym organizmie, między innymi trawienie i metabolizm, nie angażując naszej uwagi. Jego zadaniem jest ochrona i oszczędzanie energii. Gdyby nie działanie autonomicznego układu nerwowego, musiałabym się nad każdą sytuacją zastanawiać i na przykład sprawdzać, czy moje serce bije, czy miarowo oddycham.

Układ autonomiczny przejmuje za nas tę kontrolę i utrzymuje nas przy życiu. Jak sama nazwa wskazuje, jest on niezależny od naszej woli, ale możemy regulować jego działanie. W książce „Zakotwiczeni” Deb Dana wskazuje nam sposoby uświadamiania sobie jego działania, by poprzez tzw. „bezpieczną kotwicę” lepiej poradzić sobie z destabilizującymi uczuciami i powrócić do bezpieczeństwa odczuwanego przez ciało.

Działanie AUN może wprowadzić nas w różne stany – jest on odpowiedzialny za nasze poczucie bezpieczeństwa, niebezpieczeństwa czy zagrożenia. W każdym stanie odczuwamy inaczej kontakt ze sobą, z innymi ludźmi, ze światem – zarówno na poziomie emocjonalnym, jak i somatycznym. Autorka dowodzi, że możemy „zaprzyjaźnić się” ze swoim autonomicznym układem nerwowym, a poprzez większą świadomość tego, jak on działa, możemy z nim współpracować.

Poprzez ćwiczenia neuronalne możemy wspierać funkcje homeostatyczne organizmu, a to prowadzi nas do większej samoświadomości, samoregulacji i koregulacji z innymi ludźmi. Efektem tego procesu jest wzrost rezyliencji [uodparnianie się i adaptacja do otoczenia – red.] oraz ucieleśnione poczucia stanu autonomicznego. Deb Dana odwołuje się w swoim podejściu do teorii poliwagalnej stworzonej przez dr Stephena Porgesa.

Na czym ona polega?

Podwaliny tej teorii zostały stworzone przez niego w latach dziewięćdziesiątych. Można powiedzieć, że Porges na nowo odkrył nerw błędny dla psychoterapii, psychosomatyki i terapii traumy. Nie jest to pojedynczy nerw, tylko wiązki połączone ze sobą – stąd przedrostek poli- w nazwie „poliwagalna”. Vagus (z łaciny) oznacza „wędrowiec”. To najdłuższy nerw autonomicznego układu nerwowego w ludzkim ciele. Składa się on z lewego i prawego nerwu błędnego, gałązki brzusznej i grzbietowej, ale zazwyczaj określa się je zbiorczo, jako wspólny podsystem, czyli nerw błędny. Według Porgesa powstawały one ewolucyjnie w różnym czasie. Uczony zwraca uwagę na hierarchiczny rozwój autonomicznego układu nerwowego i nerwu błędnego, które są ze sobą połączone.

To właśnie układ nerwowy od pierwszych chwil naszego życia kieruje nas ku eksploracji świata i szukania łączności z innymi, mobilizuje do ochrony poprzez walkę lub ucieczkę, a w sytuacjach ekstremalnego zagrożenia, uruchamia reakcję zastygnięcia, zamrożenia, rozłączenia.

Najstarsza ewolucyjnie jest przywspółczulna cześć autonomicznego układu nerwowego – gałązka grzbietowa nerwu błędnego odpowiedzialna za reakcję zastygnięcia, zamrożenia. Możemy zaobserwować jej działanie również u zwierząt, wycofujących się w sytuacji śmiertelnego zagrożenia, jakby wchodziły w stan tonicznego bezruchu. Jest to reakcja, która ma sprawić, by drapieżnik się zniechęcił, oddalił. Zwierzęta udają, że są martwe, by być nieatrakcyjnymi. Większość drapieżników nie jest padlinożerna, więc nie jest zainteresowana martwymi osobnikami. Na przykładzie myszy możemy zaobserwować, jak udaje ona bezruch, kiedy schwytana przez kota znajduje się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.

Kiedy idę na egzamin, dostaję pytania i zestresowana zastygam w bezruchu przed komisją, nie wypowiadając słowa, chociaż uczyłam się, byłam przygotowana, to mam tę samą reakcję, co zwierzę udające trupa?

