Przejdź do treści

„Niemal każda młodsza pacjentka pyta, czy może zostawić skarpetki na stopach”. O tym, czego Polki wstydzą się u ginekologa, mówią Olga Błaszczak-Galewska i Joanna Pabich-Worożbit

Joanna Pabich-Worożbit i Olga Błaszczak-Galewska
Czego Polki najczęściej wstydzą się podczas wizyty u ginekologa/ fot. archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Kobiety nie chcą się badać w trakcie okresu. Odmawiają wizyty lub przychodzą i myślą, że badanie nie może się przez to odbyć. A dla nas podstawa to zbadać pacjentkę, niezależnie od sytuacji – mówi Olga Błaszczak-Galewska, ginekolożka, która wraz z Joanną Pabich-Worożbit prowadzi gabinety lekarskie GAJA. W rozmowie z Hello Zdrowie ekspertki opowiadają o tym, czego wstydzą się kobiety oraz z jakimi traumami mierzą się u ginekologa.

 

Ewa Wojciechowska: Z czym kobiety mają największy problem u ginekologa?

Olga Błaszczak-Galewska: Rzadko zdarza się pacjentka, która czegoś by się nie wstydziła. Kobiety najczęściej krępują się nagości, dodatkowych kilogramów i fałdek, wyglądu sromu, hemoroidów wokół odbytu, zmian poporodowych, puszczania gazów, nietrzymania moczu. Wstydzą się wyglądu swoich narządów intymnych – tego, że ich wargi sromowe są za duże, za małe, zbyt obwisłe lub mało jędrne. Mogłabym wymieniać bez końca, ale to, co najbardziej mnie dziwi, to pytanie o skarpetki.

Kobiety wstydzą się swoich stóp?

Olga Błaszczak-Galewska: Niemal każda młodsza pacjentka przed badaniem pyta, czy może zostawić skarpetki na stopach. Dla mnie obojętny jest stan stóp, nie będę sprawdzać, czy ma lakier na paznokciach lub jakieś zmiany chorobowe. Zawsze w takich momentach powtarzam żartobliwie, że skarpetki i buty mi w niczym nie przeszkadzają, bielizna owszem. Kobiety też często przepraszają za niewydepilowane nogi lub wargi sromowe. A przecież nie ma w ogóle takiej konieczności, żeby golić się do badania. Dla mnie, jako lekarki, całkowicie nieistotne jest to, co pacjentka robi ze swoim owłosieniem, to jej prywatna sprawa. Mnie ono w niczym nie przeszkadza.

Joanna Pabich-Worożbit: Pacjentki, kiedy przyjdą prosto z pracy, obawiają się też, że nie zdążyły wziąć prysznica. Warto pamiętać, że w każdym gabinecie powinien być bidet w toalecie, więc jeśli ktoś potrzebuje się odświeżyć, ma taką możliwość. Dla nas to jednak nie jest problem, nie trzeba podmywać się przed badaniem. Czasem wręcz nie powinno się tego robić, w szczególności przy różnego rodzaju infekcjach, które mają charakterystyczne objawy. Kobiety wstydzą się zapachu z miejsc intymnych, wydzieliny i upławów, a my musimy je zobaczyć, żeby wiedzieć, z czym mamy do czynienia i móc pobrać posiew do badania. Niestety generalnie pacjentki wstydzą się niemal wszystkiego. I uważam, że to jest całkowicie normalne. Sama nie zawsze czuję się komfortowo, kiedy idę na badanie.

Olga Błaszczak-Galewska

Olga Błaszczak-Galewska/ fot. archiwum prywatne

A okres? Czy kobiety nie mają obawy przed badaniem w trakcie miesiączki?

Olga Błaszczak-Galewska: Kobiety nie chcą się badać w trakcie okresu. Odmawiają wizyty lub przychodzą i myślą, że badanie nie może się przez to odbyć. A dla nas podstawa to zbadać pacjentkę, niezależnie od sytuacji.

