Testy na koronawirusa można zrobić prywatnie już za 100-200 zł. Czy i kiedy wykonanie takiego testu ma sens?

się ten artykuł?
Wybrane laboratoria w Polsce oferują możliwość wykonania odpłatnie różnych testów na koronawirusa. Najtańsze można zrobić już za 100 zł. Na czym polegają takie testy i dla kogo będą przydatne? Wyjaśnia prof. dr hab. Anna Boroń-Kaczmarska, specjalistka chorób zakaźnych i zdrowia publicznego.
Po pierwsze: testować. Tylko jaki test wybrać?
Testy, testy, testy – apelował niedawno na konferencji dyrektor generalny WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus. Ponieważ zarówno w Polsce, jak i na całym świecie liczba przypadków infekcji COVID-19 wciąż rośnie, kwestia sprawnego i szerokiego diagnozowania ma ogromne znaczenie. Jest to szczególnie istotne z racji na fakt, że wielu nosicieli wirusa SARS-CoV-2 jest zupełnie bezobjawowych, przez co nieświadomie może zarażać inne osoby.
Nic dziwnego, że tak duże emocje wywołuje możliwość szybkiego testowania, które ma pozwolić na jak najpowszechniejsze identyfikowanie osób zarażonych i bieżące poddawanie ich kwarantannie. Od pewnego czasu w wybranych laboratoriach w całym kraju można wykonywać tzw. szybkie testy czy też testy serologiczne. Ich koszt różni się od miejsca wykonania badania, wynosi orientacyjnie od 100 do 200 zł. Wynik – w zależności od laboratorium i zastosowanej metody – możemy poznać nawet po 10 min. Co taki test właściwie pokazuje?
Co wykrywają testy immunologiczne?
Na początku należy zaznaczyć, że testy serologiczne opierają się na zupełnie innym mechanizmie działania niż testy diagnostyczne, w oparciu o które Ministerstwo Zdrowia codziennie aktualizuje liczbę chorych na COVID-19 w Polsce. Tylko te ostatnie – testy genowe (molekularne) – są bowiem w stanie stwierdzić, czy w organizmie koronawirus jest, czy go nie ma.
Testy serologiczne, nazywane też immunologicznymi czy też przesiewowymi, to zupełnie inna bajka. Są wykonywane z krwi pacjenta i – co może was zaskoczyć – wcale nie wykazują obecności koronawirusa w organizmie. Na czym właściwie polegają? Otóż wykrywają nie tyle wirusa, co przeciwciała wytwarzane w reakcji na jego obecność.
Cały ambaras polega na tym, że na wytworzenie tych przeciwciał potrzeba nawet kilkunastu dni od zakażenia. Dodatkowo badane podczas testów serologicznych różne klasy przeciwciał pojawiają się na różnych etapach infekcji:
– Z punktu widzenia pobudzenia odpowiedzi immunologicznej najważniejsze są przeciwciała w klasie IgM i IgG. Przeciwciała w klasie IgM w organizmie zakażonej osoby produkowane są jako pierwsze – ich pojawienie się oznacza pobudzenie układu odpornościowego. Przeciwciała IgM syntetyzowane są najszybciej, ale ich skuteczność zwalczania czynnika szkodliwego jest dosyć ograniczona. Niedługo po nich – to może potrwać dobę, dwie, trzy – w organizmie syntetyzowane są przeciwciała w klasie IgG. Te są produkowane dosyć długo i utrzymują się również po wygaśnięciu infekcji. Dlatego to właśnie one są najistotniejsze dla oceny stanu zdrowia i kondycji immunologicznej pacjenta. Jeśli zostają wykryte w teście, są dowodem albo trwającego albo przebytego zakażenia – tłumaczy prof. Anna Boroń-Kaczmarska.
Specjalistka zwraca uwagę, że z tego powodu testy serologiczne na nic się nie zdadzą w przypadku osób, które miały kontakt z kimś zakażonym dobę czy nawet kilka dni wcześniej. Mogą się nie sprawdzić również wtedy, gdy pojawiają się alarmujące objawy – przeciwciała mogą być jeszcze nieobecne w krwi chorego. W takich przypadkach wynik ujemny nie świadczy o braku infekcji i nie daje podstaw do jej wykluczenia.
– Jeśli mamy do czynienia z łagodną postacią COVID-19, to przeciwciała klasy IgG pojawiają się zazwyczaj po 10-12 dniach, czyli właściwie dopiero pod koniec choroby. Testy serologiczne tak naprawdę dopiero po fakcie informują, czy pacjent miał kontakt z wirusem SARS-CoV-2. Myślę, że dla wielu osób, zwłaszcza w przypadku zakażeń bezobjawowych, jest to istotna wiadomość. Ale niestety taki test nie daje odpowiedzi na pytanie, czy została wykształcona trwała odporność, jak długo będzie się ona utrzymywała. Żeby to sprawdzić, należałoby to badanie powtarzać i to w długim przedziale czasu – mówi ekspertka.
Test serologiczny testowi serologicznemu nierówny
Jeśli chodzi o wykrywanie przeciwciał, na rynku są obecnie dostępne:
- szybkie testy serologiczne kasetkowe – krew do ich wykonania pobierana jest z palca;
- testy serologiczne wykonywane metodą ELISA (to powszechnie stosowana metoda laboratoryjna, która służy m. in. do ilościowego wykrywania przeciwciał we krwi) – krew do badania w tym przypadku pobierana jest z żyły.
Jeżeli decydujemy się na zrobienie testu immunologicznego, lepiej zdecydować się na tę drugą opcję.