To może być taka sytuacja, ale nie musi. Dla kogoś brak odpowiedzi na pytanie egzaminacyjne może oznaczać „utratę twarzy” i wówczas wiąże się ze stanem współczulnym. Stan ten znany jest nam jako reakcja „walki lub ucieczki” i aktywuje się, kiedy nasz układ nerwowy rejestruje daną sytuację jako niebezpieczną. Mamy wówczas ograniczony dostęp do wiedzy/treści, które przechowujemy w płatach przedczołowych. Ciało migdałowate w naszym mózgu niemalże pulsuje, niczym „kogut” na karetce pogotowia.

Autonomiczny układ nerwowy dzieli się na dwie części: współczulną i przywspółczulną. Współczulna odpowiedzialna jest za mobilizację, za wspomniany stan walki lub ucieczki. Przywspółczulna, grzbietowa część nerwu błędnego, jest odpowiedzialna za reakcję zastygnięcia, zamrożenia. Możemy też obserwować działanie części grzbietowej, gdy robimy coś bez energii czy markujemy działania, tak jakbyśmy utknęli w tej reakcji.

Jak to zauważymy?

Robię coś, ale jak na automatycznym pilocie, bez połączenia ze świadomością, w wycofaniu. Możemy to obserwować u pacjentów, którzy są w ciężkiej depresji – wydaje się, jakby byli w głębokiej dysocjacji, w stanie oddzielenia. Mówimy w tym momencie cały czas o działaniu części grzbietowej. Stan współczulny natomiast jest odpowiedzialny za aktywację, pobudzenie, mobilizację. Osoby nadmiernie pobudzone, zalęknione, które wiele zdarzeń interpretują jako zagrażających, często znajdują się w takim właśnie stanie. Mogą pojawić się u nich problemy z bezsennością, bo nie potrafią się zrelaksować.

Poprzez nadmierną czujność mogą też pojawić się problemy związane z ciągłym pobudzaniem części współczulnej, co utrudnia regenerację naszego organizmu, sprawne działanie układu odpornościowego czy układu rozrodczego. Wpływa też negatywnie na trawienie, więc wiele osób nadmiernie zestresowanych ma problemy wynikające z rozregulowania układu pokarmowego, ale też hormonalnego, co jest bardzo ważne, bo aż 80 procent serotoniny, zwanej hormonem szczęścia, wydziela się w układzie pokarmowym.

Trzeci stan, najbardziej pożądany, wiąże się z aktywnością części przywspółczulnej autonomicznego układu nerwowego. Najmłodsza część, typowa dla ssaków – część brzuszna nerwu błędnego – nazywana stanem bezpiecznym, kojarzona jest z systemem społecznego zaangażowania. Kiedy jesteśmy w tym stanie, odczuwamy spokój, dobre samopoczucie, równowagę, angażujemy się w życie. Bardzo dobrze trawimy, a nasz układ odpornościowy, podobnie jak hormonalny, działają fantastycznie. Jesteśmy w pełni zdrowia, umiemy sprostać wymogom dnia codziennego, łatwiej nam zostawić za sobą trudne incydenty. Wtedy też jesteśmy otwarci na inne osoby, na wzajemne interakcje, czujemy się bezpiecznie.

To jest stan, w którym czujemy, że mamy dostęp do wiedzy, bo łatwo jest nam wtedy przypomnieć sobie to, czego się uczyliśmy i spożytkować to, chociażby w sytuacji egzaminacyjnej. Dodam tylko, że podczas różnych wyzwań potrzebujemy odrobinę mobilizacji ze stanu współczulnego.

Warto zadawać sobie pytanie: „W jakim stanie się znajduję? Jakie reakcje płynące z mojego ciała o tym świadczą? Co mogę zrobić, żeby poczuć się lepiej, a moje działanie było bardziej adekwatne do sytuacji?”. Oczywiście – staramy się zakotwiczyć w stanie bezpiecznym, ale wszystkie trzy stany są ważne dla naszego przetrwania, dlatego ważna jest nasza elastyczność.

Dlaczego?

Tak jak wspomniałam wcześniej, wszystkie stany są bardzo ważne, natomiast niektóre z nich na dłuższą metę są po prostu zagrażające. Pomyślmy o stanie grzbietowym – odłączenia. Jest nam wtedy trudno o dobry kontakt ze sobą samym. Trudno nam będzie czytać sygnały płynące z naszego ciała, a mogą one świadczyć o jakiejś chorobie czy zaburzeniu, które się właśnie rozwija. Nie zauważymy tego, gdy jesteśmy odłączeni.

