Przejdź do treści

„Mordercy, zaraziliście moją córkę!”. Medycy z pierwszej linii frontu o zachowaniach antyszczepionkowców

„Mordercy, zaraziliście moją córkę!”. Medycy z pierwszej linii frontu o zachowaniach antyszczepionkowców /fot. Getty Images
„Mordercy, zaraziliście moją córkę!”. Medycy z pierwszej linii frontu o zachowaniach antyszczepionkowców /fot. Getty Images
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Wezwanie do rodziców trojga małych dzieci. Oboje świeżo po 30-stce, myśleli, że są nieśmiertelni. Na pytanie, czemu się nie zaszczepili, mąż odpowiedział: „Nie będę co pół roku chodził na szczepienie!”. Ale będzie na cmentarz, bo żona z chorobą przegrała.

Koszmar Agnieszki

Warszawski szpital, ostry dyżur pediatryczny. Na izbie przyjęć pojawia się kobieta z siedmioletnią córeczką. Dziewczynka kaszle i gorączkuje. Lekarze nie mają wątpliwości, że to covid, ale matka nie wyraża zgody, by przebadać dziecko. Odmawia też założenia maseczki. „Nie będę brać udziału w tej chorej maskaradzie!” – krzyczy.

Pielęgniarka Agnieszka wzywa policję (nie pierwszy raz w tym tygodniu). Rozzłoszczona matka w końcu zgadza się na wykonanie wymazu. Gdy test wskazuje wynik dodatni, rozpoczyna się prawdziwe piekło. „Zaraziliście moją córkę! To wasza wina!” – wrzeszczy. Na miejscu zjawia się policja. Córka kaszle coraz bardziej, w końcu matka zgadza się na leczenie dziewczynki, a sama opuszcza szpital w towarzystwie funkcjonariuszy.

– Tacy rodzice zdarzają się tu regularnie – mówi Agnieszka. – Twierdzą, że ich dzieci mają zwykły kaszel, a covidem zarażamy ich my podczas wykonywania testu, ponieważ płaci nam za to rząd albo farmaceutyczne lobby. Inni twierdzą, że wyniki są fałszowane, bo żadnej pandemii nie ma. Najbardziej szkoda mi dzieci, chorych i przerażonych, które nie wiedzą, jak się w tym odnaleźć.

A to tylko połowa koszmaru Agnieszki. Na drugi etat pielęgniarka zatrudniona jest w Szpitalu Narodowym, gdzie większość jej pacjentów to zdeklarowani antyszczepionkowcy.

Szczepionki

– Jeśli pacjent ma siłę rozmawiać, zawsze pytam, czy był szczepiony. Odpowiedź jest zwykle emocjonalna, opryskliwa i agresywna. „Jak pani chce, niech się pani sama truje!”, „No pewnie, pani to by najchętniej wszystkich wyszczepiła!” – mówi Agnieszka. Kobieta początkowo tłumaczyła, że szczepienia prowokują organizm do odpowiedzi immunologicznej, co z kolei zwiększa odporność… ale naukowe argumenty nie przemawiały do jej rozmówców.

– Niedawno przyjęliśmy 46-letnią kobietę z bardzo niską saturacją. Została poddana terapii tlenowej i cały czas jest w kontakcie. Pacjentka kilkukrotnie nazwała mnie morderczynią. Powiedziała, że jestem opłacana przez rząd, który wszedł w spisek z rządami innych krajów, by zmniejszyć populację. Jej zdaniem medycy na całym świecie celowo zarażają pacjentów koronawirusem. Kobieta ta była i wciąż jest święcie przekonana, że zaraził ją lekarz w przychodni, do którego udała się ze zwykłym przeziębieniem.

Naprzeciw 46-letniej pacjentki, leży 37-letni mężczyzna, również poddany terapii tlenowej, który w istnienie pandemii nie wierzy w ogóle. Koronawirus to jego zdaniem zwykła grypa, wokół której farmaceutyczne lobby stworzyło legendy, tylko po to, by zarabiać na ludzkim strachu.

