Przejdź do treści

Na melancholię, bezsenność, stawy, urodę i problemy w alkowie. Jak kiedyś leczono słońcem

Kobieta w starożytnych szatach zapatrzona w słońce
Na melancholię, bezsenność, stawy, urodę i problemy w alkowie. Jak kiedyś leczono słońcem, grafika: Joanna Zduniak/ Adobe Stock, rawpixel.com
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Daje życie, ale i niszczy. Nic dziwnego, że od początków świata we wszystkich kulturach ogromny wpływ na życie ludzi mieli bogowie słońca. Nauka cały czas zajmuje się wpływem słońca na funkcjonowanie świata, a helioterapia, czyli leczenie światłem słonecznym poleca się przy wielu problemach skórnych, mięśniowych czy oddechowych. U progu lata zapraszamy na opowieść o leczniczym działaniu słońca.

 

Kult solarny towarzyszył wielu cywilizacjom, a bogowie słońca, jako władający najważniejszą siłą sprawczą świata, byli uważani za najważniejszych w panteonie. W mitologii greckiej był to Helios, w indoirańskiej Mitra, dla Egipcjan bogiem słońca był Ra (lub Re) a dla Inków – Inti. Rzymianie czcili Sola, a kultury nordyckie – Sunnę. Także Słowianie czcili boga słońca, nieba i kowalstwa Swaroga, oddając mu cześć poranną modlitwą z głową skierowaną na wschód. Do naszych czasów pozostało wiele śladów tego kultu, choćby w nazwach miejscowości takich jak Swarzędz czy Swarożyn.

Choć wiedzę o leczniczych właściwościach słońca kultywowano i przekazywano przez tysiące lat, metodę leczenia słońcem uznano dopiero 120 lat temu.

Zaobserwowano przede wszystkim, że słońce dobroczynnie działa na wszelkie zmiany na skórze – zaskórniki, trądzik, zmiany łuszczycowe czy atopowe pod wpływem słońca znikają, choć jest to efekt przejściowy. Grzejąca moc słońca łagodzi bóle stawów, nagrzanie ciała przyspiesza przemianę materii, organizm łatwiej spala kalorie i sprawniej oczyszcza się z toksyn. Ciepło korzystnie wpływa na serce i układ krążenia, normalizuje też ciśnienie krwi. Terapię słońcem polecano też osobom, które często chorują na infekcje układu moczowego, zatok, uszu i stawów, a także przy niedoczynności tarczycy i przysadki mózgowej, mających problemy z poczęciem dziecka. Zaobserwowano też, że pod wpływem słońca wzrasta libido, dlatego parom, które starają się o dziecko, zalecano zintensyfikowanie wysiłków właśnie latem, kiedy słońca jest najwięcej.

Słońce wpływa na prawidłową pracę szyszynki, miejsce wydzielania się melatoniny w mózgu. Hormon ten odpowiada za regulację rytmu dobowego (snu i czuwania). Dlatego jeśli w ciągu dnia światła jest pod dostatkiem, jesteśmy pełni energii, a kiedy nadchodzi noc, łatwiej zasypiamy. Pod wpływem słońca organizm ludzki wytwarza także serotoninę, hormon poprawiający nastrój i regulujący apetyt i sen. To dlatego fototerapia, z dużą skutecznością stosowana jest w leczeniu depresji sezonowej. Kąpiele słoneczne świetnie sprawdzą się u osób przemęczonych i żyjących w ciągłym stresie.

Pod wpływem słońca nasza skóra wytwarza witaminę D niezbędną do przyswajania wapnia i fosforu z pożywienia. U dzieci pomaga to zapobiec krzywicy, u osób w średnim wieku zabezpiecza przed osteoporozą, ma też fundamentalne znaczenie w prawidłowym działaniu układu nerwowego i budowaniu odporności. Przez tysiące lat o takiej korelacji ludzkiego ciała ze słońcem oczywiście nie wiedziano, dopiero w XX wieku, wraz z odkryciem witaminy D, ustalono „lecznicze” normy słonecznej suplementacji – 30 minut na słońcu w południe daje tyle samo witaminy D3, co zażycie 10-20 tysięcy jednostek.