To właśnie układ nerwowy od pierwszych chwil naszego życia kieruje nas ku eksploracji świata i szukania łączności z innymi, mobilizuje do ochrony poprzez walkę lub ucieczkę, a w sytuacjach ekstremalnego zagrożenia, uruchamia reakcję zastygnięcia, zamrożenia, rozłączenia

A jeśli jesteśmy w stanie brzusznym, to będziemy w euforii i szczęściu?

Też nie możemy do końca powiedzieć o euforii i szczęściu, bo tak naprawdę silne emocje przeżywamy na styku stanu brzusznego ze stanem współczulnym. Możemy sobie wyobrazić to jako falowanie na styku tych dwóch stanów. Stan brzuszny jest związany ze spokojem i dobrostanem. Euforia z kolei należy do intensywnych emocji, podobnie jak szczęście, i one są raczej związane z pewnym pobudzeniem, które daje nam układ współczulny. Dlatego też dobrze jest bywać w tym stanie, bo potrzebujemy mobilizacji na co dzień. Zatem warto mieć umiejętność balansowania na poziomie różnych stanów.

Jak to robić?

Z głębokim oddechem i w kontakcie ze swoim ciałem. Takie podejście do egzaminu byłoby idealne: jestem w dobrej relacji ze sobą, z wykładowcą, odczuwam pewien rodzaj mobilizacji, trochę niepokoju albo nawet ekscytacji. Wtedy łatwiej jest się skoncentrować na zadaniu.

Człowiek tak jest skonstruowany, że łatwiej zapamiętujemy złe rzeczy, nadmiernie się na nich koncentrujemy. Czy możemy i jak to możemy zmienić?

Ewolucyjnie jest to uzasadnione, że nasz umysł działa jak rzep na zdarzenia negatywne, a jak teflon na te pozytywne. Osoby, które były uważne i bardziej czujne, miały większą szansę na przeżycie. Takie są hipotezy dotyczące naszych przodków. Obecnie nie ma już tych zagrożeń co wcześniej, natomiast nasz mózg został na poziomie jaskiniowca. My żyjemy już w innych czasach, a nasz mózg jeszcze nie, więc reaguje po staremu.

Jeśli chcemy nad tym pracować, ważne jest uświadamianie sobie tego, co nas otacza. Na przykład uświadamiając sobie, że jestem bezpieczna, że mogę zrobić jeden głęboki wydech i mogę zrobić jeden mały ruch – mówimy o miareczkowaniu w tych działaniach. Mogę poszukać bezpiecznej łączności z innymi. Mogę działać mimo uczucia lęku, bo wiem, że lęk mnie nie zabije, jeśli zaangażuję się w działanie, które wiąże się z moimi wartościami.

Warto pamiętać, że nasz rozwój zazwyczaj leży poza strefą komfortu, więc jeżeli ktoś chce coś w swoim życiu zmienić, to raczej będzie mu towarzyszył stan pobudzenia, ekscytacji czy mobilizacji, który jest związany z tym, że robimy coś zupełnie nowego, coś, co nie jest naszym dotychczasowym doświadczeniem. Wiele osób ze względu na to, że odczuwa niepokój, wraca do swojej bezpiecznej „skorupy”, ale jeśli przyglądają się temu, co się dzieje w ich życiu, to zauważają, że pojawia się tam stagnacja i nuda.

Czyli lęk nie jest zły?

Nie, nie jest. Emocje są informacjami. Doktor Stephen Porges wprowadził pojęcie neurocepcji. Jest to systemem nadzoru autonomicznego układu nerwowego. Zwraca uwagę na wskaźniki bezpieczeństwa i sygnały informujące o zbliżającym się zagrożeniu, działa niczym latarnia morska, która cały czas monitoruje to, co dzieje się wewnątrz nas, na zewnątrz oraz w relacji z innymi. To trzy strumienie ucieleśnionego nasłuchiwania. To właśnie neurocepcja powoduje zmiany stanu autonomicznego na układ połączenia, działania lub zamknięcia się. Poprzez percepcję różnych stanów wprowadzamy dotąd nieświadome doświadczenia do świadomości. Dzięki temu procesowi uświadamiamy sobie nasze uczucia, przekonania i zachowania.