Joanna Pabich-Worożbit: To też duży problem dla kobiet, które miewają nieregularne miesiączki. Nawet jeśli pacjentka nie ma krwawienia i się umówi, to potem może tuż przed wizytą zakrwawić. Za każdym razem mówię wtedy, że ginekologia to jest totalnie krwawa dziedzina. Dużo krwi jest przy porodach, zwłaszcza przy cięciu cesarskim, w czasie operacji,  z krwią mamy do czynienia na co dzień, więc krwawienie miesiączkowe nie robi na nas wrażenia.

Warto też zaznaczyć, że wkładkę domaciczną powinno zakładać się właśnie w trakcie miesiączki. Oczywiście można to zrobić w każdym momencie, ale podczas okresu mamy pewność, że pacjentka nie jest w ciąży, jest rozwarty kanał szyjki i będzie to dla niej mniej nieprzyjemne.

Olga Błaszczak-Galewska: Pacjentki wstydzą się też całej sfery seksualnej. Trzeba je dopytywać, więc przy biurku przeprowadzam z nimi wstępny wywiad, potem przechodzimy do drugiej, bardziej intymnej części, czyli badania. I dopiero wtedy poruszam delikatniejsze kwestie, takie jak nietrzymanie moczu, hemoroidy czy satysfakcja seksualna i orgazmy, które wciąż dla wielu kobiet są tematem tabu. Rzadko zdarzają się świadome pacjentki, które przychodzą na wizytę i od razu mówią dokładnie, co się z nimi dzieje.

Joanna Pabich-Worożbit

Joanna Pabich-Worożbit/ fot. archiwum prywatne

Pacjentki z wiekiem zaczynają być bardziej otwarte?

Joanna Pabich-Worożbit: Wręcz przeciwnie. Moim zdaniem najbardziej u ginekologa wstydzą się panie 60 plus. Młode dziewczyny potrafią powiedzieć o swoich dolegliwościach, ale starsze kobiety wciąż mają z tym trudności. Nie używają profesjonalnych określeń jak pochwa czy srom, tylko mówią: „tam”, na przykład: „swędzi mnie tam”. Niektóre pacjentki, które przyjeżdżają do mnie z okolic Warszawy i dalszych, zgłaszają się z poważnymi problemami, które przez lata bagatelizowały, jak np. wypadanie macicy czy nietrzymanie moczu. Zwracają się po pomoc dopiero, kiedy problem jest zaawansowany, i wciąż nie potrafią o nim powiedzieć wprost. Mija dwadzieścia minut wizyty i dopiero po tym czasie dowiaduję się, jaki jest problem.

Olga Błaszczak-Galewska: Ja mam mniej takich pacjentek i zauważam w ostatnich latach na tym polu pozytywną zmianę. Z pewnością coraz więcej kobiet przestaje się wstydzić i mówi wprost: wagina, wulwa. Czasami tylko mam jeszcze styczność z kimś, kto nie używa fachowego nazewnictwa. Przychodzą do mnie panie po pięćdziesiątce, bardzo świadome i ukierunkowane na konkretne leczenie, np. hormonalne przy menopauzie. Mówią, że chcą czuć się lepiej i opowiadają, jakie występują u nich symptomy. Wiedzą, na co zwrócić uwagę, bo śledzą edukacyjne profile ekspertów w mediach społecznościowych. Przypominam sobie teraz jedną bardzo elegancką kobietę po osiemdziesiątce, która przyjeżdża do mnie raz w roku na kontrolę.

Joanna Pabich-Worożbit: Z mojego doświadczenia wynika niestety, że takie starsze panie to wyjątek. Zazwyczaj pacjentki uważają, że skoro przestały miesiączkować lub nie współżyją, to nie muszą chodzić do lekarza. Nie odwiedzają ginekologa przez 10-20 lat.