– Test serologiczny nie da szczegółowych informacji o trwającym zakażeniu, ale gdy chcemy potwierdzić, że przeszliśmy zakażenie, można go zrobić – mówi prof. Boroń-Kaczmarska. – Przy czym lepiej, żeby był wykonany tradycyjną metodą ELISA, a nie metodami skróconymi.
Dlaczego akurat tak? Podstawą oceny badań przesiewowych jest ich czułość i swoistość – czyli odpowiednio: zdolność testu do prawidłowego rozpoznania choroby tam, gdzie ona występuje, oraz zdolność testu do prawidłowego wykluczenia choroby tam, gdzie ona nie występuje. W przypadku testów kasetkowych bywają z tym duże problemy (zwłaszcza w przypadku niesprawdzonych producentów).
Test genowy kontra test serologiczny
Światowa Organizacja Zdrowia nie rekomenduje testów serologicznych jako głównej metody diagnostyki COVID-19 – zaleca, by traktować je jedynie jako badanie pomocnicze. I podobnie jak GIS przypomina, że do testów immunologicznych należy podchodzić z pewną dozą ostrożności, bo wynik negatywny nie gwarantuje, że nie zostaliśmy zakażeni i nie zwalnia z obowiązków przestrzegania rygorów sanitarnych. Zgodnie z zaleceniami WHO rozpoznanie infekcji SARS-CoV-2 wymaga potwierdzenia obecności materiału genetycznego wirusa w wymazie pobranym od pacjenta.
Jeśli chodzi o badania materiału genetycznego, w Polsce istnieje również możliwość komercyjnego wykonania testów genowych, czyli tych, które obecnie są stosowane w standardowej diagnostyce COVID-19 w szpitalach. Pozwalają one z dużą dokładnością wykryć obecność wirusa SARS-CoV-2 w organizmie, ale ich koszt jest znacznie wyższy niż w przypadku serologicznych – wynosi ok. 600 zł (wymagają specjalistycznego sprzętu i wykwalifikowanych diagnostów).
Natomiast, jak powtarza prof. Boroń-Kaczmarska:
– Jeśli ktoś obawia się, że mógł zostać zakażony, a zwłaszcza jeśli ma niepokojące dolegliwości, to takie badanie warto zrobić, ponieważ ono pozwala wykryć trwające zakażenie.
Przypomnijmy, że testy genowe są wykonywane metodą Real-Time PCR (polymerase chain reaction – reakcja łańcuchowa polimerazy) i polegają na pobraniu wymazu z górnych dróg oddechowych. Próbka jest wysyłana do laboratorium, gdzie bada się obecność wirusa w śluzówce pacjenta. Z tego powodu testy molekularne umożliwiają wykrycie choroby na wczesnym etapie, także zanim wystąpią objawy (choć nie zadziałają raczej tego samego dnia, gdy ktoś miał styczność z osobą zakażoną, ponieważ SARS-CoV-2, aby został wykryty, musi mieć szansę namnożenia się w organizmie).
Właśnie takie badania wykonują odpłatnie m.in. popularne mobilne punkty pobrań typu „drive-thru”, które pojawiły się ostatnio m.in. w Warszawie, Łodzi i Poznaniu. Czas oczekiwania na wynik wynosi zazwyczaj od 48 do 72 godz.
To jeszcze nie wszystko, czyli szybkie testy antygenowe
Trzeba również dodać, że obecnie (poza standardowymi testami genowymi i szybkimi testami serologicznymi) dostępny jest jeszcze jeden rodzaj testów. Jak mówi prof. Ann Boroń-Kaczmarska:
– Kontynuowane badania, jak i osiągalne już testy mogą wykrywać antygen wirusa.
Czym charakteryzują się te właśnie testy? Inaczej niż szybkie testy serologiczne pozwalają one na wykrycie aktywnej infekcji, ponieważ badają obecność antygenów koronawirusa w wymazie pobranym z nosa i gardła (antygen jest substancją, która pobudza układ odpornościowy organizmu do produkcji przeciwciał). Dodatkowo są znacznie prostsze i tańsze od drogich i czasochłonnych testów genetycznych. Wymazu nie trzeba odsyłać do specjalistycznego laboratorium, a wyniki dostępne są już w 15 minut.
– W przyszłości, oby jak najszybszej, wykrywanie antygenu bądź antygenów wirusa będzie najlepsze, ponieważ potwierdza zakażenie i tym samym rozpoznanie infekcji będzie możliwe już po kilku dniach. Takie szybkie testy będą mogły być realizowane w różnych placówkach medycznych – mówi prof. Boroń-Kaczmarska.
To właśnie o testach antygenowych mówił kilka dni temu wiceminister zdrowia Waldemar Kraska, informując, że do Polski dotarły z Korei „dające dużą nadzieję” szybkie testy na koronawirusa. Wiceminister zastrzegał, że obecnie przechodzą one tzw. walidację, tzn. potwierdzana jest ich czułość i swoistość. Ich oceną, czyli „testami testów”, zajmuje się obecnie Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego – Państwowy Zakład Higieny.
Jak bowiem pokazują doświadczenia różnych państw, w zależności od producenta szybkie testy antygenowe mogą radykalnie różnić się wiarygodnością. Przykładowo w Czechach i w Hiszpanii odrzucono całe partie testów zakupionych w Chinach, bo ich czułość i swoistość była bardzo niska.
Do Polski dotarło 27 tys. testów antygenowych, które mają posłużyć przede wszystkim sprawnemu badaniu pracowników medycznych.
Polecamy

„Nie może już siedzieć, stać ani chodzić”. Cierpiąca na long COVID mama czwórki dzieci zbiera na eutanazję

Koronawirus znów w natarciu, alarmujące dane. „Mamy tyle zakażeń COVID-19, ile jesienią 2020 roku” – ostrzega Paweł Grzesiowski

Kora wierzby działa przeciwwirusowo. Może być przełomem w walce z groźnymi infekcjami