Zdarza się, że system ten kształtuje się w nieprzewidywalnym otoczeniu, w którym jednostka nie czuje się bezpiecznie. Wówczas neurocepcja nastawia się na ochronę i jej stan autonomiczny nie dostosowuje się do rzeczywistego bezpieczeństwa lub zagrożenia ze strony otoczenia. W efekcie zamykamy się w reakcji ochronnej i utykamy w historii przetrwania. Wówczas neurocepcja może działać wadliwie ze względu na przeszłe doświadczenia i traumy.

Jak naprawić wadliwą neurocepcję? Można ją wyćwiczyć?

Deb Dana we wspomnianej książce „Zakotwiczeni” zaprasza czytelnika do różnego rodzaju doświadczeń, mini ćwiczeń oraz eksploracji po to, żeby poczuć i uświadomić sobie w sobie różne stany. Zachęca do wizualizacji i poczucia, gdzie przebiega wiązka brzuszna nerwu błędnego, gdzie grzbietowa, a gdzie układ współczulny.

Ważne jest budowanie dobrego kontaktu ze sobą poprzez ciało, w przeciwieństwie do dysocjacji, czyli oddzielenia, które jest związane z zamrożeniem i ze stanem grzbietowym. Mamy do dyspozycji różnego rodzaju ćwiczenia, które są związane z budowaniem kontaktu, z refleksją nad połączeniem neurocepcji z percepcją, z myśleniem: czego doświadczamy i jakie doświadczanie płynie z mojego ciała. Autorka podkreśla, że 80 proc. sygnałów płynie z ciała do umysłu, a 20 proc. z umysłu do ciała. Neurocepcja ma ogromne znaczenie – to GPS, którym się kierujemy. Stephen Porges stworzył narzędzie, które jest związane z resetowaniem wadliwej neurocepcji – The Safe and Sound Protocol (SSP) i jest to praktyczne zastosowanie teorii poliwagalnej.

Gdy będę w kontakcie ze swoim ciałem, to poczuję, że jest ono nadmiernie pobudzone, a takiego pobudzenia nie potrzebuję, bo nie biorę udziału w wyścigu i nie muszę pędzić niczym strzała, by znaleźć się na mecie

Jest to interwencja słuchowa (specjalnie filtrowana muzyka), mająca na celu zmniejszenie stresu i wrażliwości słuchowej przy jednoczesnym wzmacnianiu zaangażowania społecznego i rezyliencji. Część brzuszna nerwu błędnego, ta, która odpowiada za stan bezpieczny, unerwia też ucho środkowe i krtań. Safe and Sound Protocol jest akustyczną metodą terapeutyczną, która wykorzystuje algorytm komputerowy, by poprawić właściwości prozodyczne wokalizacji u ludzi. Te z kolei funkcjonują jako akustyczny stymulator nerwu błędnego.

Słyszymy dźwięki od 20 do 20000 Hz. Częstotliwości związane z ludzką mową, czyli od około 1000 do 5000 Hz, to zakresy naszego poczucia bezpieczeństwa. Melodia i intonacja głosu rodzica uspokaja niemowlę, a my podświadomie pragniemy tych sygnałów jako dorośli. SSP pozwala na ponowne wzorcowanie sieci neuronowych i poprawę regulacji autonomicznego układu nerwowego w celu uzyskania trwałej zmiany. SSP trenuje mięśnie ucha środkowego w celu dostrojenia się do sygnałów bezpieczeństwa sygnalizowanych przez częstotliwości głosu ludzkiego, co stymuluje system zaangażowania społecznego poprzez sieć neuronową związaną ze słuchaniem.

W badaniach nad SSP wykazano korzyści w takich obszarach, jak: praca z osobami, które cierpią z powodu przebytych traum, wsparcie zdrowienia u osób z zaburzeniami lękowymi, trudności z koncentracją, uwagą, pamięcią, nadwrażliwość słuchowa, problemy społeczne i emocjonalne, stresory społeczne, izolacja, unikanie, trudności w przetwarzaniu dźwięków, różnice w przetwarzaniu sensorycznym i wiele innych. W protokole mamy 15 godzin muzyki, której zazwyczaj słuchamy codziennie po kawałku przez 30-60 minut, zawsze zgodnie z indywidualnymi ustaleniami z Providerem.