Moje pacjentki przyprowadzają do mnie swoje córki, którym chcą zaszczepić wiedzę od najmłodszych lat. To też niezwykle satysfakcjonujące i wzruszające

Kiedy przygotowywałam się do naszej rozmowy, trafiłam na wiele opinii kobiet po 60. roku życia, które uważają, że mammografia co dwa lata w zupełności wystarczy…

Joanna Pabich-Worożbit: Zawsze powtarzam, że najwięcej nowotworów rozwija się po 50. roku życia, a guz piersi może urosnąć w kilka miesięcy. Podstawą jest samobadanie oraz regularne wykonywanie USG piersi, sama mammografia nie wystarczy. Starsze kobiety myślą, że skoro nic im nie jest, to nie potrzebują USG, które teraz jest jak przedłużenie ręki, to podstawowe badanie. To, co mnie cieszy, to zmiana nastawienia wśród kobiet w średnim wieku. Moje pacjentki przyprowadzają do mnie swoje córki, którym chcą zaszczepić wiedzę od najmłodszych lat. To też niezwykle satysfakcjonujące i wzruszające, kiedy dziewczynki, którym pomagałam przyjść na świat, przychodzą do mnie jako pacjentki.

Olga Błaszczak-Galewska: Kobiety nie tylko przyprowadzają swoje nastoletnie córki do lekarza, lecz także matki. Mnie szczególnie wzruszyła pacjentka po siedemdziesiątce, która zgłosiła się do mnie z dziwnym bólem w podbrzuszu. Kobieta przyjechała na wizytę komunikacją podmiejską spod Warszawy, po drodze zgubiła się i spóźniła, ale ostatecznie dotarła. Okazało się, że ostatni raz była u ginekologa 20 lat temu. Odważyła się do mnie przyjechać tylko dzięki namowom córki. Często matki przyprowadzają do ginekologa swoje nastoletnie córki, ale tu było odwrotnie.

Co mówią nastolatki, które przychodzą do ginekologa pierwszy raz?

Joanna Pabich-Worożbit: Dziewczyny w wieku 13-14 lat zgłaszają się najczęściej z powodu bolesnych i obfitych miesiączek lub zaburzeń miesiączkowania. Czasem są to zaburzenia rozwoju albo coś, co niepokoi matkę, np. jedna pierś mniejsza od drugiej lub coś dzieje się z wargami sromowymi. Druga grupa to te dziewczynki, które zaczynają współżyć, więc trzeba je zabezpieczyć. To są wszystko świadome pacjentki, choć miewam też takie nastolatki, które przychodzą w ciąży i tak naprawdę to nie wiedzą do końca, jak do tego doszło. Matki też często mnie uprzedzają, że przyjdą z córką i chcą, żebym porozmawiała z nią o kobiecości, o miesiączkach, chociaż według mnie to nie jest nasza rola, tylko rodziców.

Olga Błaszczak-Galewska: U mnie zdarzają się też zapoznawcze wizyty. Kobiety chcą, żebym pokazała, jak wygląda gabinet, fotel i przeprowadziła z córką podstawowy wywiad, czy zaczyna miesiączkować, czy coś ją niepokoi w budowie, czy ma normalne owłosienie i nic nie wskazuje na to, że coś się dzieje. Jeżeli widzę, że nastolatka jest przestraszona, nie badam jej. Możemy przymierzyć się do fotela, usiąść w spodniach i za pierwszym razem wykonać jedynie USG na leżąco przez brzuch, tak żeby zobaczyć, że jest macica i są jajniki. Jeśli się uda, to wykonam badanie piersi, sprawdzę owłosienie pod pachą, pokażę wziernik, który nawet mogę dać na pamiątkę. Jeśli jest to starsza nastolatka i chce zacząć współżycie, to informuję ją, że może zadzwonić wcześniej na recepcję, powiedzieć, że prosi o tabletki i recepta będzie zdalnie wysłana. Przypominam wtedy też o dodatkowym zabezpieczeniu podczas seksu, że tabletki chronią przed ciążą, a prezerwatywa przed chorobami przenoszonymi drogą płciową i musi być jedno, i drugie.

Joanna Pabich-Worożbit: Ja też bardzo często takim nastolatkom mówię na ‘pani’. One oczywiście nie chcą, ale tłumaczę im, że jeżeli są na tyle dojrzałe, by przyjść do ginekologa, to jak najbardziej mówmy sobie na ‘pani’. One wtedy są bardzo dumne z siebie i mogą powiedzieć koleżankom, że to nie jest takie straszne, odczarować ten mit. Odnoszę jednak wrażenie, że czasami kobiety trochę na siłę przyprowadzają swoje córki.