Niestety, choć słonecznej witaminy możemy mieć pod dostatkiem, nie damy rady jej magazynować na mroczne, zimowe dni. W naszej szerokości geograficznej większość z nas ma niedobór witaminy D i konieczna jest jej farmakologiczna suplementacja.

Ojcem helioterapii jest duński lekarz Niels Ryberg Finsen, który zaobserwował wyraźny wpływ światła słonecznego na choroby skóry, m.in. na przebieg tocznia gruźliczego. Jako pierwszy ordynował też na krzywicę u dzieci terapię opalaniem się. W 1903 roku otrzymał za to Nagrodę Nobla.

Choć obecnie do leczenia wielu chorób wykorzystuje się raczej sztuczne źródła promieniowania świetlnego, bo wiemy już, że promieniowanie słoneczne w nadmiernej ilości jest dla nas szkodliwe, to jednak bezsprzecznie pomaga ono w łagodzeniu dolegliwości skórnych i poprawia nastrój. Nic dziwnego, że wszyscy jesteśmy spragnieni słońca i lepiej czujemy się w nasłonecznionych miejscach. Oczywiście w rozsądnych ilościach, ponieważ opalanie niszczy skórę i przyspiesza powstawanie zmarszczek, a pod wpływem promieni słonecznych w skórze może rozwinąć się czerniak – jeden z najgroźniejszych złośliwych nowotworów.

Jak kiedyś leczono ołowiem, ilustracja: Joanna Zduniak/Wellcome Collection, Adobe Stock

Dlatego i z helioterapii powinno się korzystać rozsądnie – w upalne dni najlepiej wychodzić z domu rano, do godziny 11.00, i po południu, po 16.00, bo wtedy promieniowanie słoneczne jest najmniej intensywne. Jak więc widać, sjesta kultywowana w wielu krajach na południu Europy ma swoje uzasadnienie. Musimy też wziąć sobie do serca zalecenia lekarzy i używać kremów z filtrami UVA i UVB, które dodatkowo ochronią skórę. Jest też kilka chorób, przy których nadmierne korzystanie ze słońca jest wielką komplikacją. To przede wszystkim uczulenie na światło słoneczne, albinizm, niewydolność krążenia, skłonność do krwawień wewnętrznych czy zbyt niskie ciśnienie tętnicze. Intensywne opalanie odradza się także maleńkim dzieciom i seniorom.

Co to znaczy, że słońca jest za dużo? Warto uświadomić sobie, że promieniowanie słoneczne, które dociera na ziemię, nie jest jednorodne – ok. 60 proc. stanowi promieniowanie podczerwone, 39 proc. to tzw. światło widzialne, a 1 proc. to promieniowanie nadfioletowe lub ultrafioletowe. To właśnie to ostatnie stanowi dla nas największe zagrożenie, wywołując oparzenia i uszkodzenia skóry. Dotyczy to wszystkich rodzajów skóry, nie tylko osób z jasną karnacją, choć u nich skutki lekkomyślnego korzystania ze słońca będą najbardziej dotkliwe.

Co ciekawe, choć współczesne metody ochrony słonecznej znamy i stosujemy od niedawna, bo od niecałych 100 lat, już w starożytności stosowano wiele naturalnych środków chroniących przed poparzeniem słonecznym i rumieńcami. Nacierano się lawendą, mirrą czy jaśminem, a ponieważ blada cera była dowodem na arystokratyczne pochodzenie, kryto się szczelnie pod parasolkami i woalkami. Opalenizna stała się modna dopiero na początku XX wieku, a jej pierwszą promotorką była francuska projektantka Coco Chanel. Prototyp kremu, który pochłania promienie UVB opracowano w laboratorium firmy L’Oreal w 1936 roku. Pierwsze preparaty różnicujące filtry przeciwsłoneczne pojawiły się w 1970 roku. Teraz mamy już nie tylko setki preparatów na skórę, ale też ubrania blokujące dotarcie promieniowania UV do skóry.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.