Rozumiem, że nie mogę kupić płyty i słuchać jej w domu?

Programem zajmują się Providerzy – osoby, które ukończyły pełne szkolenie SSP, i we współpracy z nimi można go przejść. Ja również jestem Providerem SSP. W pracy na Akademii Muzycznej interesowało mnie połączenie dźwięku, regulacji autonomicznego układu nerwowego i neurocepcji. A ponieważ jestem też psychoterapeutą i na co dzień pracuję z pacjentami, też takimi, którzy przeszli przez różne traumatyczne doświadczenia, stosuję Safe and Sound Protocol jako metodę wspierającą w procesie psychoterapii. Na co dzień obserwuję dobroczynne konsekwencje używania SSP przez pacjentów. Znacznie lepiej im regulować emocje oraz wracać do równowagi po stresujących sytuacjach.

Podobno śpiew jest naturalną czynnością, która wspomaga nasz autonomiczny układ nerwowy…

Nawet samo mówienie związane jest ze wspomaganiem części brzusznej autonomicznego układu nerwowego. Jeżeli ktoś przychodzi do psychoterapeuty i dzieli się swoimi przeżyciami, ma przestrzeń, by mówić swobodnie na wydechu, a wydech jest związany z aktywacją stanu bezpiecznego. Natomiast wdech bardziej pobudza część współczulną. Ten proces wspomaga tzw. hamulec wagalny – jest on odpowiedzialny za częstotliwość bicia serca, zwalnia się przy wydechu i aktywuje się przy wdechu. Śpiewanie chóralne, w grupie, jest tym korzystniejsze, że mamy tu koregulację – współpracę z innymi osobami. Ważne jest towarzystwo i wsparcie innych. Kiedy przychodzimy na świat, jesteśmy zależni od dorosłych i potrzebujemy dostrojenia, koregulacji, która daje nam poczucie bezpieczeństwa, ale też wspiera proces budowy naszego mózgu. Dostrajamy się do głównego opiekuna, ucząc się procesu samoregulacji, kiedy potrzebujemy uspokojenia.

Podaje pani przykład egzaminu. Gdy będę w kontakcie ze swoim ciałem, to poczuję, że jest ono nadmiernie pobudzone, a takiego pobudzenia nie potrzebuję, bo nie biorę udziału w wyścigu i nie muszę pędzić niczym strzała, by znaleźć się na mecie. Potrzebuję mobilizacji, ale nie chcę być w stanie totalnego odcięcia. Możemy wówczas zrobić kilka powolnych wydechów, jakbyśmy chcieli wypuścić powietrze przez słomkę. Wtedy aktywuje się również część przywspółczulna, nasz bezpieczny stan, i łatwiej nam będzie dotrzeć do wiedzy, którą posiadamy.

Gdy widzi pani zestresowanego studenta, podchodzi pani do niego i mówi: „Weź kilka oddechów, wypuszczając powoli powietrze”? Pomaga mu pani w ten sposób?

Tak, oczywiście. Poza tym studenci się tego uczą. Poznają tę metodę na Akademii Muzycznej, poznają teorię poliwagalną, to jest dla nich bardzo ważne. Podczas wykonań publicznych, kiedy grają na instrumencie czy śpiewają, są cały czas narażeni na ocenę, na kontakt z audytorium. Bardzo ważne dla nich jest rozpoznawanie stanów, w których się znajdują, żeby obniżyć trochę napięcie, wycofać stan zagrożenia, który uruchamia się w sposób automatyczny.

Moi studenci wiedzą, że mają zrobić kilka głębokich wydechów, że mają poszukać przyjaznej twarzy, być może powiedzieć coś do siebie łagodnym tonem, gdy napięcie jest zbyt duże. Świadomość w kontakcie z ciałem pozwoli na refleksję – co mnie wspiera, czego teraz potrzebuję, na czym chcę się skupić, by uniknąć niepotrzebnej paniki. To dla muzyków bardzo ważne, żeby się dobrze czuć na scenie. Studenci uczą się tego podejścia również dlatego, że część z nich zostanie nauczycielami, a warto zaszczepiać dobre praktyki.

Ważne jest budowanie dobrego kontaktu ze sobą poprzez ciało, w przeciwieństwie do dysocjacji, czyli oddzielenia, które jest związane z zamrożeniem i ze stanem grzbietowym

Zazdroszczę pani studentom. Szkoda, że umiejętności samoregulacji nie uczy się w szkole, można by uczniom ułatwić życie i zdobywanie wiedzy.