Widać, że dziewczyna jest przestraszona i nie jest gotowa na wizytę?

Joanna Pabich-Worożbit: A matka wychodzi przed szereg, robi to bardziej dla siebie niż dla córki, bo chce być nowoczesna. W takiej sytuacji nie badam dziewczynki, jedynie z nią rozmawiam, bo widać, że dziecko jest po prostu zamknięte i najchętniej uciekłoby z gabinetu. Wydaje mi się jednak, że i tak zostaje zasiane ziarno. Do młodych pacjentek trzeba odnosić się bardzo delikatnie, bo od pierwszych wizyt zależy, jak będą podchodziły do ginekologa w przyszłości. Moim zdaniem pierwsza wizyta jest najważniejsza i kształtuje ten układ pacjentka-ginekolog na całe życie. Sama mam niemiłe doświadczenia ze swojej pierwszej wizyty u ginekologa. Potraktowano mnie tak, jakby mnie nie było w gabinecie. U nas pacjentka jest traktowana podmiotowo.

Dziewictwo jest powodem wstydu i problemów wśród Polek. Kobiety mają ponad 30 czy 40 lat, nigdy nie współżyły i uważają, że nie muszą się badać

Wasze pacjentki opowiadają, co niefajnego spotkało je w innych gabinetach? Jakie komentarze usłyszały kobiety?

Olga Błaszczak-Galewska: Czasami opowiadają, że ktoś je za mocno zbadał, bo użył za dużego wziernika i bolało. Najczęściej słyszą też komentarze na temat wyglądu, tuszy albo seksistowskie, na granicy molestowania, np. że mają „ładne cycuszki”. Kobiety czują, że jakaś granica została przekroczona, zwłaszcza przez mężczyzn, przez co później wybierają tylko kobiety ginekolożki.

Joanna Pabich-Worożbit: Wciąż też pokutuje w społeczeństwie wizerunek lekarza, który mówi, że wdroży jakąś terapię, ale dopiero jak pacjentka schudnie. Niestety poprzednie pokolenie lekarzy w taki sposób podchodziło do problemu. Mówiło „zoperujemy, jak pani schudnie”, czyli nigdy, bo pacjentka sama, bez pomocy nie schudnie. My podchodzimy do pacjentek kompleksowo i wdrażamy w leczenie współpracę dietetyka i trenera oraz wspieramy pacjentki farmakologicznie. Trzeba im pomóc na początku, żeby miały zachętę wejść w ten zdrowy tryb życia. Nie zalecamy jedynie diety i ruchu, nie zostawiamy pacjentki z tym samej, nie mówimy: „proszę przyjść za pół roku, jak pani schudnie, bo inaczej nic z tego nie będzie”.

Olga Błaszczak-Galewska: W szczególności, że w ostatnich latach grupa kobiet zgłaszających trudności ze schudnięciem jest coraz liczniejsza. Te mniej świadome pacjentki niestety nie traktują tego jako profilaktyki i ze wstydu zaniżają wagę. Proszę je wtedy, żeby weszły na wagę, ale mówię, że tylko ja spojrzę na wynik. Często też zlecam pogłębioną diagnostykę, bo pacjentki lubią znać wroga. Kiedy widzą, że mają insulinę powyżej normy, są bardziej zmotywowane: mam insulinooporność, mam chorobę. To dla nich ważne, że jest jakaś obiektywna przyczyna, mimo że jest ona tak naprawdę skutkiem. Uważam, że my jesteśmy trochę jak lekarze rodzinni, podchodzimy holistycznie do zdrowia naszych pacjentek.

Na swoim profilu na Instagramie pisałyście o 27-letniej dziewicy, która ważyła 130 kg, jednak jej wcześniejszy lekarz nie widział problemu w tym, że nie ma możliwości dokładnie jej zbadać.

Olga Błaszczak-Galewska: Pacjentka bardzo się stresowała i dodatkowo miała złe doświadczenia z lekarzami. Wdrożyłyśmy u niej farmakologiczne leczenie otyłości oraz pracę z dietetykiem, psychoterapeutą i fizjoterapeutą. Zakwalifikowałam ją też do zabiegu nacięcia błony dziewiczej i biopsji. Okazało się, że występuje u niej przerost endometrium. Gdyby zwlekała z wizytą kolejne lata, mogłoby się to u niej skończyć wycięciem macicy i bezpłodnością.