– To niezwykłe, że pacjent neguje istnienie choroby, którą sam bardzo ciężko przechodzi. Na moje pytanie, co w takim razie dolega jemu, odpowiedział, że ma tylko zwykły kaszel, który zaraz ustąpi… Trudno to skomentować, biorąc pod uwagę fakt, że codziennie walczymy o życie tego człowieka.

Często pacjenci na moje pytanie opryskliwie odpowiadają, że szczepienia nie mają żadnego sensu, „przecież to tylko grypa, drobne schorzenie, które zaraz minie”. A ja w tym samym czasie patrzę na ich płuca przeraźliwie opanowane przez wirusa. Nie wiem, czy przeżyją (...) Nie wyprowadzam ich z błędu, nie chcę kłótni. Zostawiam to lekarzom. Nie mówię nic. A to moje milczenie jest trochę jak minuta ciszy. Po dwóch latach pracy z covidem trudno się wyzbyć takich skojarzeń

Piotr Romanowski, pielęgniarz anestezjologiczny

Nieśmiertelni

Jak wytłumaczyć komuś, że musi być hospitalizowany z powodu choroby, w którą nie wierzy? Nad tym zastanawia się Dorota Kowalska, gdy jej karetka pędzi do kolejnego pacjenta z saturacją poniżej 90. Dorota pracuje w Pogotowiu Ratunkowym jako pielęgniarka anestezjologiczna.

– Kilka dni temu dostaliśmy wezwanie do 60-letniej pacjentki z ostrą niewydolnością oddechową. Saturacja: 82. Tłumaczę, że covid zaatakował jej płuca i że natychmiast musimy przewieźć ją do szpitala. Kobieta odparła, że nigdzie nie jedzie, bo nie wierzy w żadnego koronawirusa. Nie było czasu na dyskusje. Spojrzałam jej głęboko w oczy i stanowczym tonem powiedziałam: „Jeśli w tym momencie nie pojedzie pani z nami, to pani umrze”. Na szczęście podziałało.

„Nieśmiertelni” – tak Dorota nazywa tych, którzy negują skuteczność szczepionek bądź istnienie pandemii. „Nieśmiertelnych” w jej pracy nie brakuje. Zwykle mają od 50 do 60 lat i trafiają do karetki z ostrą niewydolnością oddechową. Gdy zostają podłączeni pod tlen, Dorota pyta o szczepienie. „A gdzie tam!”, „Absolutnie nie”, „Zgłupiała pani?” – takie odpowiedzi słyszy najczęściej.

– Gdy dopytuję o powód niechęci do szczepionek, słyszę historie w rodzaju: „Kolega ciotki nie mógł chodzić, gdy przyjął drugą dawkę” albo „Znajomy szwagra umarł tydzień po szczepieniu”. Wcześniej drążyłam, czy istnieje jakikolwiek dowód, że to szczepienie było przyczyną tych sytuacji, ale przestałam, bo dyskusje z tymi pacjentami nie mają najmniejszego sensu – mówi Dorota.

– Oczywiście niektórzy przechodzą szczepienie gorzej, a nawet trafiają do szpitala, ale te sytuacje zdarzają się niezwykle rzadko. Poza tym nie grożą śmiercią tak, jak nieszczepienie. A śmierć przychodzi często i to do młodych ludzi. Wczoraj kolega z zespołu pojechał na wezwanie do rodziców trojga małych dzieci. Oboje świeżo po 30-stce, myśleli, że są nieśmiertelni. Na pytanie, czemu się nie zaszczepili, mąż odpowiedział: „nie będę co pół roku latał na szczepienie!” Ale będzie latał na cmentarz, bo żona walkę z chorobą przegrała.