Często mam taką refleksję, że szkoda, że podstaw psychologii nie uczy się szkole. To jest przedmiot, którego można uczyć się w sposób praktyczny i staramy się tak robić u nas na Akademii. Kluczowe jest, żeby kolejne pokolenia były wyposażone w taką wiedzę. Nauka gry na instrumencie rozpoczyna się bardzo wcześnie – niektóre dzieci podejmują ją w wieku pięciu lat.

Nawiązując do tytułu książki, zapytam na koniec, jakie są pani metody na zakotwiczenie?

Mam kilka ulubionych praktyk, o których też pisze Deb Dana. Bazą dla mnie w zakotwiczaniu zawsze jest oddech. Powolne wypuszczanie powietrza, zogniskowanie się, kontakt z „tu i teraz” z rzeczywistością. To jest oparcie się w otoczeniu, w miejscu, w którym jestem. To zauważanie tego, gdzie jestem, obserwowanie przedmiotów, które są w pomieszczeniu, skoncentrowanie uwagi na dźwiękach, które się pojawiają – to jest angażowanie cały czas stanu bezpiecznego poprzez zmysły. Dźwięki, które się pojawiają, słyszę nie tylko na zewnątrz, ale też wewnątrz ciała. To budowanie kontaktu z ciałem poprzez doznania, które z niego płyną, poprzez mój kontakt z fotelem, na którym siedzę, poprzez ubrania, które mam na sobie.

Ważne są dla mnie uważność i współczucie oraz medytacja „miłującej dobroci”, nazywana medytacją Metta, która jest skoncentrowana na wyrażaniu dobrych życzeń: pomyślności, szczęścia, bezpieczeństwa, zdrowia dla siebie, dla innych osób, które znam i tych, których nie znam. Nie chcę żyć na automatycznym pilocie, dlatego wiele doświadczeń otaczam refleksją. W stresowych sytuacjach regularnie praktykuję proste, a zarazem piękne ćwiczenie związane z przejściem od samokrytyki do samowspółczucia. Zostało ono opracowane przez Kristin Neff i Chrisa Germera i polega na budowaniu świadomości i współczucia wobec siebie samej/samego poprzez te trzy zdania:

1. To jest chwila cierpienia.
2. Cierpienie jest częścią życia.
3. Chcę być dla siebie dobra/dobry.

Ważne jest współczucie zarówno wobec siebie samego, jak i wobec innych osób/istot, bo to daje nam poczucie łączności ze światem. Teoria poliwagalna wpływa na to, jak się komunikuję, co pani zapewne słyszy. Kiedy rozmawiam, staram się mówić w sposób łagodny, wiem, że to ma duże znaczenie. Cały czas obserwujemy inne osoby: czy możemy komuś zaufać? Czy poruszają się mięśnie wokół oczu, kiedy ktoś się uśmiecha? Czy uśmiecha się szczerze? Czy tylko układa usta w formie uśmiechu?

Często zadaję sobie pytania: czy moje interpretacje tego, czego doświadczam, są oparte na faktach? Czy też żyję przekonaniami, które są fałszywe i nie mają żadnego uzasadnienia ani oparcia w rzeczywistości, produkując w ten sposób niepotrzebny stres?

W swoim życiu i pracy zajmuję się również psychosomatyką i z tej perspektywy teoria poliwagalna ma dla mnie bardzo duże znaczenie, bo lepiej rozumiem różnego rodzaju choroby psychosomatyczne. Niektóre z nich związane są z nadmiernym pobudzeniem osi: podgórze-przysadka-nadnercza, nadmiernym produkowaniem kortyzolu i adrenaliny, ciągłego „nadwyrężania” wewnętrznych organów. Takie nadmierne narażenie na chroniczny stres powoduje zaburzenia czynnościowe, a później zaburzenia organiczne. Z drugiej strony odłączenie, dysocjacja i depresja prowadzą do odrętwienia i totalnego braku kontaktu ze sobą. Nie jesteśmy wtedy w stanie odczytać sygnałów płynących z ciała i mogą one manifestować się np. jak choroby neurologiczne. Gdy znamy teorię poliwagalną i wiemy, jak działa, możemy wielu osobom pomóc.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.