Joanna Pabich-Worożbit: Dziewictwo też jest powodem wstydu i problemów wśród Polek. Kobiety mają ponad 30 czy 40 lat, nigdy nie współżyły i uważają, że nie muszą się badać. Niektóre z nich nie zgadzają się na nacięcie błony dziewiczej. Jedna z moich pacjentek jest praktycznie po menopauzie, miała mięśniaki, przeprowadzono u niej operację, ale i tak nie wyraziła zgody na badanie przez pochwę. To jest prawo pacjentki. Ona jest poinformowana, że nie mogę dobrze pobrać materiału do cytologii i dokładnie obejrzeć pochwy.

Olga Błaszczak-Galewska: Obecne zalecenia mówią jednak, że po trzydziestym roku życia należy wykonać cytologię, nawet jeśli kobieta nie współżyła. Tzw. błona dziewicza najczęściej nie stanowi przeszkody w badaniu, jednak zdarzają się pacjentki, których nie da się zbadać. W takiej sytuacji czasami proponuję wykonanie zabiegu nacięcia błony dziewiczej.

Zdrowe kobiety rzadko bywają u lekarza rodzinnego, w związku z czym nikt nie zleca im badań krwi, nie mierzy ciśnienia i nie namawia do zdrowego stylu życia

Zdarza się, że strach pacjentki przed badaniem spowodowany jest tym, że była ofiarą przemocy seksualnej?

Joanna Pabich-Worożbit: Tak, jednak pacjentki rzadko mówią o tym na pierwszej wizycie, dopiero na kolejnej – trzeciej, czwartej. Kobiety nie muszą jednak nic mówić. To bardzo często widać po zachowaniu i mowie ciała pacjentki – ucieka ciałem przed badaniem, napina mięśnie, często występuje u niej pochwica. Pacjentek z pochwicą nie można praktycznie zbadać, mają problem nawet z położeniem się do badania.

Olga Błaszczak-Galewska: Taki stres ma wpływ także na ich życie seksualne. Miałam kiedyś młodą drobną pacjentkę, która przyszła z wysokim, potężnym partnerem. Problemem było ich współżycie, które nie wychodziło, więc chcieli sprawdzić, na czym polega problem, czy może istnieje problem na podłożu fizjologicznym. Dziewczyna była tak zestresowana, że nie byłam w stanie jej zbadać. Po znieczuleniu okazało się, że żadnej przeszkody anatomicznej nie ma. Ona nieświadomie tak spinała się, choć deklarowała się, że chce współżyć. To jest jedna grupa pacjentek, które są wycofane, a druga grupa przez traumatyczne doświadczenia idzie w ryzykowne zachowania seksualne. Mają wielu partnerów seksualnych, opowiadają szalone historie, ale rozklejają się przy badaniu.

Joanna Pabich-Worożbit: Niestety bardzo często zdarzają się też pacjentki, które zdradził partner. Boją się, że czymś się zaraziły i proszą o cały pakiet badań na wszystkie choroby przenoszone drogą płciową, jak HIV, HPV itp. Nie mówią jednak wprost, skąd taki pomysł, wstydzą się swoich podejrzeń, że nawracające infekcje mogą być związane ze zdradami. To dla nich trudny temat.

Olga Błaszczak-Galewska: Żeby pacjentka się otworzyła, trzeba nawiązać z nią relację. Często dopiero przy kolejnych wizytach albo kiedy wyjdzie jej wynik dodatni na HPV, zaczyna mówić o zdradach swojego partnera.

Odnoszę jednak wrażenie, że kobiety coraz częściej przychodzą regularnie do ginekologa, żeby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.

Joanna Pabich-Worożbit: Uważają, że wypada iść do ginekologa i tak powinno być. Tak samo, jak chodzi się do dentysty chociaż raz w roku na tak zwany przegląd.