Twierdzą, że ich dzieci mają zwykły kaszel, a covidem zarażamy ich my podczas wykonywania testu, ponieważ płaci nam za to rząd albo farmaceutyczne lobby. Inni twierdzą, że wyniki są fałszowane, bo żadnej pandemii nie ma. Najbardziej szkoda mi dzieci, chorych i przerażonych, które nie wiedzą, jak się w tym odnaleźć

Agnieszka, pielęgniarka

Minuta ciszy

Podobną historię opowiada Piotr Romanowski, pielęgniarz anestezjologiczny z pracowni rezonansu magnetycznego i tomografii komputerowej wrocławskiego szpitala, który codziennie prześwietla płuca pacjentów chorych na covid. Niedawno trafiło do niego małżeństwo. Oboje dopiero minęli 30-stkę, oboje nieszczepieni. Dlaczego? On: „Bo nikt mi nie będzie wstrzykiwał niesprawdzonych preparatów”. Ona (ledwo mówiąc): „Bo byłam głupia, gdybym tylko wiedziała, jak to się skończy”.

– Ta kobieta to jedna z niewielu osób, które w momencie choroby doświadczyły refleksji i zakwestionowały decyzję o nieszczepieniu – mówi Piotr. – Zdecydowana większość pacjentów na moje pytanie opryskliwie odpowiada, że szczepienia nie mają żadnego sensu, „przecież to tylko grypa, drobne schorzenie, które zaraz minie”. A ja w tym samym czasie patrzę na ich płuca przeraźliwie opanowane przez wirusa. Nie wiem, czy przeżyją, nie wiem też, w jaki sposób będą przechodzić chorobę, wiem natomiast, że nie będzie to przebieg łagodny.

– Czy wyprowadza ich pan z błędu? Mówi pan, że to, co im dolega, to wcale nie jest drobne schorzenie?

– Nie chcę kłótni. Zostawiam to lekarzom.

– Więc jak pan reaguje?

– Nie mówię nic. A to moje milczenie jest trochę jak minuta ciszy. Po dwóch latach pracy z covidem trudno się wyzbyć takich skojarzeń.

Strach odwraca oczy

Rządowe dane opublikowane pod koniec grudnia 2021 roku, wskazują, że odsetek zaszczepionych co najmniej jedną dawką szczepionki na koronawirusa wynosi w Polsce 55,76 proc. W pełni zaszczepieni stanowią 47,67 proc. społeczeństwa – ten sam wskaźnik w całej Unii Europejskiej przekracza zwykle 60 proc. Polska pod względem szczepień zajmuje w UE piąte miejsce od końca. Za nami są tylko Chorwacja, Słowacja, Rumunia i Bułgaria. Dlaczego tak wielu Polaków neguje nie tylko skuteczność szczepionek, ale także istnienie samej pandemii?

Agnieszka: Bo uwierzyli w teorie spiskowe. Znajomi medycy, którzy zajmują się szczepieniami, codziennie przyjmują kogoś, kto podsuwa im kopertę z pieniędzmi, prosząc o wpisanie w rejestr bez rzeczywistej iniekcji. To pokazuje, jak bardzo są zdeterminowani i jak bardzo boją się, że padli ofiarą spisku, który im zaszkodzi.

Piotr: Myślę, że antyszczepionkowcy uwierzyli, że szczepionka niesie za sobą negatywne konsekwencje dla zdrowia i tak kurczowo się tego trzymają, że nie widzą dowodów naukowych, które temu przeczą, ani konsekwencji znacznie gorszych i znacznie bardziej realnych, jakie niesie za sobą brak szczepionki. Można powiedzieć, że są gotowi na śmierć.

Dorota: Dla wielu ludzi uznanie konieczności szczepienia oznaczałoby jednocześnie uznanie zagrożenia, jakim jest koronawirus, co z kolei zaburzyłoby koncepcję, która daje im poczucie bezpieczeństwa, że covid jest łagodną grypą bądź kłamstwem. Namawiając tych ludzi na szczepienia, „wykopujemy” ich ze strefy komfortu, a to rodzi sprzeciw i agresję. W końcu, kto nie chciałby żyć w świecie, w którym nie ma żadnej pandemii?

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.