Olga Błaszczak-Galewska: W naszych gabinetach w ramach takiego „przeglądu” zlecamy cały pakiet badań. Sprawdzamy ginekologicznie, robimy USG piersi, tarczycy, narządu rodnego, cytologię z HPV, zlecamy badania krwi. Zazwyczaj zdrowe kobiety rzadko bywają u lekarza rodzinnego, w związku z czym nikt nie zleca im badań krwi, nie mierzy ciśnienia i nie namawia do zdrowego stylu życia. Jedna z pacjentek powiedziała mi kiedyś, że w zasadzie nie chodzi do innych lekarzy, bo nie choruje. Dlatego, tak jak wspomniałam, uważam, że ginekolog w Polsce jest trochę lekarzem rodzinnym. To jest też ta zauważalna w ostatnich latach duża zmiana wśród pacjentek. Uważam jednak, że w głównej mierze to specyfika Warszawy. Niestety to jeszcze nie jest średnia statystyczna, to nie jest przeciętna pacjentka Polka.

Diagnozujecie także kobiety z innych krajów. Jaka jest zasadnicza różnica między Polkami a zagranicznymi pacjentkami?

Olga Błaszczak-Galewska: To są specyficzne pacjentki, bo to w dużej mierze kobiety wykształcone, zarabiające w Warszawie, dyplomatki czy nauczycielki ze szkół brytyjskich. Ostatnio była u mnie żołnierka z Kanady i pani z Macedonii. Z mojej obserwacji mogę powiedzieć, że Angielki, Izraelki, Niemki, Skandynawki i kobiety z południa Europy z pewnością mniej się wstydzą, ich wizyty są szybsze, konkretniejsze. Przyjmują to, co lekarz mówi, nie mają pytań, na wszystko się zgadzają. Dziękują mi za każdy gest i piszą wiadomości z podziękowaniami za to, że przedłużę im receptę, choć to jest u nas normalne.

Joanna Pabich-Worożbit: Na Zachodzie jest lepszy system zdrowotny, więc pacjent całkowicie ufa temu, co lekarz ma do powiedzenia, nie dyskutuje. Rosjanki, Białorusinki i Ukrainki nie mają zaufania do lekarzy, są nauczone, że przychodzą i dyktują, jakich leków potrzebują. Proszą o wiele badań. Mówię czasem, że niektórych badań nie trzeba robić, skoro nie występuje dany problem (jak np. posiewu z pochwy, gdy nie ma objawów infekcji), ale one i tak się ich domagają. To jest kwestia nieufności wobec lekarzy i systemu.

Olga Błaszczak-Galewska: Czasami zdarzają się też Romki czy Ukrainki, które siadają na fotelu ginekologicznym w majtkach. Wiedzą, że siada się bez bielizny, ale przez wstyd tego nie robią. Początkowo szokował mnie los Romek i w duchu buntowałam się, gdy słuchałam ich opowieści. Przyszła do mnie kiedyś nastoletnia Romka z matką i swoim trzydziestoletnim partnerem. Problemem było to, że dziewczyna nie mogła zajść w ciążę, co było wstydem dla całej rodziny, która domagała się zabiegu in vitro. Odmówiłam, ale znalazł się ktoś, kto się tego podjął. Pomimo takich historii cenię sobie spotkania z kobietami z innych kultur i to, że Warszawa jest coraz bardziej wielokulturowa.

Obliczyłyśmy ostatnio, że miesięcznie badamy ok. 300 pacjentek, co oznacza, że wchodzimy intensywnie w kontakt z drugą osobą niemal 300 razy w miesiącu. Płacimy za to zmarszczkami i wykończeniem, ale możemy być dumne, że stworzyłyśmy przyjazne miejsce dla kobiet, w którym pacjentki mogą bez obaw zostawić swój wstyd za drzwiami.

 

Olga Błaszczak-Galewska, Joanna Pabich-Worożbit – specjalistki z zakresu ginekologii i położnictwa, założycielki gabinetów lekarskich Gaja. Prywatnie przyjaciółki, których połączyła wspólna pasja do wspinaczki, medycyny i pracy. Na co dzień prowadzą profil na Instagramie @ginekolozkiszczytuja.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.